Istambuł

Friday, March 5, 2010


Istambuł. Most Galata


 


Krótki, 2 godz. lot  i już jest się w Istambule. Gdyby nie meczety i zatoka gęsto upstrzona okrętami byłby to prawie Izrael - podobny do tego jaki znam z Nazaretu, Akko, Jaffy czy płn. biedniejszego Tel Awiwu.


 


Dobre hotele z tureckimi łaźniami, masa restauracji i kiosków z jedzeniem, świetna (prawie wyłącznie męska) obsługa, gwar, zapchane chodniki i zakorkowane ulice, które bałam się przejść. Swojski bałagan. Raczej ten izraelski – nie polski.


Oczywiście nie ważne czy wychodziłam  z hotelu z samego rana czy wracałam późnym wieczorem tamtejsi sprzedawcy i tak stwierdzali, że niezbędną dla mnie rzeczą są ręcznie tkane, olbrzymie dywany i to za 200% wartości, które koniecznie muszę kupić - jak nie dzisiaj to jutro... Byłam też o tym nie strudzenie informowana  w kilku miejscach, kilkakrotnie, przez każdy dzień mego pobytu...


 


Istambuł. Raj kulinarny dla miłośników ryb i owoców morza oraz dla tych, mięsożernych wśród nas, którym śni się po nocach soczysty kawał mięsa - najlepiej w postaci owalnych klopsów zwanych w Turcji kebabami. Dla mnie dziewicza możliwość zjedzenia odnogi ośmiornicy. Wyborna konsystencja: zwarta, twardowato-miękka, el dante jak pewnie określili by ją Włosi, soczysta i skondensowana. Od razu poprawiła mi humor. Poczułam smak egzotyki i stałam się pionierką – co prawda tylko mojej biografii kulinarnej – ale zawsze to coś...






Czas na ośmiorniczkę...


 


Nie mogłam przepuścić okazji i nie zjeść jogurtu: czystego, w sosach, z mięsem czy z warzywami. Jeśli ktoś zdecyduje się, tak jak ja, na rejs Bosforem aż do Morza Czarnego (polecam) - po drodze niech nie przegapi panów z pudłami miejscowego jogurtu (wchodzą na statek w okolicy Kanlica). Pyszny!!! Taki, że łyżeczka w nim staje!!! Leciutko kwaskowaty, łagodny o niepowtarzal- nym smaku... Dobra jest też zwykła maślanka - bardzo delikatna i ożeźwiająca, która wspaniale gasi żar ostrych przypraw czy mdłego smaku baraniego tłuszczu. (Wiem - pewnie i wasze babcie mówiły, że nie popija się mięsa mlekiem - a jednak! Spróbujcie!)


 


Tureckiej kawę za to mogłabym nie pić. Cienka, kwaskowata - zupełnie mnie mnie zachwyciła mimo całej tureckiej tradycji kawowej. Nie wiem czy ja jestem temu winna: wybrałam złe kawiarnie (choć próbowałam ich kilka) czy może winne są temu moje stare przyzwyczajenia, które  nie pozwoliły mi delektować się nią? Nie mam pojęcia. Nie smakowała mi. Wolę naszą zwykłą "turecką" czyli czarną kawę zalewaną wodą albo taką jaką mój przyjaciel Karol robi mi czasami kiedy oglądamy u mnie w domu polski film i bardzo się wzruszamy - tak jak to było ostatnim razem kiedy oglądaliśmy "Pora umierać" z  fantastyczną kreacją aktorską Danuty Szaflarskiej.




Najpierw w blaszanym, specjalnym dzbanuszku Karol podgrzał wodę na małym gazie śpiewając żewną rosyjską piosenkę (rodzice Karola, Żydzi, zostali deportowani w czasie wojny z terenów Polski zajętych przez ZSSR na Syberię gdzie on się urodził). Potem pilnował jej bardzo pilnie by nie zrobiła mu psikusa i za szybko się nie zagotowała.  We właściwym momencie - w pierwszej sekundzie kiedy woda zaczęła wrzeć - Karol wsypał do niej, dokładnie odmierzoną - specjalną łyżeczką przyniesioną z domu (ja nie mam takiego magicznego przedmiotu) - kawę z kardamonem i cukier. Nie pozwolił wodzie prawie gotować się, ale nie wrzeć. Oziębiał ją zamaszystym mieszaniem łyżeczką i przestrzegał  poważnym basem mrucząc: "jeszcze chwileczkę, jeszcze trochę"... Po kilku sekundach zdjął ją z gazu, uśmiechnął się – tylko tak jak on potrafi: ustami, oczami i brodą św. Mikołaja (albo Marksa - patrona komunistów na którego cześć dostał swoje imię) i przelał do malutkich filiżanek.


 


Niby nic: woda, kawa, cukier, zastygła na sekundę chwila, proporcje, cierpliwość i trochę włożonego w przygotowanie serca i wychodzi ...czarna ambrozja! Kawa z kożuszkiem. Mocna i słodka. Podana z życzliwością i przyjaźnią, jaka łączy nas od 16 przeszło lat, przeniosła nas prosto w błogostan przyjemności, stan rajskiego odprężenia z jednoczesnym wyostrzeniem wszystkich zmysłów...


 


Oglądaliśmy popis aktorski Szaflarskiej, nie zawierający ani jednej fałszywej nuty, z rozdziawionymi z podziwu gębami pijąc aromatyczną, arabską kawę, którą Karol nauczył się przyrządzać od swojej żony "Perły Dalekiego Wschodu" - jak on ją nazywa, bo pochodzi z irackich Żydów - i płakaliśmy ze wzruszenia: nad losem, śmiercią która na nas i naszych bliskich gdzieś tam czyha, nad  niewdzięcznością dzieci, mimo że jeszcze jej nie doświadczyliśmy i obcością skomercjonalizowanego świata w którym żyjemy. Smutno nam było z powodu śmierci tak utalentowanej aktorki,  a później, po telefonie do koleżanki z Polski, bardzo wesoło z powodu cudu jaki się wydarzył: dobrego zdrowia i aktywnego życia tej, którą już zdążyliśmy opłakać  i złożyć w grobie plotek.


 


Wracając jednak do Turcji.. Więc - kawa (dla mnie) - nie ale herbata jabłkowa - tak. Naprawdę dobra.


"Turkish Delight" - "Lokum" niby nie lubię, niby przywiozłam tylko mężowi, który za tymi słodyczami przepada a jednak... Jak myślicie: co teraz mam w buzi kiedy piszę ten tekst? Oczywście!!! "Lokum original" firmy "Haci Bekir" z  migdałem w środku, który troszkę przyćmił swoim smakiem ten wcześniejszy z orzeszkami pistacjowymi  i ten poprzedzający go z laskowymi. Nie był to dobry pomysł – nie tylko dlatego, że zajadałam się moim własnym prezentem dla kogoś innego ale dlatego, że - wiórki kokosowe i cukier puder wysypały się z kartonu na  klawiaturę i myszkę, nie mówiąc już o podłodze którą starannie wczoraj umyłam... Niezła kara za łakomstwo i obżarstwo!


 


Akurat pod moimi oknami w Ramat Ganie sprzedawca domokrążny ofiaruje za małe pieniądze owoce a ja jestem łakomczuchem i nie było mnie w domu przez kilka dni..., więc muszę przerwać pisanie i zrobić małą przerwę. Nie pogniewacie się? Może zróbcie sobie w tym czasie kawy? Albo przegryźcie coś?


(...) Chciałam kupić pomele - słodkie skrzyżowanie grejfruta z pomarańczą. Co kupiłam? Woreczek plastikowy (chyba ze 2kg) pomarańczy, klementynek, awokado i dwa plastikowe pojemniki truskawek - na jakie wlaśnie jest sezon. O pomelach zapomniałam... Nic to!!!


Jeszcze jeden "lokum" - tym razem z pudełka sprezentowanego "na odjezdnym" przez hotel - popity naszą wiśniówką i mogę pisać dalej...


 


Hotel. Mój był tuż przy ogrodach pałacu Topkapi w dzielnicy  Sirkeci, w samym centrum Sultanahmet. Bardzo egzotyczne położenie: nocą w pobliskich ogrodach odbywały się walki dzikich psów (bez publiczności). Skowyczenie, szczekanie, ujadanie były tak głośne, że nie dały mi najmniejszej szansy na spanie (chyba że to już była trzecia noc z kolei, a ja do tego czasu obiegłam połowę Istambułu) ale gdybym mimo wszystko zasnęła i tak nie miałabym szansy przespania romantycznego momentu, tuż przed wschodem słońca, o którym informował mnie przez głośniki przeciągle zawodzący muezzin z pobliskiego minaretu - w moim szczęśliwym przypadku – wraz z kilkoma przyjaciółmi z pobliskich kilkunastu meczetów...


 


Sam pałac: niewątpliwie ciekawy. Można było zobaczyć tu piąty co do wielkości, 85 karatowy diament; tron koronacyjny sułtanów i to co dla mnie najciekawsze: najekskluzywniejsze więzienie dla kobiet: 400 pokojowy harem...


Pewnie nie łatwo było być niewolnicą sułtana uzależnioną od strażników - sfrustrowanych seksualnie eunuchów, od  Królowej Matki i samego władcy, którego spora część kobiet pewnie nie miała szansy bliżej poznać.


Plotki, zawiść, strach, samotność, intrygi, tragedie i tęsknota do wolności. A może to było zupełnie inaczej? Wielkie szczęście, że zamiast bycia poddaną, kompletnie uzależnioną od jakiegoś zwykłego mężczyzny któremu usługuje się i rodzi dzieci - najlepiej płci męskiej, bo inne nie mają prawie wartości - ma się szansę bycia kochanką największego człowieka w całym sułtanacie?


Przepych w zamian za wolność – wolność ograniczoną bo czy w religii muzułmańskiej kobieta może być naprawdę wolną i współrzędną mężczyźnie? Harem funkcjonował przez setki lat, w czasach przed epoką  Mustafy Kemala – Attatürka (ojca wszystkich Turków) który po po I wojnie światowej obalił ostatniego sułtana, i w 1923 r. narzucił nową obyczajowość, kalendarz i nowy język turecki wraz z alfabetem łacińskim i narzucił zachodni model rozwoju.


Pewnie nie każda pani z haremu miała okazję bycia obsługiwaną przez służki w jednym z tych pięknych pokoi udostępnionych turystom. Tutaj mieszkały tylko te najpiękniejsze, najlepiej urodzone, faworyty na których spoczęło oko Pana a łono wydało potomka... a te inne? Jak sobie radziły? Czym się zajmowały przez cały dzień? O czym myślały? Czy znalazły sobie wierne przyjaciółki? Pewnie były tu i branki z Lechistanu. Jak potoczyło im się życie? Podobno jednego razu kiedy mieszkające w pałacu kobiety znudziły się sułtanowi zrobiono więc "porządek" i ponad 200 kobiet utopiono by zrobić miejsce na nową dostawę "żywych klejnotów"....


 



 


 


Pałac Topkapi. Harem


 


Cały kompleks pałacowy mieści się na przestrzeni od 592,600 metrów kwadratowych do 700,00 metrów (w zależności od sposobu mierzenia). Oczywiście – nie zobaczy się w jeden dzień wszystkiego i lepiej też tego samego dnia nie przesadzać ze zwiedzaniem. Po Topkapi rozkosznie jest pomarzyć o dawnych czasach w łaźni tureckiej albo w kafejce na Moście Galata czy na ławce w parku trzymając w ręku małą, papierową torebkę palonych kasztanów - jeśli się je lubi ( bo ja nie)...


 


Meczety: "Hagia Sofia", "Błękitny ", "Sultanahmet" i "Suleymaniye" koniecznie trzeba zobaczyć: porażają pięknem kształtów, wymyślnością mozaiek, fantazyjnością kopuł i elementów dekoracyjnych; czarują delikatnym światłem sączącym się przez witrażowe okna i wabią miękkością dywanów pod bosymi stopami.



 





Hagia Sofia


 


Muza młodzieńczych lat Juliusza Słowackiego – Ludwika Śniadecka pochowana jest na cmentarzu w polskiej wiosce Adampol (Polonezköy), położonej 35 km.od Istambułu. Ktoś polecił mi wizytę w niej w przerwie pomiędzy zwiedzaniem "miasta sułtanów". Pojechałam. Piękna okolica. Muzeum. Kościół. Cmentarz. Świetne restauracje. Mili ludzie i polskie nazwy przyciągające turystów. Najciekawsi jednak byli ONI - Polacy, którzy od przeszło 150 lat (ks.Adam Czartoryski ufundował wioskę polskim emigrantom w 1842) uparcie trwają w wierze i mowie przodków. Cztery pokolenia strażników języka polskiego i polskiej tradycji nadal posługujących się językiem Mickiewicza!!!


Potrafię ich docenić, bo sama od 20 lat mieszkam na emigracji w Izraelu. Urodziłam się jednak w katolickiej rodzinie. Mój dziadek walczył w Legionach Piłsudskiego, w Powstaniach Śląskich i w AK.


Nigdy nie przypuszczałam, że będę mieszkać poza ojczyzną i nigdy też nie wyobrażałam sobie, że moja kochana córeczka będzie do mnie mówiła:"ima" zamiast "mama" a kiedy będę czytać jej polskie książki poprosi o inne, "bo tych nie rozumie" (w domu mąż nie zna polskiego, mówimy więc po hebrajsku)..."Smutno mi, Boże!"...



15.000 kupców z dwóch kontynentów sprzedających swe towary w 3.500 sklepach "Kapali Carsi" czyli wielkiego Bazaru zagłuszyło mój smutek potokiem nawoływań, grzecznymi rozmowami i blaskiem złotych ozdób. (Podobno na terenie targu znajduje się ponad 10 ton czystego złota). Tamtejsze sklepy jak dumne pawie prezentowały cudowną nieskończoność towarów w tysiącach kolorów i fasonów nęcąc fantazją zamkniętą w małym puzdereczku z masy perłowej czy zapachem dzikiej róży w szklanym flakoniku. Były prawdziwą orgią dla oczu, nosa i wzroku. Uszy jednak wolałby nie słyszeć setek zapytań: "jak się masz" i "czy możesz coś tylko zobaczyć" a usta z zadowoleniem przestałyby kilkadziesiąt razy odpowiadać: "Dobrze. Dziękuję". Jeśli jednak chce się coś kupić trzeba poddać się rytuałowi targowania się o cenę, który jest częścią transakcji a ja się do tego nie za bardzo nadawałam. Wymyśliłam więc sposób na bezstresowe oglądanie 80 uliczek bazaru. Spacerowałam z błogim uśmiechem na ustach i ze stoickim spokojem wykręcając się milczeniem przed koniecznością stałego kontaktu ze sprzedawcami. Mięciutka wata w uszach tłumiła bezustanne nagabywania handlarzy i pozwalała koncentrować się na przepychu asortymentu i obserwacji sprzedających i ich klientów. (Wata, moi państwo, wata, albo zatyczki do uszu).



 



Metuka. Tancerka brzucha


 


Różowy, pluszowy kostium tancerki brzucha, kupiony w pięknym sklepie z niebieską mozaiką nad wejściem (nie pytajcie się gdzie, bo w życiu tam nie trafię drugi raz), w złote listki, ozdobiony kolorowymi cekinami, wraz  kołpakiem obszytym monetami i  chustką wyszywaną złotą nitką  oraz  tradycyjnymi, zakrzywionymi na czubku pluszowymi butami z pomponem bardzo spodobał się mojej córeczce-sroczce, która włożyła go od razu po przyjściu do domu z lotniska i nie pozwoliła zdjąć go aż zasnęła... Wcześniej jednak po przylocie powitała mnie z twarzą wysmarowaną krwistą szminką z okazji zbliżającego się święta żydowskiego Purym (coś w rodzaju naszego karnawału). Przycisnęła mnie mocno do siebie i z determinacją w głosie oświadczyła:" następnym razem nie jedź sama – przecież ja z Tobą mogę pojechać!Pomogę ci! Tata mi pozwoli!"


 


Jej tata uśmiechnął się i przywitał mnie stwierdzeniem: "bardzo szybko przeszły te dni bez Ciebie". Wiem. Żartował, ale nie śmieszył mnie. Miałam nadzieję, że czas beze mnie będzie mu się wlekł w nieskończoność...Tak to chyba jest po 19 latach małżeństwa? Przynajmniej u mnie. A jak u Was?


Najgorętsze przyjęcie powitalne przygotowała mi jednak moja 9 miesięczna suczka (cavalir king charles spaniel). Obracała się w kółko, merdała ogonem, skakała, lizała mnie chyba przez 20 minut! I co najważniejsze przez cały czas miała miłość w oczach lub przynajmniej tak mi się wydawało, bo jej oczy były satynowo wilgotne a spojrzenie miękkie, wierne i oddane. Jakieś takie lekko zamglone...A może mi się tylko wydawało? Czyżbym była trochę pijana? W samolocie wypiłam dwie puszki piwa, tureckiego, bardzo dobrego, dokładnie takiego jakie piłam siedząc nad wodami Bosforu jeszcze wczoraj wieczorem i myśląc o... Polsce do której nie wiadomo kiedy pojadę...


Na razie - dobrze jest wrócić do domu, choć nie jest on pod słowiańskim niebem...


 

0 comments:

Post a Comment

Note: Only a member of this blog may post a comment.

Szukaj w Blogu

-----------------------------------------


----------------------------------------

Back to Top