Scenka z życia: izraelska biurokracja

Thursday, June 28, 2012

Urzędnik w izraelskim „Biurze Pracy” w Tel Awiwie od kilku minut bezskutecznie próbował odnotować fakt mojego stawienia się w urzędzie.


- Dziwne - mruczał pod nosem stukając w klawiaturę i wpatrując się w ekran komputera. Po kilku minutach oznajmił tonem odkrywcy. – O!!! Już wiem! Jesteś katoliczką!


- Tak – odpowiedziałam niepewnie nie rozumiejąc co ma wspólnego ze sobą staranie się o pracę i przynależność religijna?


- W komputerze napisane mam, że dzisiaj masz święto, więc nie powinnaś pracować - wyjaśnił urzędnik,po czym znów wydał ten sam okrzyk zdziwienia, który słyszałam zaledwie minutę wcześniej.


- O!!! Jesteś z Polski!


- Przyznaję się! – odpowiedziałam uśmiechając się.


- Ja też!


W tym momencie rozmowa potoczyła się wielokrotnie przerabianym przeze mnie formatem pytań: skąd, kiedy, z kim i gdzie. W finiszu pogawędki miałam już bliskiego znajomego – pana Motkę - o którym sporo wiedziałam, a i on dowiedział się o mnie nie jedno (tak to już jest jak spotyka się rodaka).


- Ja nie pozwolę na to, byś  dzisiaj na próżno przyjechała z Ramat Ganu. (Pomyślałby ktoś, że Ramat Gan leży gdzieś na drugim końcu Izraela,a nie kilka kilometrów od miejsca, w którym aktualnie znajdowaliśmy się).


- Spróbujemy wpisać cię pod dziesiątkę.


- Spróbujmy! – zgodziłam się ochoczo.


Kilka uderzeń w klawiaturę. – O!!!! – udało się! Twoja obecność została zarejestrowana! – Mazal tow! -etuzjastycznie wykrzyknął Motke.  – Do widzenia – pożegnał się ze mną po polsku.


- Do widzenia – odpowiedziałam. – Tylko..., zanim pójdę, ciekawa jestem, o co chodziło z tą „dziesiątką”?


- E – machnął lekceważąco ręką Motke – wpisałem cię jako Żydówkę. 



 

Szukaj w Blogu

-----------------------------------------


----------------------------------------

Back to Top