Erotyk

Wednesday, October 24, 2012

Na poranka przywitanie

pigułki na życie podaj mi kochany

ze szklanką zimnej wody,

te, które sam łykasz, 

kiedy w pustym domu

oswajasz godziny samotnością otępiałe.

 

Pochyl się nade mną, 

rozchyl krtań oddechem, 

powiedz: ”nie bój się kochana, 

lekarstwa nie bolą,

jeśli się o nich nie zapomni

porą złudzeń nieupilnowanych

przemykających pomiędzy nami 

w życiu na niby czy też zamiast"

 

Pigułki doskonałe są na życie

nabrzmiałe wiekiem,

samotność i miłość odtrąconą.

Lekkie, strawne, niekaloryczne,

bezkonfliktowe i bezbólowe.

Ogłuszają lęk i skomlenie duszy,

mylą palce splatające pętlę.

Nie zabarwiają wody na purpurowo.

Dzięki nim nie skoczysz w dół

w mglistość obłoków,

nie zatęsknisz do ciepła ulotnego.


Nie kosztują wiele - czas przeczekany 

do wieczornej infuzji alkoholu 

w towarzystwie cieni

kładących się na spoczynek

w śnie targanym niepokojem

o receptę na dwudziestoczterogodzinne

oswojenie się z niedosytem i niepokojem.

 

Pigułki na życie podaj mi kochany

ze szklanką zimnej wody. 



Staruszek z Ramat Ganu

Tuesday, October 16, 2012

Na sąsiadującej z moją ulicą mieszka żwawy dziewiędziesięcio latek, który jeszcze przed powstaniem Izraela służył w angielskiej armii, przyjaźnił się z żołnierzami Andersa i znał kiedyś nawet kilka zdań po polsku, ale już ich nie potrafi powtórzyć. Pamięta tylko jedno polskie powiedzonko, które utkwiło mu głęboko w pamięci: „kurwa mać”.


Wiecznie przygarbiony, chudziutki staruszek chodzi zawsze w tych samych przykrótkich spodniach podciągniętych wysoko na brzuchu, podtrzymywanych mocno wytartym, skórzanym pasem o wiele za długim. Przeważnie ubiera się w stary sweter, który nosi przez cały rok wymieniając go, od czasu do czasu, na wypłowiałą koszulę w prążki, której postrzępione mankiety nonszalancko podwija za łokciem.


Sąsiad miesza hebrajski z angielskim, zbiera stare rzeczy wyrzucane przez ludzi na ulice, „bo mu ich szkoda”, zajmuje się małymi naprawami w okolicznych willach (z własnej inicjatywy bez pytania się o pozwolenie właścicieli) i... czatowaniem na przechodniów. Codziennie stara się przechwycić kogoś na ulicy, by móc opowiedzieć mu różne znane już każdemu w okolicy historie: a to o złym sąsiedzie, który chce go "wygryźć z mieszkania, bo ma na chrapkę na dodatkowe metry", a to o bolącym krzyżu, nieboszczce, która od dwudziestu kilku lat "odpoczywa w dole", albo też o swoim angielskim dowódcy - "szelmie", którego pies miał szczeniaki z suczką jego ojca a cały miot podobny był do matki, bo „suczka była patriotka” – co każdorazowo podkreślał w opowieści, wznosząc wskazujący palec w górę i przytakując przy tym wielokrotnie głową jakby gwałtowne kiwanie lepiej mogło potwierdzić jego słowa, niż cokolwiek innego.


Staruszek ma przymrużone jedno oko (pamiątka po ostatnim wylewie) i wklęsłe usta (z powodu ubytków zębów) rozciągające się wąską, długa linią z zadartymi do góry końcówkami, dzięki czemu jego twarz wygląda jakby zawsze była uśmiechnięta a jej właściciel żartował sobie ze wszystkiego i wszystkich, albo niedowierzał sam sobie (i przy okazji innym), więc słuchacze traktują go z lekceważeniem. A że starszy pan już od lat jest na emeryturze, ma wiele czasu i niezaspokojoną potrzebę snucia historii swego życia, wszyscy stali mieszkańcy mojej dzielnicy – Tel Ganim w Ramat Ganie - starają się ze wszelką cenę nie przechodzić obok jego domu, aby nie być zmuszonym do słuchania niekończących się opowieści, których nie sposób przerwać. Ofiarami wspomnień i dziewiędziesięcioletniej listy zatargów, waśni i kłopotów –  łącznie z dramatyczną historią usuniętego przed 70 laty wrośniętego paznokcia Amnona – są przeważnie nowi mieszkańcy dzielnicy i przypadkowi przechodnie. Po tym zresztą łatwo ich poznać. Tylko oni przechadzają się beztrosko po niebezpiecznej części chodnika i złapani w sieć słów, nie potrafią się jeszcze z niej wydostać.


Przez roztargnienie, akurat dzisiaj ja byłam ofiarą rozmownego staruszka. Sąsiad dopadł mnie wracającą do domu ze spaceru. Ku mojemu zdziwieniu zamiast zalania mnie potokiem słów - obdarzył prezentem. Z miną niezwykle zadowolonego z siebie człowieka sięgnął do przepastnych kieszeni i wyjął pogniecioną karteczkę.


- Złapałem drania!  - Wykrzyknął triumfalnie podnosząc swoim zwyczajem palec wskazujący w niebo. – Ukradł wam psa, zawiózł do Tel Awiwu i był tak bezczelny, że przechadzał się z nim po ulicy – wykrzyknął staruszek z oburzeniem. Ja go wytropiłem i tu masz jego imię, nazwisko i telefon. Sam mi napisał, bo ja nie wziąłem ze sobą okularów.


Wzięłam karteczkę. Przeczytałam, to co było na niej napisane obok numeru: 03-6666666 i pomyślałam, że czasami Bóg jest litościwy zsyłając ludziom wadę wzroku.



Luna lubi chować się w trawie


- To nie był mój pies.


– Jak to nie twój? Mogę przysiąc, że to była Luna: te same uszy, łaty, oczy. Chciał z nią uciec, ale poszedłem za nim i tak go męczyłem, aż mi w końcu podał swoje nazwisko i telefon.”


- Wszystkie rasowe psy są do siebie bardzo podobne. Wyglądają jak kopie jednego wzorca – zaczęłam wyjaśniać.


- Co ty za bajki opowiadasz? To była Luna! Jak mógłbym jej nie poznać? - Staruszek zaczerpnął powietrze przed następnym zdaniem i w ciszy, która nagle zapadła cała dzielnica usłyszała radosne szczekanie mojej suczki, która nareszcie wyszła z krzaków i dopadła nóg sąsiada prosząc go swoim zwyczajem o pogłaskanie i kawałek smakołyka, który dziwnym trafem zawsze od niego dostawała.


- Szubrawiec przestraszył się i zwrócił psa – oznajmił triumfująco staruszek. Ja już będę miał oko na te gadziny z Tel Awiwu oświadczył i poklepał mnie przyjacielsko po plecach.


Do właścicieli psów rasy „cavalier king charles spaniel”: proszę uważać na starszych panów z wąsem z Ramat Ganu! Moja Luna nie ma z nimi nic wspólnego!


Szczególne pozdrowienia dla cavalier’ka Tapuzika i jego właścicieli!


 

Szukaj w Blogu

-----------------------------------------


----------------------------------------

Back to Top