Bezpieczny Izrael, albo zasłona dymna

Monday, November 26, 2012
"Filar Obrony", 17:30. Piatek. 23.11. 2012

Ekipa TVN24 nieszczęśliwie spóźniła się na „wojnę” w Izraelu o feralne dwa dni. Gdyby trochę poczekała, pewnie mogłaby za jakiś czas zarejestrować kolejny ostrzał Izraela. Tymczasem jednak,  21 listopada 2012, Palestyńczycy i Izraelczycy przestali się ostrzeliwać i zawarli rozejm kończący operację „Filar Obrony”, której nazwa dosłownie po hebrajsku brzmi: „Amud Anan”, czyli „Filar (słup) chmury”, ponieważ działania zbrojne zaplanowane były na tydzień wcześniej, ale nie doszły do skutku ze względu na zachmurzone niebo uniemożliwiające lotnictwu izraelskiemu atak. Nie mogąc filmować ostrzałów rakietowych, filmowcy zadowolić się musieli spacerem do schronu (patrz link), jednego z wielu, w jakie wyposażone są izraelskie nowe budynki lub te, które w ostatnich latach przeszły remont generalny (filmowany budynek został wybudowany w 1935 roku i jest przykładem architektury Bauhausu). Oprowadzająca polską ekipę, Ahuwa Pinkas Kaplan na pytanie reportera: „czy czuje się bezpiecznie w schronie, w którym w ostatnich dniach była trzy razy, najdłużej 10 minut”, odpowiedziała: „czuję się bezpiecznie w całym Izraelu, nie tylko tutaj”. Pomimo, że tylko 4 proc. Izraelczyków uważa, że po rozejmie nie dojdzie już w najbliższej przyszłości do ostrzałów Izraela, na to samo pytanie najprawdopodobniej wielu Izraelczyków odpowiedziałaby podobnie. Przyznanie się do strachu wskazywałoby na to, że Hamas wygrał, a Żydzi w swoim własnym państwie – z założenia powstałym jako miejsce schronienia dla Żydów z całego świata - znów się boją i nie są pewni swojej egzystencji, a ich życie i śmierć uzależnione jest od innych. „Am Izrael hu am hazak” – „Naród izraelski jest silnym narodem” – słyszy się często na izraelskiej ulicy, a powiedzenie „wszystko będzie dobrze” jest jednym z najpopularniejszych we wszystkich kręgach społeczności izraelskiej. Izraelczycy faktycznie czują się silni, bo na słabość nie mogą sobie pozwolić.



W Izraelu nie tylko mężczyźni,

ale i kobiety służą w wojsku.

Kiedy rodzi się dziecko,

każda izraelska matka ma nadzieję, że

kiedy ono dorośnie, nie będzie już wojen

Zdjęcie: Kaśka Sikora

 

W Tel Awiwie od ponad 20 lat nie słyszano syren, które od czasu wyjścia wojska izraelskiego ze Strefy Gazy wyły „wyłącznie” na południu Izraela. Kiedy jednak rozpoczął się atak, większość mieszkańców Tel Awiwu nie zmieniła swoich codziennych przyzwyczajeń, tak jakby wojna była naturalną koleją rzeczy. Nadal chodzono do restauracji i kawiarni na świeżym powietrzu, spacerowano, korzystano z ładnej pogody kąpiąc się w morzu i chodząc wieczorami do pubów i na koncerty. Dym nad Gazą i zestrzeliwanie przez „Żelazną Kopułę” rakiet mieszkańcy Aglomeracji Tel Awiwskiej oglądali na ekranach telewizorów. Było to bardzo dziwne uczucie uczestnictwa w realno-wirtualnym show. Najpierw przy wtórze miejscowej syreny, jak najzupełniej realnej, oglądało się w telewizyjnej transmisji na żywo wirtualne odpalanie wyrzutni antyrakietowej, w telewizji śledziło się lot rakiet i ich rozbłysk na niebie w momencie dosięgnięcia celu, a po minucie lub dwóch, słyszało się huk spadających odłamków u siebie za jak najbardziej prawdziwym oknem. Przyśpieszony rytm serca odczuwało się bardzo realistycznie tylko wtedy, kiedy nagle rozumiało się, że miało sie szansę zostać jednym tragicznych aktorów przedstawienia z rakietami i „Żelazną Kopułą” w roli głównej. Mieszkańcom Gusz Dan trudno było uwierzyć, że ostrzał rakietowy jest częścią ich rzeczywistości. Przeczyło temu doświadczenie. Nikt nie zginął, żaden dom w Tel Awiwie nie został zniszczony, a dzień przed ostrzałem był zupełnie zwyczajny, podobny do wielu innych dni. Żadna wroga armia nie przekroczyła nagle granic lądowych ani morskich Izraela. Państwo nie został zaatakowane przez wrogie lotnictwo. Nawet Gaza, oddalona zaledwie o kilkadziesiąt kilometrów od Tel Awiwu, filmowana na żywo, podobna do zbombardowanych w czasie II Wojny Światowej miast, z perspektywy Tel Awiwu wyglądała zupełnie nierealnie, jakby to nie z niej posyłane były rakiety na Izrael i jakby to nie izraelskie wojsko ją bombardowało.

Chociaż niby nic się nie stało, jednak nagle ceny mieszkań posiadających specjalne pomieszczenie mogące służyć jako schron, zwane „MAMAD”, czyli pokój zbudowany z betonu, z oknami zabezpieczonymi żeliwnymi płytami i z masywnymi, żelaznymi drzwiami, podrożały w Tel Awiwie o 10 proc, a ceny mieszkań posiadających zbiorowy schron – o 5 proc. Na południu zaś mieszkania tego typu poszły w górę dwa razy tyle (10-20proc.).

W Sderot i w innych izraelskich miastach południowego Izraela od 12 lat schrony nie świeciły pustkami. Były w ciągłym użyciu, w dnie i w nocy, po wiele godzin. Jednak pojedynczymi ostrzałami czy nawet ich serią, raz na jakiś czas, nikt się zwykle specjalnie nie interesował, tak jakby wystrzeliwanie rakiet na mieszkańców jakiegoś państwa było zupełnie zrozumiałym, banalnym faktem, bo przecież „tylko” w niektórych miastach i wioskach Izraela dzieci rodziły się do rzeczywistości, w jakiej z minuty na minutę mogło dojść do ostrzału ich domu, pomimo tego, że w całym kraju w zasadzie nie toczyła się oficjalna wojna.



"Żelazna Kopuła"  - filar obrony izraelskiej

Jak żyje się rodzinom palestyńskim, bez ochrony schronów i „Żelaznej Kopuły”, których codzienny byt od lat jest zagrożony? Wielu Palestyńczyków służy terrorystom jako „żywe tarcze”. Budynki, w których mieszkają, wykorzystywane są często, bez ich wiedzy i zgody, na kwatery terrorystów, magazyny broni i na laboratoria materiałów wybuchowych. Wojsko izraelskie burzy je, a pod gruzami znajdują śmierć niewinni ludzie, pomimo tego, że izraelskie wojsko stara się oszczędzić ludność cywilną i w ostatnich atakach wojskowych zwanych w Izraelu „chirurgicznymi” zginęło o wiele mniej cywilów niż w poprzednich operacjach tego typu.

Jakie państwo demokratyczne zgodziłoby się na ostrzał rakietowy swoich mieszkańców, nie ważne raz w roku, raz w miesiącu czy raz dziennie? Nie można żyć w sytuacji, w jakiej jakaś organizacja terrorystyczna kieruje krajem i od niej zależy to czy dzieci idą rano do szkoły, uciekają do schronów czy giną na ulicach palestyńskich miast.

Hamas twierdzi, że ma prawo walczyć z Izraelem, który co prawda wyszedł ze Strefy Gazy, ale nadal sprawuje kontrolę nad wszystkimi wejściami do niej, strefą powietrzną i morską, a ponieważ okupuje on palestyńską ziemię, to naród palestyński, tak jak każdy okupowany naród, ma prawo do zbrojnej walki z okupantem.

Nie zważając na operacje zbrojne przeprowadzane w Izraelu regularnie co kilka lat, oraz na ciągłe zagrożenie atakami terrorystycznymi, do Izraela co roku przyjeżdżają nowi emigranci. W ostatnich latach zwłaszcza z Francji i z USA. Będąc Żydami, tylko w Izraelu czujemy się bezpiecznie i możemy być dumni z naszego pochodzenia, bez obawy o reakcje na nie otoczenia. Tutaj możemy swobodnie pokazać się z kipą na głowie i wieść życie w poszanowaniu zasad naszej religii – twierdzą olim chadaszim – nowi emigranci mający, o dziwo, poczucia bezpieczeństwa, w kraju, kojarzący się na całym świecie z wojnami i permanentnym zagrożeniem.

W Ramat Ganie, w którym mieszkam, należącym do Aglomeracji Telawiwskiej, na co dzień samotnie wychodzę na spacer z psem, również późnym wieczorem, zdarza mi się i nocą. Chodzę po ulicach, siedzę na ławce w parku, odwiedzam odosobnione skwery. Zawsze czuję się w takich sytuacjach bezpiecznie, chociaż moja suczka, należąca do rasy cavalier, jest malutka i zamiast gryźć potrafi jedynie lizać, a i to z podkulonym ogonem. Przez ponad 20 lat zamieszkiwania w Izraelu nigdy nie zostałam zaczepiona przez bandę wyrostków ani też pijaków. Pod tym względem czuję się bezpiecznie. Jednak niepokój często odczuwam w miejscach, w których znajduje się większa liczba ludzi, w autobusie, w centrach handlowych, w restauracjach i w hotelach za granicą, w których zatrzymują się grupy Izraelczyków. Od listopada 2012 roku, kiedy operacja „Filar Obrony” udowodniła mi, że arabskie rakiety mogą dosięgnąć również Tel Awiwu i spadać na Jerozolimę zamieszkała przez Żydów, Arabów i chrześcijan nie czuje się bezpiecznie nawet w moim własnym domu z prywatnym schronem, a co dopiero w całym Izraelu.

Boje się, że rakiety mogą stać się częścią mojego i moich dzieci codziennego życia i jedyny wybór jaki będę miała to, albo żyć w ciągłym zagrożeniu, albo wyjechać.  Trzeciej drogi nie ma. Izrael przestał wierzyć w możliwość pokoju i nawet się tu o nim ostatnio nie mówi, zastanawiając nad tym jak się skutecznie przygotować do następnej wojny.

Poczucie bezpieczeństwa Izraelczyków oparte jest głównie na wierze w Siły Obronne Izraela (CaHaL) i ich atrybuty: sprawność, doświadczenie, motywacja oraz użycie najnowocześniejszej w świecie technologii. Według badań opinii publicznej, w konsekwencji ostatnich działań zbrojnych, wojsko izraelskie otrzymało największe poparcie i cieszy się większym zaufaniem społeczeństwa izraelskiego, większym niż rząd Izraela czy opozycyjni politycy.

Na całym świecie pokój jest stanem zwyczajnym, wojna nadzwyczajnym. W Izraelu mówiąc o pragnieniu pokoju człowiek czuje się jakby wypowiadał jakieś naiwne, infantylne pragnienie, zupełnie nierealne. Operację wojskową „Filar Obrony” poprało ok.90 proc. Izraelczyków. Zdecydowana większość społeczeństwa izraelskiego (76 proc.) wyraziła pragnienie kontynuacji działań wojennych i to nie dla tego, że kocha wojnę i przemoc, tylko ponieważ Izraelczycy naiwnie wierzą, że gwarancją braku ostrzału Izraela i pokoju jest kompletne oczyszczenie Strefy Gazy z broni i likwidacja tych, którzy są uważani przez Izrael za terrorystów.

Chciałabym doczekać się sondażu, który niezbicie udowodni, że Izraelczycy nie tylko czują się bezpiecznie w Izraelu, ale faktycznie są w nim bezpieczni i aby podobne były wyniki sondażu w miastach i wioskach palestyńskich. Podobno w najbliższej przyszłości zdarzy się następny cud w Izraelu: będziemy mogli podziwiać w akcji: "Szarwit Ksamim" - "Czarodziejską Różdżkę" - przechwytującą rakiety o średnim i długim zasiegu, takie, jak te używane przez Hezbollah...

Dopóki jednak zwyciężczynią zbrojnych zatargów będzie „Kipat Barzel” - „Żelazna Kopuła” i jej koleżanka "Czarodziejska Różdżka", nie ma chyba szans na optymizm w kraju, w którym przyszło mi żyć.



Rakiety zgromadzone w Sderot

 

Dodatkowy komentarz zdarzeń: mój, nieopublikowany tekst, napisany w 2009 roku, w czasie trwania „Operacji Płynny Ołów”. Przytaczam go bez zmian, powtarzam się w nim, ale chyba właśnie te potwórzenia są istotne...

11 rano. Niedziela 11.1.2009. "Tet Waw beszwat, 5769 roku. 16 dzień "Wojny w Gazie". 875 Palestyńczyków zostało do tej pory zabitych i 13 Izraelczyków. Możliwe, że w chwili, kiedy piszę zginęła kolejna osoba.  Atak na Gazę, mimo protestów na całym świecie nadal trwa.

Jedna z dwóch rakiet wystrzelonych o godzinie 8 rano przez Hamas na izraelskie miasto Beer Szewa spadła na szkolny budynek niszcząc go w dużej mierze. Ofiar w dzieciach nie było, ponieważ od chwili rozpoczęcia wojny i pierwszych sygnałów syren nawołujących do krycia się w bunkrach przeciwrakietowych zawieszono naukę w szkołach i przedszkolach.

I dobrze, że tak postanowiono, bo zaledwie wczoraj, jedna z 40 rakiet wystrzelonych przez Hamas spadło na przedszkolny plac zabaw dla dzieci.

Moja córka bawi się właśnie w przedszkolu. Nigdy nie słyszała ostrzegającego wycia miejskiego alarmu, ani nie siedziała godzinami w bunkrze razem z nieznajomymi, wystraszonymi ludźmi. Moja Metuka i ja mamy szczęście. Mieszkamy w Tel Awiwie. Nikt nas nie bombarduje a piekło w Gazie oddalonej o 80 km. oglądam - tylko ja - w telewizji.

Mogę w miarę spokojnie spać w nocy. Mój mąż właśnie skończył 40 lat i został zwolniony ze służby rezerwy, syn na szczęście odsłużył już wojsko w niezbyt niebezpiecznej marynarce, co jednak nie chroni go od powrotu do munduru.

Dzisiaj poszłam, jak zwykle na gimnastykę dla kobiet w "Studio Gali". Podnosiłam ciężarki, wymachiwałam rękoma w rytm muzyki i ćwiczyłam mięsnie brzucha i pośladków by dobrze wyglądać w moich jeansach, które znów są zdecydowanie zbyt opięte. Plotkowałam o dzieciach i prawie zapisałam sobie przepis na doskonałe podobno ciasto pomarańczowe. (Sezon na cytrusy w Izraelu właśnie jest w pełni.) Po drodze do domu głęboko wdychałam zapach zieleni po deszczu i rozkoszowałam się ciepłem słońca, które mile łaskotało mnie po karku.

Wstąpiłam do "makoletu" – małego sklepiku dzielnicowego. Szybko znalazłam potrzebne mi mleko, jajka, bułki, jogurty i awokado. Ustawiłam się do trzyosobowej kolejki i czekałam na rachunek.

Znajomy sklepikarz właśnie opowiadał o swojej rodzinie z południa, która zmęczona strachem przed rakietami przyjechała odpocząć do Tel Awiwu.

- Mówię wam - dzieci w traumę wpędzili. Mój 6-letni bratanek znów się moczy w nocy, a jego siostra nie chce sama spać w łóżku. Na każdy głośniejszy dźwięk się podrywają a jak już słyszą karetę pogotowia to biegiem przytulają się do matki – wystraszone jak małe zwierzątka. Dobrze, że w końcu robimy z tym porządek! Należy im się!

"Im" – to oczywiście Palestyńczykom, a konkretnie Hamasowi, bo mój sympatyczny sklepikarz nie chce śmierci palestyńskich dzieci, ale przecież "trzeba było coś z tymi spadającymi od lat na Izrael rakietami zrobić". Więc zrobiono i nadal "robi się”, tylko, że wysoki procent zabitych w Gazie, to ludność cywilna – w tym dzieci podobne do siostrzeńca właściciela sklepiku czy do mojej córeczki.

Ci, którzy ich zabijają i którzy sami mogą zginąć, są młodsi od mojego syna, który w moich oczach jest jeszcze dzieckiem. Jaką odpowiedzialność włożono im na ich barki? Czy mają wybór? „Żadne państwo na świecie nie zgodziłoby się przecież na to by systematycznie przez lata być ostrzeliwanym przez obcych i żyć w permanentnym zagrożeniu" – ten argument słyszy się cały czas w Izraelu. Nie można go zlekceważyć, bo zawiera w sobie prawdę opartą na podstawowej racji każdego człowieka do bezpieczeństwa. Na takiej samej zasadzie trzeba rozważyć argument słyszany „z drugiej strony”, mówiący o tym, że, kiedy izraelskie szpitale zapełniają się pacjentami w szoku, wystraszonymi rozpryskującymi się na wszystkie strony odłamkami prymitywnych rakiet, w Gazie giną nie tylko terroryści odpowiedzialni za ostrzał Izraela, ale i niewinni przemocy ludzie, a tamtejsze szpitale, po zmasowanym ataku z powietrza, morza i ładu są kompletnie przepełnione, ponieważ do tej pory, 3700 Palestyńczyków jest już rannych.

Kilka dni temu oglądałam w telewizji reportaż z Sderot – miasta, w którym, od kiedy Izrael ewakuował wojska ze Strefy Gazy – najniebezpieczniej mieszka się, a ostrzeliwania Hamasu są tam na porządku dziennym. Od kiedy rozpoczęła się ofensywa w Gazie, niektórzy z jego mieszkańców zamiast chronić się w bunkrach wspinają się na wzgórze by oglądać unoszący się nad Gazą dym.

- "Jestem szczęśliwy – powiedział do kamery jakiś pan koło 40-tki – w końcu Izrael pokazuje, że mu na mnie i innym ludźmi z Sderot zależy. Nareszcie ktoś zaczął nas bronić!"

Strach zmusza do agresji. Śmierć rodzi zemstę. Ból nienawiść. Czy kiedykolwiek możliwy będzie pokój, zapomnienie krzywd i narodzenie się nowego pokolenia, które nie będzie musiało walczyć, być celem ataku czy samemu atakować.

שחמט

חנוך לוין

לְאָן הָלַךְ יַלְדִּי, יַלְדִּי הַטּוֹב לְאָן?

חַיָּל שָׁחֹר מַכֶּה חַיָּל לָבָן.

לֹא יַחֲזֹר אָבִי, אָבִי לֹא יַחֲזֹר.

חַיָּל לָבָן מַכֶּה חַיָּל שָׁחֹר.

בְּכִי בַּחֲדָרִים וּבַגַּנִּים שְׁתִיקָה;

הַמֶּלֶךְ מְשַׂחֵק עִם הַמַּלְכָּה.

 

יַלְדִּי שׁוּב לֹא יָקוּם, לְעוֹלָמִים יִישַׁן.

חַיָּל שָׁחֹר מַכֶּה חַיָּל לָבָן.

אָבִי בַּחֲשֵׁכָה וְלֹא יִרְאֶה עוֹד אוֹר.

חַיָּל לָבָן מַכֶּה חַיָּל שָׁחֹר.

בְּכִי בַּחֲדָרִים וּבַגַּנִּים שְׁתִיקָה;

הַמֶּלֶךְ מְשַׂחֵק עִם הַמַּלְכָּה.

 

יַלְדִּי שֶׁבְּחֵיקִי, עַכְשָׁו הוּא בֶּעָנָן.

חַיָּל שָׁחֹר מַכֶּה חַיָּל לָבָן.

אָבִי בְּחֹם לִבּוֹ, עַכְשָׁו לִבּוֹ בַּקֹּר.

חַיָּל לָבָן מַכֶּה חַיָּל שָׁחֹר.

בְּכִי בַּחֲדָרִים וּבַגַּנִּים שְׁתִיקָה;

הַמֶּלֶךְ מְשַׂחֵק עִם הַמַּלְכָּה.

 

לְאָן הָלַךְ יַלְדִּי, יַלְדִּי הַטּוֹב לְאָן?

נָפְלוּ חַיָּל שָׁחֹר, חַיָּל לָבָן.

לֹא יַחֲזֹר אָבִי, אָבִי לֹא יַחֲזֹר.

וְאֵין חַיָּל לָבָן וְאֵין שָׁחֹר.

בְּכִי בַּחֲדָרִים וּבַגַּנִּים שְׁתִיקָה;

עַל לוּחַ רֵיק רַק מֶלֶךְ וּמַלְכָּה.

 

Fragment wiersza Hanocha Levina pt. "Szachy"

"Dokąd odszedłeś synu, dobry synu, dokąd?

Zbito pionka czarnego, białego zbito pionka.

Nie powróci mój ojciec, mój ojciec nie powróci.

I nie ma pionka białego i czarnego nie ma.

Płacz w pokojach, w ogrodach milczenie;

Na pustej szachownicy -  tylko król i królowa".

 

http://www.tvn24.pl/wideo/z-anteny/normalnosc-wojenna,578562.html

http://pl.wikipedia.org/wiki/Operacja_Filar_Obrony

http://pl.wikipedia.org/wiki/Operacja_P%C5%82ynny_O%C5%82%C3%B3w

 

Tel Awiw ostrzelany

Friday, November 16, 2012
Chwilę po tym, kiedy pierwszych raz w Tel Awiwie zawyły syreny ostrzegające przed atakiem rakietowych na Gusz Dan (Dystrykt Tel Awiwu) zadzwonił telefon. Moja dziewięcioletnia córka płacząc prosiła, żebym szybko po nią przyjechała. Była akurat na urodzinach koleżanki. Do tej pory złowrogi dźwięk spadających rakiet słyszała wyłącznie w wiadomościach telewizyjnych. 16.11.2012 roku rakiety Hamasu, które w ciągu ostatnich dwóch dni i dzisiejszego poranka zostały wystrzelone na Izrael, w liczbie 400, dosięgły nieba nad domami mieszkańców najbezpieczniejszego miejsca w Izraelu: Tel Awiwu-Jaffo. Nikt nie został ranny, nie zostały uszkodzone domy. Niby więc nic się nie stało, poza tym, że ostrzelanie Tel Awiwu stało się faktem. Od lat organizacje terrorystyczne odgrażały się atakiem na centrum Izraela. Do wczoraj nie były w stanie tego dokonać. Wraz z wybuchami rakiet roztrysnęło się jak bańka mydlana poczucie bezpieczeństwa mieszkańców Tel Awiwu.

„Nareszcie i wy, rozumiecie, co to znaczy być pod ostrzałem” – piszą w komentarzach w internecie Izraelczycy z północy Izraela, którzy przez wiele lat,   spędzali dnie i noce w schronach, w okresie, w którym wojsko izraelskie miało swoje bazy wojskowe w Libanie. „Posmakowaliście, tego co jest dla nas smakiem powszednim” – komentują ostrzał Tel Awiwu mieszkańcy najbardziej zagrożonego w ostatnich latach południa kraju. Złość w stosunku do Tel Awiwu jaka wybuchła wśród izraelskich komentatorów w internecie jest wynikiem żalu, jaki mają Izraelczycy do rządu, który według ich zdania, spokojnie przyglądał się z bezpiecznego miejsca ostrzałowi ich miast i wiosek.

 



Zdjęcie: Rzecznik IDF

Dzisiaj w nocy nad moim domem, nad którym nie przelatują zwykle samoloty pasażerskie słychać było warkot silników samolotowych.  Moja córka nie potrafiła zasnąć do późnych godzin nocnych po usłyszeniu jednej, jedynej syreny, nie widząc wokół siebie rannych ludzi, ani też ani jednego zniszczonego wybuchem domu. Jak czują się matki tych dzieci, zarówno w Gazie, jak i w Izraelu, dla których chlebem powszednim jest strach przed ostrzałem i śmiercią, a doświadczenie wojskowych aktów zbrojnych i ataków terrorystycznych codziennością?

W chwili, w której piszę ten tekst, izraelskie wojsko jest w trakcie niszczenia 300 obiektów w Gazie. W Jerozolimie znaleziono w tramwaju ładunek wybuchowy. Specjalne oddziały policji zostały skierowane do Wschodniej Jerozolimy, w której istnieje obawa o rozruchy. 13 Palestyńczyków w Gazie zostało zabitych.  Podjęto decyzję o zaciągu 30 tysięcy żołnierzy służby rezerwy. Dzisiaj rekrutowanych jest 16 tysięcy rezerwistów. Czy będzie wśród nich mój syn?

W Tel Awiwie, w sąsiadującym z nim Ramat Ganie, Giwatajim, Bnej Braku i w innych miastach Gusz Danu od rana pozornie życie toczy się jak zwykle. Ulice pełne są ludzi robiących zakupy na szabat i komentujących sytuacje w kraju. Przez uchylone okna słychać specjalne transmisje z Gazy i innych miast, które są bezpośredni narażone na ataki.  Otwarte na oścież schrony publiczne budzą głównie ciekawość dzieci. W telewizji pokazywane są przygotowania do pogrzebów ofiar nalotów z Kirjat Malachi. Dwumetrowy wyłom w murze mieszkalnego budynku w Aszdodzie – efekt celności ostrzału rakietowego, który miał miejsce o siódmej rano, nie budzi optymizmu. Specjalne komunikaty nawołują Izraelczyków do pozostania w bezpiecznej przestrzeni na wypadek nalotów.

W Szwajcarii telewizja, codziennie pokazuje sprawozdanie na żywo z pogody w górach informując o sile wiatru, widoczności, temperaturze i opadach. W Izraelu pokazuje się liczbę rakiet spadających na kraj, palące się budynki w Gazie, ambulanse wiozące rannych Palestyńczyków, schrony i zniszczone domy.

Jeszcze kilka dni temu wojnę w Tel Awiwie oglądało się tylko na ekranach.

16.11.2012, godz. 15:30, aktaualizacja:

Do tej pory wystrzelono na Izrael 550 rakiet, 26 z nich spadło na teren zabudowany, 200 zostało zestrzelonych w powietrzu przez baterie antyrakietową: Żelazna Kopuła.

3 Izraelczyków i 23 Palestyńczyków zostało zabitych. Rannych jest 230 Palestyńczyków.

16.11.2012, godz. 22:00

Zapadła decyzja o zaciągnięciu 75 tysięcy żołnierzy-rezerwistów. Widocznie operacja "Filar Obrony" dopiero się zaczyna...

 

Cudzoziemska żona Izraelczyka (2)

Monday, November 12, 2012
O rozpoczęciu nowego rozdziału życia w Izraelu myśli wiele Polek. Niektóre z nich pytają się mnie o sensowność emigracji i zadają konkretne pytania w sprawie codziennego życia w Izraelu i praw, jakie w nim rządzą. Kilka z moich koleżanek zostawiło rodzinę, przyjaciół oraz świetnie rozwijające się kariery w Polsce i za granicą po to, by związać się z Izraelczykami i zamieszkać w Tel Awiwie, Jerozolimie czy w Hajfie. Również ja sama, w kilka dni po obronie pracy magisterskiej, wyjechałam do Izraela, gdzie musiałam szukać pracy poniżej moich kwalifikacji, uczyć się nowego języka od podstaw i jakoś sobie radzić z nieustępującą wraz z wiekiem tęsknotą za bliskim światem ze znanymi kodami oraz ludźmi, którzy w nim pozostali.

Nie potrafimy sterować miłością, ani regulować jej natężenia. Czasami uczucie to jest tak silne, że przestajemy racjonalnie rozważać sytuację. Podporządkowujemy się miłości nie zważając na problematyczność mieszanych związków i komplikacje, jakie mogą zaistnieć w przyszłości.

Nie brak par, które rozwodzą się po kilku latach małżeństwa, pomimo, że nie mają problemów z odmiennością religijną czy kulturową partnera. Stwierdzenie, że miłość może się nagle skończyć lub też, że była niewystarczająca, by pokonać codzienność, niestety potwierdzone jest przez statystykę. Według CBS, w Izraelu w 2011 roku, rozwiodło się 27% małżeństw.

Za decyzję o emigracji płaci się długie lata. Czasami bardzo wysoką cenę. Zwłaszcza, kiedy posiada się wspólne dzieci. Zdanie „twój mąż już Cię nie kocha” dla większości kobiet oznacza życiową tragedię. Jednak, jeśli takie zdanie usłyszy się od policjanta imigracyjnego z izraelskiej jednostki Oz oznaczać ono może dla nieżydowskiej żony Izraelczyka, nie tylko zawód miłosny i rozbicie związku, ale również deportację z Izraela, a nawet utratę wspólnego dziecka.

 



Zdjęcie ilustracja Kaśka Sikora. Osoby na fotografii nie mają nic wspólnego z tekstem

Jak podaje Liat Shlezinger w artykule: ”Izraelskie cudzoziemki, których mężowie mieli dosyć” [1] 53 letnia Roseanna Ortliano, Filipinka, mieszkała legalnie w Izraelu przez 19 lat, z czego przez 11 była partnerką Izraelczyka, w tym 6 lat jego żoną. Nie miała jednak obywatelstwa izraelskiego, idącego w parze z pełnymi prawami do ubezpieczenia zdrowotnego, zezwoleniem na pracę i świadczeniami socjalnymi. Procedura jego otrzymania, rozpoczęta po zawarciu związku małżeńskiego, nie dobiegła końca. Ostatnim jej etapem, tuż przed przyznaniem obywatelstwa, miało być wspólne spotkanie małżonków w MSW. Jednak tuż przed nim mąż Roseanny wyjechał za granicę i stamtąd napisał do MSW list, prosząc w nim o deportację swojej żony, z którą zamierza się rozwieść, ponieważ wyszła ona za niego za mąż „wyłącznie w celu uzyskania obywatelstwa”. Roseanna dowiedziała się o zmianie uczuć i planów swojego męża od policjanta, który ją aresztował i wpakował do białej furgonetki z przyciemnionymi szybami pokazując przy tym pismo oznajmujące, że na skutek orzeczenia jej męża (nikt nie kwapił się o uwierzytelnienie informacji zawartych w liście męża Roseanny do MSW) wniosek o przyznanie jej obywatelstwa został anulowany (bez przedstawienia dokumentu rozwodowego), a ona zmuszona jest do opuszczenia kraju w ciągu dwóch tygodni. Gdyby była Żydówką, jej mąż pewnie zadałaby sobie trud osobistego poinformowania własnej żony o chęci rozwodu z nią, ponieważ byłby zmuszony do otwarcia postępowania rozwodowego w rabinacie (w Izraelu śluby i rozwody podlegają prawo religijnemu), które zapewniłoby mu get, czyli list rozwodowy, a żonie prawo do mieszkania i alimentów nie tylko na wspólne dzieci, ale i dla niej samej, co zdarza się bardzo często.

Żydówka w Izraelu może stracić prawo do równego podziału majątku jedynie w przypadku bezspornego udowodnienia jej w rabinacie, że zdradziła męża. Niewierność mężczyzny nie ma żadnego wpływu na podział majątku.

W przypadku żony nie-Żydówki, niemającej statusu obywatelki Izraela, najprostszym sposobem pozbycia się po kilku latach żony i zachowania majątku, a także zapewnienia sobie opieki nad dzieckiem jest spowodowanie deportacji jej z kraju.

Cudzoziemska żona Izraelczyka znajduje się na dole drabiny społecznej w Izraelu. W trakcie ciągnącego się latami procesu przyznawania obywatelstwa nie-Żydom (min. 5 lat od chwili uprawomocnienia związku małżeńskiego w Izraelu, co zwykle następuje po pół roku, albo i dłużej, od daty złożenia odpowiednich dokumentów w MSW) jest ona całkowicie uzależniona od partnera, którego pozytywne potwierdzenie relacji w MSW jest niezbędnym wymogiem do przedłużenia nie-Żydówce legalnego pobytu w Izraelu.

Izraelska prasa coraz częściej informuje o przypadkach eksploatacji żon-emigrantek, o wyłudzaniu pieniędzy, przemocy fizycznej i słownej oraz bezkarnej niewierności partnerów.

Etiopska żona Izraelczyka, nie-Żydówka, która była systematycznie poddawana brutalności i przemocy seksualnej męża po kolejnym pobiciu bojąc się grożącego jej nożem męża przeprowadziła się do schroniska dla maltretowanych kobiet. „Wyprowadzenie się” jej z domu było dostatecznym powodem dla biurokracji izraelskiej, by na wniosek męża oświadczającego, że nastąpiło przerwanie więzi małżeńskiej, anulować postępowanie o przyznanie jej obywatelstwa i nakazać opuszczenie kraju, pomimo tego, że przez lata mieszkania w Izraelu zbudowała sobie w tym kraju swoje życie.

Do czasu uzyskania obywatelstwa, cudzoziemka musi być posłuszna mężowi i akceptować jego decyzje oraz nieodpowiadające jej zachowanie, ponieważ od niego zależy jej przyszłość w kraju, o ile zdecydowana jest na pozostanie w Izraelu. Taka przymusowa sytuacja, sama w sobie jest już problematyczna.

Sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana, jeśli małżeństwo ma wspólne dzieci, które mając ojca Żyda są obywatelami Izraela. Dla nich deportacja matki oznaczać może trwałą z nią rozłąkę. Do wyjazdu na stałe dzieci za granicę konieczna jest zgody partnera czy partnerki, chyba, że inaczej postanowi sąd na podstawie przekonywujących argumentów, biorąc pod uwagę dobro dziecka. Jeśli zaś dzieci urodziły się w Izraelu, w którym mają swój dom, rodzinę, przyjaciół, mówią po hebrajsku, a kraj cudzoziemskiej matki czy ojca znają tylko z wakacji, nie trudno się domyśleć, jaki byłby przewidywany wyrok sądu, gdyby np. ojciec, Izraelczyk, uparł się po rozpadzie związku pozostawić wspólne dzieci w Izraelu i wzbraniał się udzielić zgody na stałe zamieszkanie dzieci za granicą razem z matką.

Wielu Izraelczyków jest zainteresowanych w tym, by ich byłe żony mogły, pomimo rozwodu, pozostać legalnie w Izraelu, właśnie dla dobra dzieci i łączności z nimi, co praktycznie oznacza, że cudzoziemska żona po rozwodzie może stanąć przed poważnym dylematem etycznym, o ile będzie chciała powrócić do swojego kraju, ponieważ jej wyjazd z Izraela oznaczałby pozbawienie dzieci możliwości częstego kontaktu z ojcem.

Zdarzają się jednak sytuacje odwrotne. Izrael nalega na to, by matka wyjechała wraz z dzieckiem. Dzieje się tak szczególnie w przypadku pracujących w Izraelu kobiet, które zaszły w ciążę z izraelskimi partnerami. Zgodnie z obowiązującą procedurą, zagraniczna pracownica, która urodziła dziecko w czasie pobytu w Izraelu nie może pozostać w kraju dłużej niż na okres urlopu macierzyńskiego wynoszącego 14 tygodni, nawet, jeśli nie przekroczyła maksymalnie dozwolonego prawem czasu legalnego pobytu w Izraelu, wynoszącym 63 miesiące.

Zaledwie w dwa dni po tym, kiedy Polka, bez zalegalizowanej w Izraelu sytuacji prawnej, oświadczyła swojemu izraelskiemu partnerowi, że jest z nim w ciąży i nie dokona aborcji na jego żądanie, została aresztowana o drugiej w nocy i wydalona z kraju. Do Izraela powróciła po trzech miesiącach i pozostała w nim nielegalnie bezskutecznie usiłując przez ostatnie 7 lat zalegalizować swój pobyt. Udało jej się załatwić obywatelstwo dziecku, sama jednak nadal przebywa w Izraelu nielegalnie. Nie ma, więc pozwolenia na pracę i żadnej osłony socjalnej. Nie deportuje się jej jednak, ponieważ deportacje kobiety oznaczałaby przymusową deportację dziecka, co jest wbrew prawu.



Zdjęcie ilustracja Kaśka Sikora

Osoby pragnące uzyskać czy zmienić status prawny w Izraelu, niemające do tego prawa zgodnie ze standardowymi procedurami, a także wszyscy ci, którzy pragną odwołać się od decyzji o wydaleniu z kraju, mają możliwość zwrócenia się do Międzyresortowej Komisji ds. Humanitarnych zajmującej się badaniem wniosków dotyczących uzyskania statusu prawnego w Izraelu.

Zainicjowana przez MSW komisja powstała na początku lat dziewięćdziesiątych. Stopień jej tajności jest tak wysoki, że nieznana jest tożsamość jej członków, kryteria, na jakich się opierają jej decyzje, nie wiadomo, kiedy obraduje (te informacje nie są oficjalnie opublikowane) i czy w ogóle. Na decyzje komisji czeka się długie miesiące. Większość wniosków zostaje odrzucona, często bez podania przyczyny lub z powodu „niemożności sprostania wymaganiom prawa”, czyli bycia Żydami.

Działalność komisji decydującej o losie setek ludzi w Izraelu jest przedmiotem krytyki prasy, zwykłych obywateli Izraela i sądów, do których odwołują się petenci. Przykładem może być przytoczona w części pierwszej artykułu historia Julii Dotow, a także przypadek Gilada, syna Michaela Davida i Evelin Belseng, przedstawiona przez Danę Weiler-Polak w artykule zamieszczonym w „Haaretz”[2].

Gilad, urodził się mieszanej parze filipińsko-izraelskiej. Jego ojciec zmarł na raka kilka dni po jego urodzeniu pozostawiając swą partnerkę bez uregulowanej sytuacji prawnej. Dwa miesiące po tym zdarzeniu matka Gilada, przebywająca w tym czasie w Izraelu od 7 lat, dostała nakaz opuszczenia kraju wbrew prośbom i protestom rodziny ojca dziecka, dla której Evelin i Gilad stali się częścią rodziny i jedynym, namacalnym związkiem ze zmarłym. Międzyresortowa Komisja ds. Humanitarnych po rozpatrzeniu wniosku stwierdziła, że „nie ma podstaw humanitarnych do pozytywnego rozpatrzenia wniosku”.

Nina Rosenberg (58 lat) dowiedziała się o negatywnym rozpatrzeniu swojej sprawy o przyznanie jej obywatelstwa pewnej nocy, kiedy włamano się do jej domu w dzielnicy Gilo w Jerozolimie i wyciągnięto ją w piżamie do furgonetki, po czym przewieziono do aresztu w Holonie, 60km. od Jerozolimy, nie powiadamiając o tym jej najbliższych, którzy widząc wyłamane drzwi jej mieszkania i nie znajdując jej w domu, rozpoczęli poszukiwania Niny przy pomocy miejscowej policji.

Po 6 godzinach przesłuchań Nina została wypuszczona na wolość, bez ubrania, pieniędzy, z roztrzaskanym przez funkcjonariuszy policji emigracyjnej telefonem. Wszystko to zdarzyło jej się dlatego, że była nie-Żydówką mieszkającą w Izraelu bez uregulowanego prawnie statusu, a jej mąż, rosyjski Żyd, postanowił zemścić się za to, że jego syn – były izraelski żołnierz - złożył na niego skargę na policji za brutalność wobec matki, nastawanie na jej życie i grożenie jej nożem. Wystarczyło wyłącznie oświadczenie męża o fikcyjności zawartego przez niego małżeństwa z Niną, by nakazać natychmiastowe opuszczenie przez nią Izraela.

Dramatyczne przypadki, jakie opisałam na podstawie izraelskich mediów i wywiadów należą na szczęście do wyjątków. Wierzę, że większość Izraelczyków odnosi się szlachetnie do swoich partnerów i stara się ułatwić im proces zaklimatyzowania się w nowym kraju. Jednak któż może mieć pewność, że my, cudzoziemskie żony Izraelczyków, jednego dnia nie zakosztujemy losu kobiet przedstawionego w tym tekście?

Nie życzę nikomu przekonania się na własnej skórze jak bardzo można się zawieść na kimś, kto jednego dnia mówi „kocham cię”, a następnego składa orzeczenie, że jego związek był fikcją czy pomyłką, a partner lub partnerka nadają się do ekspresowej przesyłki za granicę, bez podania adresu zwrotnego.




[1] http://www.nrg.co.il/online/1/ART2/391/458.html

[2] http://www.haaretz.co.il/news/education/1.1175210

Kilka informacji praktycznych:

Według wewnętrznych rozporządzeń Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, nie-żydowscy małżonkowie Izraelczyków, powinni otrzymać po pół roku od zarejestrowania małżeństwa w Izraelu status tymczasowego rezydenta. Pary tej samej płci i pary żyjące w konkubinacie mogą otrzymać status rezydenta dopiero po 3 latach.

Czasowy i stały rezydent ma pełne prawo do pracy, opieki zdrowotnej i socjalnej. Nie ma natomiast prawa do głosowania w wyborach do Knesetu (w tym prawa do bycia wybranym do Knesetu) i uzyskanie izraelskiego paszportu. Ma obowiązek płacenia podatków, w tym podatku zdrowotnego i socjalnego. Stały rezydent podlega obowiązkowi służby wojskowej.

Obywatelstwo przyznawane jest do końca życia, bez względu na to, gdzie się mieszka i może być odwołane, jedynie w wyjątkowych przypadkach, określonych trybem specjalnego postępowania, z przyczyn określonych w ustawie.

Status rezydenta czasowego czy stałego może zostać unieważniony, np.wtedy, kiedy ktoś się wyprowadzi z Izraela i uzyska stały adres zameldowania za granicą.

Tylko obywatel Izraela ma nieograniczone prawa do opuszczenia kraju i powrotu do niego w dowolnym momencie.

Jeśli posiada się status turysty z pozwoleniem na pracę, nie korzysta się z państwowego ubezpieczenia zdrowotnego i należy w takim przypadku wykupić ubezpieczenie prywatne.

Status rezydenta przyznawany jest okresowo i musi być potwierdzany, zwykle co roku. Jeśli jest on przyznany ze względu na związek małżeński czy konkubinacki, jego przedłużenie uzależnione jest od izraelskiego partnera, aż do czasu przyznania obywatelstwa.  Może zostać unieważniony z różnych powodów.

Od 1994 funkcjonuje w Izraelu powszechne prawo o ubezpieczeniu zdrowotnym, któremu podlegają wszyscy zarejestrowani w MSW mieszkańcy Izraela. Fundusze na cele zdrowotne pobierane są bezpośrednio z pensji przez Narodowy Instytut Ubezpieczeń (płaci się co miesiąc, określony procent zarobków pobierany według dochodu. Mój mąż płaci np. 4.7% dochodu brutto na fundusz zdrowotny i 5.7 na ubezpieczenie socjalne). Oprócz podatku, co miesiąc opłaca się przynależność do wybranej przez siebie Kasy Chorych. Wysokość opłat uzależniona jest od wielu czynników np. wieku, stanu zdrowia, zakresu usług medycznych i.t.d. Moja rodzina płaci co miesiąc za dwie osoby dorosłe i dziecko 250 szekli.

 

Cudzoziemska żona Izraelczyka (1)

Thursday, November 1, 2012
Po wyjściu za mąż za izraelskiego Żyda, należałam do unikalnej grupy Polek, nie-Żydówek mieszkających w Izraelu. Moja religijno-narodowa odmienność była problematyczna dla rodziny mojego męża, wywodzącej się ze strony matki, z brazylijskich rabinów i ze strony ojca - z syjonistów, przedstawicieli „Ha’Alija ha’Riszona” („Pierwszej Emigracji”), którzy w 1895 roku założyli Har-Tuv, znaną z historii „Wojny Wyzwoleńczej” 1948 roku żydowską kolonię koło Jerozolimy.

Żydzi przez tysiące lat żyjąc bez własnego państwa zachowali odrębność religijno-narodową m.in. dzięki etnicznej solidarności, a także dzięki staraniom o to, by nie asymilować się z innymi narodami. Gojka w żydowskiej rodzinie nigdy nie była powodem do dumy, a czasami wręcz skłócała rodziny i przyczyniała się do rozpadu wzajemnych kontaktów.

Na rok przed moim przyjazdem do Izraela, w 1990 roku, wznowiono po 23 latach przerwy wzajemne stosunki dyplomatyczne pomiędzy Polską i Izraelem. Jedyną większą grupą Polek, nie-Żydówek w Izraelu były rodaczki zamieszkałe w Strefie Gazy i na północy Izraela, głównie w okolicy Hajfy. Ich mężowie, w większości katoliccy Arabowie, studiowali w kraju nad Wisłą, gdzie poznali swoje przyszłe partnerki życiowe i po skończonych studiach wraz z nimi wrócili do Izraela.

Polki w Erec Israel, żony żydowskich emigrantów (zwłaszcza z czasów dwóch ostatnich, masowych aliji Żydów Polskich do Izraela, z końca lat 50-tych i 60-tych, kiedy ortodoksyjni Żydzi w Izraelu nie mieli jeszcze dużego wpływu na ustawy prawne, a ówczesne rządy "przymykały oko" na ten precedens) były w nim obecne, jednak zdecydowana większość z nich, by nie utrudniać sobie i swojej rodzinie życia w żydowskim państwie oraz łatwiej się zasymilować z Izraelczykami, przeszła konwersję na judaizm lub zadeklarowała się jako Żydówki przy załatwianiu formalności wjazdowych (sytuacja ta miała miejsce zwłaszcza w latach „Emigracji Marcowej” – 1969-1971 roku).

Wraz z przystąpieniem Polski do UE, wzmożoną migracją Polaków za granicę, ożywionymi międzynarodowymi stosunkami gospodarczo-kulturalnymi oraz dzięki kontaktom internetowym coraz częściej w Izraelu spotyka się mieszane pary: on - Izraelczyk, Żyd, ona-Polka nie-Żydówka (odwrócony model on-Polak, ona-Żydówka prawie się nie zdarza).

„Witam, planuje przeprowadzić się do Izraela, zarejestrować z chłopakiem i szukam pracy... Próbowałam pisać do kilku osób, które pisały o chęci zatrudnienia polskich pracowników, ale niestety bez skutku. Skończyłam prawo europejskie i komparystyczne w Holandii, zrobiłam też praktyki w polskiej ambasadzie w TA. Jeśli ktoś ma jakieś wskazówki, gdzie szukać, byłabym baaardzo wdzięczna Gabi. (pis.oryg.)

 

„Mam obywatelstwo od 5 lat. Jestem po dziennikarstwie i produkcji telewizyjnej. Od 15 lat pracuje w zakresie "stage services and multimedia" - produkcja imprez kulturalnych, telewizja, teatr reklama i PR. Nie obce mi dekorowanie wnętrz i architektura...Ale pracowałam też w księgowości, tłumaczeniach...Pracuję, jako freelance od projektu do projektu, więc w jednym miejscu nie więcej niż 2 lata...Zainteresowanym mogę wysłać CV.”Heb. Oliwia, Matylda (pis. oryg.)

 

W ostatnich latach tego typu anonse zamieszczane na polskojęzycznych stronach Facebooka przeznaczonych dla zamieszkałych w Izraelu Polaków i Izraelczyków: „Pociąg do Tel Avivu” (pis. oryg.) i „Polish Speakers in Israel”, są już na porządku dziennym. Wynika z nich charakterystyczna cecha rodaczek, które decydują się na zmianę stałego adresu na izraelski. Zdecydowana większość polskich narzeczonych i żon Izraelczyków to panie w młodym wieku, dobrze wykształcone, znające języki obce i szukające w Izraelu nie tylko miłości, ale i szansy na karierę zawodową zgodną z wykształceniem.

Jeśli chodzi o Izraelczyków, to strzała Kupidyna dosięga zarówno młodych, jak i tych, którzy mają już siwe włosy na głowach. Znaczące różnic wieku pomiędzy zakochanymi często się zdarzają, ale nie są one regułą. Przeważnie mieszane pary polsko-izraelskie przed przyjazdem do Izraela mają za sobą kawałek wspólnego życia w Polsce, USA, Wielkiej Brytanii czy Niemczech. Decyzja o zamieszkaniu w „państwie żydowskim”, jak określany jest Izrael w Deklaracji Niepodległości Izraela, zwykle zbiega się z chęcią zalegalizowania związku i urodzenia dzieci.

Ponieważ jednak w Izraelu nie ma świeckich ślubów, para mieszana, różniąca się wyznaniem, zmuszona jest do zawarcia związku małżeńskiego poza Izraelem. Najpopularniejszym krajem, w którym odbywają się ceremonie zaślubin Izraelczyków z obcokrajowcami jest Cypr. Dziesiątki wyspecjalizowanych w ślubnych pakietach biur podróży organizuję całą ceremonię – począwszy od lotu, tłumacza, poprzez zaślubiny, hotel i uroczystą, weselną kolację.

Wiele par (w tym mieszane) wybiera też dodatkową opcję – życia bez ślubu. Ten rodzaj związku jest popularny w Izraelu. Według statystyk, około 25% izraelskich par żyje w konkubinacie. Sytuację tego typu ułatwia fakt, że cywilne prawo w Izraelu uznaje równouprawnienie tego typu związków (jeduim be’cibur) pod każdym prawie względem, łącznie z alimentami czy podziałem majątku.



 

 

 

 

 

 


27% małżeństw w Izrelu rozwodzi się          Zdjęcia: Kaśka Sikora


Mój ślub odbył się w Warszawie, we wrześniu 1991 roku. Zaledwie kilka miesięcy później, jako żona Izraelczyka, miałam już przyznane obywatelstwo izraelskie i dodatkowo status „ola hadasza” – „nowej emigrantki” zapewniający mi, podobnie jak wszystkim Żydom decydującym się na życie w Izraelu: co miesięczną pomoc finansową, świadczenia socjalne, półroczny kurs języka hebrajskiego, zwrot kosztów przelotu do Izraela, możliwość przywozu samochodu bez cła i podatku (w Izraelu obowiązuje 100% podatek od kupna samochodu), a także wysłanie kontenera z rzeczami lub otrzymanie pieniężnego ekwiwalentu oraz wzięcie pożyczki z banku na szczególnie dogodnych warunkach.

Obecnie sytuacja mieszanych par w Izraelu bardzo się zmieniła. Przede wszystkim wzrosła ich liczba, więc mieszana para nie jest już w Izraelu ewenementem. Przyczyniła się do tego masowa emigracja Żydów z Rosji, wśród, których odsetek nie-Żydów jest najwyższy ze wszystkich aliji (ponad 30%), liczne przypadki ślubów Izraelczyków z Filipinkami (zatrudnianymi do opieki nad emerytami i obłożnie chorymi) i z mieszkankami byłego ZSRR (w Rosji i na Ukrainie istnieje wiele biur matrymonialnych, które specjalizują się w kojarzeniu miejscowych kobiet z Izraelczykami).

Zaświadczenie o zawarciu związku małżeńskiego nie oznacza automatycznej rejestracji związku w Izraelu. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych zwykle przedłuża procedurę uznania ważności ślubu o kilka miesięcy. Żąda nie tylko standardowych dokumentów: certyfikatu małżeńskiego, pełnego aktu urodzenia, potwierdzenia stanu wolnego i niekaralności (z „apostillem” nie starszym niż 3 miesiące, biorąc pod uwagę datę złożenia dokumentów w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych), paszportu (ważnego jeszcze min. 2 lata) i dowodu osobistego izraelskiego partnera, ale domaga się również przedstawienia wiarygodnych i potwierdzonych „dowodów czystości intencji” zawarcia małżeństwa (podobna zasada obowiązuje przy staraniu się o pobyt w Izraelu na podstawie związku partnerskiego z obywatelem Izraela). Aby małżeństwo nie zostało uznane za fikcyjne, para zobowiązana jest stawić się osobiście na spotkanie weryfikujące realne istnienie związku, powtarzane raz w roku przez następne lata, aż do uzyskania stałego statusu prawnego dla nieżydowskiego partnera).

Utrudnienia biurokratyczne związane z zalegalizowaniem par mieszanych związane są z faktem, że decyzje Ministerstwa Spraw Wewnętrznych podejmowane są przez ultraortodoksyjnych przedstawicieli partii religijnej „Szas” dążącej do utrzymania żydowskiego charakteru Izraela (dzieci urodzone z matki nie-Żydówki nie są według religijnego prawa żydowskiego Żydami) i zapewnienia liczebnej przewagi tym, którzy podlegają kryteriom „Prawa powrotu”. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych stara się nie dopuścić do zmiany liczebności Żydów w Izraelu, zwłaszcza do połączenia się palestyńskich uchodźców, i innych, muzułmańskich czy chrześcijańskich Arabów, z izraelskimi Arabami posiadającymi obywatelstwo Izraela.

Na wizytę w Urzędzie Spraw Wewnętrznych zwykle należy umawiać się osobiście i czekać na swoją kolejkę ok. 3 miesiące. Oprócz dokumentacji wzajemnych relacji opartej o: zdjęcia (w otoczeniu rodziny, przyjaciół, z różnych miejsc), listy (często wymaga się minimum siedmiu), sms’y, pisma od przyjaciół i rodziny (po hebrajsku, z datą, podpisem, adresem i numer dowodu osobistego i telefonu), wspólne rachunki, kopie umów o wynajmie lub kupnie wspólnego mieszkania - para musi się stawić na wywiad potwierdzający powagę wzajemnej relacji. Trwa on ok. 30 minut i przeprowadzany jest pojedynczo. Zwykle trzeba być przygotowanym na pytania typu: „co robiliście wczoraj wieczorem od godziny 17: 00 do 22:00?”. Odpowiedź: „to moja, prywatna sprawa” – oczywiście nie jest właściwa i komplikuje procedurę lub wręcz ją uniemożliwia.

Inne pytania mogą dotyczyć:

- Historii związku (gdzie spotkaliście się, kiedy, jak długo ze sobą jesteście)

- Relacji z przyjaciółmi i rodziną

- Wspólnych wakacji, wyjazdów i sposobu spędzania świąt.

- Imion najbliższych ludzi i przyjaciół

- Detali wspólnego życia: o której godzinie idziecie spać? Kiedy wstajecie? Kto zajmuje się zakupami, a kto gotuje? Co lubi wasz partner, czym się interesuje i czy macie ulubioną restaurację?

Pytanie może również dotyczyć szczegółów umeblowania mieszkania i opisu jego otoczenia.

Świadectwa Polek

Jeśli małżonkowie posiadają wspólne dzieci, urodzone przed oficjalnym zatwierdzeniem związku małżeńskiego, konieczne potwierdzenie ojcostwa, na które średnio czeka się ok. pół roku (nierespektowane są badania prywatne). Taka sytuacja przytrafiła się Polce mieszkającej przed przeprowadzką do Izraela, przez wiele lat w USA.

Marlena Kossakowska, w grudniu 2011 roku, wyszła za mąż za Izraelczyka w USA, z którym była od lat w związku. Trzy lata wcześniej urodził im się syn. Rodzina przyjechała do Izraela. Ponieważ Marlena nie jest Żydówką, a dziecko urodziło się przed ślubem, ma ona problemy z uzyskaniem obywatelstwa dla dziecka. Musiała uzyskać sądowne skierowanie na badania na ojcostwo. Fakt oficjalnego uznania dziecka przez ojca, potwierdzony amerykańskim aktem urodzenia, nie jest dla izraelskiego MSW wystarczającym dowodem.

Po 7 miesiącach załatwiania formalności Marlena zalegalizowała czasowo swój pobyt i otrzymała pozwolenie na pracę na pół roku. Po tym okresie ma wyznaczone następne spotkanie w USW, i o ile wywiad i przedstawiona aktualna dokumentacja związku będzie zadowalająca, otrzyma ona czasowy dowód osobisty.

Żydowska rodzina z Bnei Braku

Najniższy procent rozwodów w Izraelu notuje się wśród
ultraortodoksyjnych Żydów


Relacja Eweliny Laprus potwierdza stosunkową łatwość osiedlenia się w Izraelu mieszanych par: Ewelina uwielbiająca podróże, zafascynowana Bliskim Wschodem i kulturą żydowską (praca magisterska o Żydach rosyjskich) przyjechała do Izraela na praktykę w Konsulacie Polskim w Jerozolimie. Los chciał, że pewnego pogodnego dnia, kiedy była wyjątkowo kapryśną konsumentką jednej z jerozolimskich restauracji szczególnie troskliwie zajął się nią Maxim, menager restauracji, z którym jest w związku od 3 lat, zaręczona od 2.5 roku. Ewelina posiada wizę turystyczną z pozwoleniem na pracę, przedłużaną raz na rok. „Żyje w Izraelu, pracuje, ma stałe dochody, płaci podatki, korzysta z urlopów świątecznych, a jedyny problem, jaki dotychczas miała ograniczył się do przejściowych kłopotów z otwarciem konta w banku i niewygodą wynikającą z konieczności corocznej odnowy wizy. Nie widzi ona jednak swojej przyszłości w Izraelu i podjęła wraz ze swoim partnerem decyzję o wyjeździe na stałe z Izraela.”



Polska parafia w Jaffie                                  Zdjęcie Kaśka Sikora

Izraelczykiem (Izraelką) można stać się również dzięki legalnemu związkowi małżeńskiemu z osobą, która podlega kryteriom określonym w Prawie Powrotu. Jest to jednak skomplikowana, czasochłonna i problematyczna kwestia.

Nie-żydowska partnerka Izraelczyka – zwykle posiadająca status „turystki” lub „tymczasowej” czy też „stałej rezydentki", dowodząca wraz z partnerem raz w roku trwałości swojego związku przed urzędnikami MSW i potwierdzająca istnienie autentycznej więzi odpowiednią dokumentacją (tą samą, jaką należy przedstawić by uwierzytelnić akt małżeństwa), ma szansę na uzyskanie obywatelstwa izraelskiego i pełnych praw obywatelskich po minimalnym okresie ok. 5 latach, licząc od momentu, w którym małżeństwo zostanie oficjalnie uznane przez MSW (osoby pozostające w potwierdzonym konkubinacie - po min.7 latach). Zwykle proces ten, poza tym, że jest czasochłonny i nie należy do największych przyjemności, przebiega w miarę sprawnie i bezkonfliktowo. Pary mieszane nie spotykają się w codziennym życiu z dyskryminacją, nie-żydowscy partnerzy mogą pracować zawodowo, korzystać z usług służby zdrowia i pogłębiać swoje wykształcenie. Mają prawo do otrzymania dni wolnych w pracy w okresie własnych, nieżydowskich świąt, a katolicy czy muzułmanie mogą bez problemu kontynuować ceremonie religijne i uczestniczyć w obrządkach religijnych. Polski parafie znajdują się w Jaffie i w Hajfie. W Jerozolimie, w Nazarecie i Tyberiadzie są liczne kościoły katolickie, a także polscy księża i zakonnicy.

Komplikacje

Sytuacja komplikuje się, jeśli w trakcie oczekiwania na naturalizację para rozstaje się, albo izraelski partner nie stawia się na co roczne spotkanie w MSW lub oświadcza pisemnie, że związek został zawarty na fikcyjnych przesłankach. W takim przypadku proces zostaje automatycznie zatrzymany, osoba starająca się o obywatelstwo zostaje pozbawiona prawa do rezydencji w Izraelu i musi wyjechać z kraju, zostawiając budowane do tej pory życie za sobą.

Poważny problem istnieje wtedy, kiedy mieszana para wychowuje nie-żydowskie dzieci z poprzedniego małżeństwa. Do czasu uzyskania przez dzieci pełnoletniości, posiadają one status „turystów”, „czasowych rezydentów” lub też czasami „stałych rezydentów”, jak to było w przypadku mojego syna. Jednak, jako dorośli i nie-Żydzi, kwestia prawnego pozostania ich w Izraelu staje pod znakiem zapytania, chyba, że zdecydują się na służbę wojskową i na tej podstawie zostanie przyznane im obywatelstwo (w przypadku osoby ze statusem „stałego rezydenta” służba wojskowa jest obowiązkowa).

O tym jak wyglądać może czarny scenariusz rozwoju wypadków w takiej sytuacji, przekonała się Julia Dotow, która otrzymała nakaz wyjazdu z Izraela w ciągu 30 dni.

Julia przyjechała do Erec Israel wraz z ojczymem, Żydem, matką (Larisą Feldman) – nie-Żydówką i młodszym bratem w 1996 roku. Nauczyła się hebrajskiego, zaprzyjaźniła z izraelskimi kolegami i pokochała nowy kraj, w którym miała swój dom. Kończąc studia na Uniwersytecie Hajfskim postanowiła uregulować swoją niepewną, jako nie-Żydówki, niepodlegającej kryteriom Prawa Powrotu, sytuację prawną w Izraelu i zwróciła się z prośbą o przyznanie jej statusu „stałej mieszkanki Izraela” do odpowiedzialnego za tego typu przypadki organu - Międzyresortowej Komisji ds. Humanitarnych, podlegającej ultraortodoksyjnemu Ministrowi Urzędu Spraw Wewnętrznych, Eli Yishai’owi. Otrzymała odpowiedź odmowną, również po apelacji od negatywnej decyzji, oraz nakaz deportacji, będący konsekwencją odrzucenia wniosku. Julii nie pomógł fakt, że od lat mieszkała w Izraelu, miała tu matkę, brata i ojczyma, który ją wychowywał od dziecka, że mówiła po hebrajsku bez cienia obcego akcentu, czuła się Izraelką i kończyła właśnie studia na hebrajskim uniwersytecie. Dla Komisji Humanitarnej kierującej się wytycznymi Ministerstwa Spraw Wewnętrznych fakt, że nakazując deportację Julii rozbija się jedność rodziny i wysyła się ją do kraju urodzenia - Ukrainy - gdzie nie ma ona krewnych pierwszego stopnia, ani domu, pracy, czy jakiegoś punktu zaczepienia, okazał się mniej ważny od faktu, iż nie jest ona Żydówką, więc nie przysługuje jej możliwość pozostania w Izraelu.

Decyzja komisji została zaskarżona do sądu cywilnego, gdzie ma szansę na pozytywne rozpatrzenie. Oczywiście jest to kosztowne, wymaga wiele czasu i nie jest łatwe emocjonalnie. (c.d.n)

O tym, jakie dramatyczne konsekwencje może ponieść nie-żydowski partner Izraelczyka w przypadku rozwodu, w części drugiej artykułu.

Informacje praktyczne dotyczące mieszanych par pragnących osiedlić się w Izraelu:

http://getoninisrael.wordpress.com/

Źródła: Przypadek Julii Dotov został opisany na podstawie danych zawartych w wyroku sądowym, postanowienie Sądu Okręgowego w Haifie 1037/03

http://www.psakdin.co.il/fileprint.asp?filename=/minhali/private/ver_bvec.htm

 

Szukaj w Blogu

-----------------------------------------


----------------------------------------

Back to Top