Są tacy, którzy twierdzą, że jest to konsekwencją klaustrofobicznie małego państwa, rozdartego konfliktami i by móc w nim przetrwać – potrzebny jest spokój Szwajcarii, wieczne piękno Rzymu, energia Nowego Yorku, egzotyka Tajlandii, romantyzm Paryża i przede wszystkim optymizm Indii, do których co roku wyjeżdża ok. 70 tys. młodych Izraelczyków, zwykle po zakończeniu służby wojskowej.
Podobno mieszkańcy Indii – biorąc pod uwagę ilość spotkanych przez nich Izraelczyków i hałas, jaki robią oni wokół siebie - myślą, że Izrael jest jednym z najbardziej zaludnionych państw na świecie i trudno, im uwierzyć, że liczba obywateli Izraela wynosi tylko 7.6 mln.
Izraelczycy, którzy często mieszkają w Indiach kilka miesięcy i nie potrafią zbyt długo wysiedzieć na jednym miejscu regularnie do nich powracają znacząc swoje ślady nie tylko w wielkich miastach, w nadmorskich plażach czy w górach, ale również w aszramach i licznych religijnych placówkach "Chabadników" (chasydów prowadzących działalność misjonarską wśród Żydów na całym świecie). W Indiach zakładają oni własne restauracje, biura podróży, hotele, hostele i kluby oraz mają stałe miejsca spotkań w setkach miejsc. Nie brakuje też miejscowych Hindusów, którzy z biegiem lat wyspecjalizowali się w przyjmowaniu turystów z Izraela. Izraelczycy zwykle lubią przebywać we własnym towarzystwie, pomagają sobie nawzajem, są bardzo solidarni i nie można ich przeoczyć nawet w tak kolorowym i gęstym tłumie jak indyjski.
Kilka lat temu eliminacje do popularnego programu "Narodziny gwiazdy", opartego na amerykańskim "American Idol" ("Idol"), zostały, oprócz Izraela przeprowadzone właśnie w Indiach.
W Izraelu, powstałym w 1948 roku, będącym ze swej natury młodym państwem emigrantów (w 2001 roku 38% społeczeństwa stanowiły dzieci emigrantów) żyje tylko 5. 7 mln Żydów (mniej niż w USA) z ogólnej liczby ok. 16 milionów Żydów rozproszonych po całym świecie. Każda, więc rodzina ma kogoś bliskiego za granicą, kogo odwiedza a fakt posiadania przynajmniej dwóch paszportów jest na porządku dziennym.
Wbrew pozorom, za granicę nie wyjeżdżają tylko niereligijni Żydzi, ale również ortodoksyjni. Ortodoksyjni, zwykle jadą do Europy - na groby sławnych rabinówi do USA, w odwiedziny współziomków, często nieuznających Izraela, jako państwa i będących mu, podobnie jak językowi hebrajskiemu, przeciwnymi, a laiccy żydzi wyjeżdżają, ponieważ "duszą się w tym małym kraju" – jak objaśnił mi to Jaron, kolega z pracy "i żeby nie zwariować muszą oderwać się od ciągłej obawy o bezpieczeństwo otaczającego ich świata".
W okresie świat i wakacji, czyli tradycyjnego okresu wyjazdów na ulicach miast jest zdecydowanie mniej korków, a ludzie ciągnący walizki na kółkach z nalepkami lotniska Ben Guriona i z dodatkową reklamówką "Duty Free" (zakupy w bezcłowych sklepach na lotnisku są sportem narodowym Izraelczyków) stanowią zwykły, powszedni obrazek niewzbudzający w nikim najmniejszego zdziwienia, choć duże zainteresowanie i wiele pytań – często zadawanych przez nieznanych przechodniów, którzy lubią być dobrze poinformowani i wykorzystać zebrane informacje do własnego wyjazdu.
W tym roku, w przewidywalnej liczbie 1.2 mln pasażerów korzystających z usług lotniska im. Ben Guriona w żydowskim miesiącu tiszrej (obecnie we wrześniu) będzie również moja rodzina. Jak przystało na Izraelkę - choć z podwójnym obywatelstwem – i ja wyjeżdżam, za granicę. Niestety, Luna - moja suczka - nie. Metuka znalazła jej, idealne miejsce na czas naszej nieobecności: "Dog School" – Hotel Boutique dla psów". Jego reklama – w formie pocztówki – czyhała na zainteresowanie sobą w jednej z popularnych restauracji w Tel Awiwie. Metuka, która właśnie zaczęła drugą klasę, przestudiowała dokładnie całą ofertę, po czym oświadczyła, że ona "bardzo, bardzo, bardzo prosi" i jej "największym marzeniem" jest wysłanie suczki do tego raju ofiarującego za 70 szekli na dobę:
- "Zrozumienie potrzeb fizycznych i mentalnych psów (przy "mentalnych" zacięła się trochę z czytaniem i potrzebowała wyjaśnienia)
- Kamery bezpieczeństwa
- Klimatyzację
- Wersalki
- Basen
- Zielony ogródek
- Agality (na szczęście, w nawiasie było wyjaśnienie informujące, że oznacza to: tor przeszkód dla psów)
- Kuchnię "gourmet" (wyrafinowaną kulinarnie)
- Usługi fryzjerskie i Spa
- Stały nadzór weterynarza
- Dywany
- Telewizję LCD
Niestety, ponieważ jestem zdecydowanie przeciwna telewizji w pokoju dzieci i psów, a moja suczka, "biedna Luna" - Cavalier King Charles Spaniel, choć podobna z charakteru do labradorów nie kocha tak jak one wody i może obejść się bez Spa, choć na dywany pewnie połakomiłaby się – ku niezadowoleniu mojej córki, zamiast w pięcio gwiazdkowym hotelu, podczas naszej nieobecności zostanie w zwykłym, rodzinnym domu naszych przyjaciół, za to bardzo sympatycznym.
Metuka
Tym razem, ze względu na święta i wolny czas, pakowanie, którego zwykle, niecierpię, bo zawsze biorę za dużo tego, co niepotrzebne i za mało tego, co potrzebne i mam poważne problemy z podejmowaniem decyzji, było czystą przyjemnością.
Metuka postanowiła, że nadszedł już właściwy czas, żeby zacząć podróżować z własną torbą i miałyśmy masę dobrej zabawy przy wspólnym decydowaniu, jakie zabawki i ubrania weźmiemy ze sobą. Przy okazji mogłam wtajemniczyć ją w arkany dobrego smaku, a przynajmniej tego, co nim nazywam i pokazać jej, jakie komplety ubrań można ze sobą złożyć, biorąc pod uwagę kolory, fakturę materiału, wzór i funkcjonalność. Metuka musiała podjąć decyzję w sprawie tego, co lubi bardziej, a co mniej, co jest dla niej ważne, a co nie i skonsultować to na dodatek z mną, a czasami nawet i z tatą, kiedy mama też nie potrafiła rozsądzić, co "tak", a co "nie". Przede wszystkim jednak była to niezła zabawa, szczególnie, kiedy dołączyła do nas Libi, 7 letnia sąsiadka, "specjalistka od najnowszych trendów" i pod jej komando dziewczynki zaczęły "teatrzyk mody" przerywany koncertem piosenek. Od czasu do czasu, przywabiony odgłosami śmiechu, wpadał do pokoju Mashi (192cm.wzrostu, koszykarz) rozbawiając nas próbami ubrania się, w spódniczkę siostry (120cm wzrostu) i popisami tańca brzucha…
Po wybraniu wszystkich rzeczy na podróż, poprosiłyśmy Eyala by popatrzył praktycznym okiem i odrzucił to, co niepotrzebne i dodał to, co niezbędne. Od kiedy wysłałam mojego syna na wakacje do rodziny w Polsce z torbą pełną cieniutkich koszulek i krótkich spodenek, za to z niewielką ilością ciepłych rzeczy (zrozumcie: w Izraelu było wtedy od dłuższego czasu 40 stopni, pakowałam go w pokoju bez klimatyzacji pocąc się jak w saunie i jakoś zabrako mi wyobraźni podsuwającej obrazki polskiego lata w deszczu, zimna i temperatury jaka panuje zwykle w Izraelu zimą) nabrałam zwyczaju radzenia się mojego praktycznego i rzeczowego męża.
Biedak, pod wpływem proszącego wzroku córki (świetna aktorka!) nie mógł wywiązać się z zadania, w rezultacie, czego cała torba Metuki wypełniła się ubraniami i zabawkami. Mam nadzieję, że moja córka uciągnie ją i będzie miała w co się ubrać...
Kilka miesięcy temu, jedząc kolację w gronie znajomych w Jaffo, siedział z nami pewien człowiek, bardzo często podróżujący po świecie, właściciel kilku firm, mających swoje filie w Nowym Yorku, Londynie, Paryżu i Tel Awiwie. Ów pan oświadczył, że od lat nie musi się już pakować i wyleczył się też z "gorączki podróży". 4 walizki z rzeczami odpowiednimi do klimatu i miejscowego "kodu ubioru" zawsze czekają na niego przygotowane w domu. Wyjazd za granicę jest dla niego tym, czym dla mnie wejście do samochodu i dojazd do pracy. Wraz z częstotliwością podróży, odwiedziny innego państwa, czy innego nawet kontynentu straciły dla niego swoją magię, spowszedniały i przestały być ekscytujące.
Czasami dobrze jest być niezbyt bogatym człowiekiem marzącym o podróżach, a jeszcze lepiej niezbyt bogatym człowiekiem właśnie wyruszającym, tak jak ja, w podróż!
Och, jak ja się cieszę!!!
Żegnajcie! Spotkamy się za dwa tygodnie!
A hoj, kapitan!