Polonia żydowska w Izraelu albo pytania o żydowsko-polską duszę

Saturday, September 13, 2014
Temat polsko-żydowski, problematyczny i niejednoznaczny, wywoływał i nadal wywołuje symptomy schorzenia dolegającego Polakom i Żydom w zetknięciu się ze sobą: agresję, czujną postawę obronną, podejrzliwość, użycie stereotypów i nadmierną emocjonalność. Trudno w związku z nim nie popadać w dwie skrajności: antysemityzm lub filosemityzm. Budzi on upiory przeszłości i wystawia na próbę pojęcie patriotyzmu. Zawiera traumatyczne treści. Dla Polki-nie-Żydówki mieszkającej od 23 lat w Izraelu jest emocjonalny. Może nawet zbyt i dlatego też zwykle staram się go unikać. Do czasu przyjazdu do Izraela, wychowując się w Polsce bez Żydów, utożsamiając polskich Żydów z Polakami, było mi niezręcznie pytać ich o poczucie polskości, ponieważ wydawało mi się, że samo już pytanie poddawało ją pod wątpliwość. Poza tym pamiętałam słowa z poematu Juliusza Tuwima „My Żydzi Polscy” napisanego na emigracji w 1944 roku”
„Jestem Polakiem, bo mi się tak podoba. To moja ściśle prywatna sprawa, z której nikomu nie mam zamiaru zdawać relacji, ani wyjaśniać jej, tłumaczyć, uzasadniać. Nie dzielę Polaków na "rodowitych" i "nierodowitych", pozostawiając to rodowitym i nierodowitym rasistom, rodzimym i nierodzimym hitlerowcom. Dzielę Polaków jak Żydów i jak inne narody, na mądrych i głupich, uczciwych i złodziei, inteligentnych i tępych, interesujących i nudnych, krzywdzonych i krzywdzących, gentlemanów i nie-gentlemenów itd. Dzielę też Polaków na faszystów i kontr faszystów.”

Przygotowując materiał do książki „Izrael oswojony” (tekst nie ukazał się, poza kilkoma zdaniami) mimo wszystko, zadałam moim żydowsko-izraelskim znajomym pochodzenia polskiego - Polanim jak się w Izraelu mówi o polskich Żydach i jak oni sami określają siebie wśród innych Izraelczyków - pytanie, które od dawna mnie nurtowało:
„Polonia - termin określający Polaków mieszkających poza granicami Polski. Czy jako Żyd czujesz się częścią izraelskiej Polonii”?
- "Co to znaczy izraelska Polonia"? – spytał się Dan Glazer, jeden z moich "przyjaciół" z Facebooka, z forum "Mówiących po polsku w Izraelu”.
- Chyba nie masz faktycznie na myśli diaspory polskiej, czyli Polaków mieszkających poza Polską? Chodzi ci o Żydów, prawda? – nie rozumiał intencji mojego pytania inny, izraelski rozmówca pochodzący z Polski.
- "Muszę się dobrze zastanowić" – napisała mi wieloletnia nauczycielka języka polskiego w Izraelu, która właśnie wróciła z Polski. - "Nigdy nie myślałam o sobie w kategoriach "Polonii", a zawsze Polska-Izrael. Moja "głowa jeszcze nie jest na właściwym miejscu, tak się w Polsce rozhuśtała" – wyjaśnia, a ja nie nalegam na odpowiedź. Wiem jak trudno jest dojść do ładu z emocjami, kiedy wraca się Stamtąd - Tutaj.
- "Zadane przez Panią pytanie jest bardzo ogólnikowe. Gdyby Pani była uprzejma rozwinąć temat, to chętnie zabiorę głos" – odpowiedziała mi w polskim stylu piękna kobieta z portalu internetowego w eleganckim kapeluszu, perłach i długich, czarnych rękawiczkach.
- "O kogo w zasadzie Ci chodzi? O Żydów czy Polaków zamieszkałych w Izraelu"? – dopytywali się inni rozmówcy poruszający samym już sformułowaniem swoich pytań sedno zagadnienia.

Jeśli pytanie o przynależność do Polonii byłoby zadane komuś w USA czy Kanadzie, kto urodził się w Polsce, w rodzinie mieszkającej w niej od pokoleń i wyemigrował z niej lub został w okresie PRL-u zmuszony do emigracji, to czy byłoby ono równie niezrozumiałe?
Dlaczego niektórzy Żydzi, którzy w Polsce byli Polakami czy deklarowali się, że nimi są, w Izraelu nie rozumieją, dlaczego w ogóle próbuję przypisać ich, Żydów, do kategorii Polaków mieszkających poza granicami Polski? To, że są oni Żydami, poza nieliczna Emigracja Marcową, nie budziło w nich znaku zapytania. Było aksjomatem tożsamościowym, pewnikiem, którego nikt nie kwestionował, mimo, że przez stulecia mieszkali w Polsce, wśród narodu polskiego, z dala od państwa Żydów, powstałego po tysiącach lat dopiero w 1948 roku.
Dlaczego Polscy Żydzi nie byli przez wielu Polaków-katolików uważani za Polaków albo Polaków wyznania mojżeszowego? Przecież większość z tych, którzy nie wyjechali z Polski tuż po wojnie była ateistami, bezwyznaniowymi komunistami? Dlaczego Żydzi, którzy wyjechali z Polski do Izraela nie są uważani za Polonię przez innych, ani przez siebie? Dlaczego ten stan rzeczy nikogo nie dziwi?
Kim są tysiące Izraelczyków, którzy przyjęli obywatelstwo Polski i mogą potwierdzić swoją polskość polskim paszportem? Czyż nie należą oni do polskiej diaspory w Izraelu? Czyżby polskie obywatelstwo było dla nich tylko i wyłącznie kluczem otwierającym im drogę do Zjednoczonej Europy albo rodzajem "wyjścia awaryjnego" na wypadek zagrożenia egzystencji Izraela? Czy przynależność do Polski traktowana jest przez nich jako akt dziejowej sprawiedliwości, odebranie tego, co się należy, bez większych sentymentów do byłej ojczyzny?

Utracona polskość
Pracując w izraelskiej gazecie "Maariv" jednego dnia omawiałam kwestię dodatku świątecznego z ówczesnym prawnikiem gazety, Meirem Blaichem, pochodzącym z Polski. W pewnym momencie do pokoju wszedł znany mi tylko z widzenia dziennikarz.
- Ela Sidi, jedna z "naszych" przedstawił mnie Meir znacząco po hebrajsku, mając na myśli nasze wspólne pochodzenie z Polski, choć ja nie byłam Żydówką, a on - od czasu "wygnania z Polski w 1969 roku” - nie mówił po polsku i nigdy do Polski nie wrócił tłumacząc to zbyt traumatycznymi wspomnieniami.
W moich osobistych pojęciach, może trochę idealistycznych, naiwnych czy też nawet fałszywych, Żydzi i Polacy mieszkający w Izraelu, pochodzący z Polski, nie koniecznie musieli należeć do odrębnych kategorii. “Żyd to człowiek, którego inni uważają za Żyda” - twierdził J.P Sartre. Czyż jednak nie jest tak, parafrazując jego ideę, że „Polakiem jest ten, kto się za takiego uważa” i to niezależnie od izraelskiej narodowości czy żydowskiej religii, bo przecież w dzisiejszych czasach globalizacji, Unii Europejskiej polscy Żydzi nadal mogli czuć się w Izraelu Polakami i nimi być, podobnie jak byli nimi w Polsce, bądź też nie, jeśli się za takich nie uważali.
Wyobrażałam sobie, że na pytanie o poczucie polskości moi najbliżsi znajomi, mówiący piękną polszczyzną, czytający polskie książki, często wyjeżdżający do Polski, żyjący polską kulturą, propagujący ją, a nawet współtworzący, odpowiedzą jednym zwartym głosem: "Tak! Oczywiście! Czujemy się Polakami, byliśmy nimi w Polsce i nadal pozostaliśmy nimi w Izraelu. Nie jest to zależne od tego, co inni o nas myślą i do jakiej kategorii przypisują. My jednocześnie jesteśmy i Izraelczykami i Żydami i Polakami. Nie ma w tym żadnej sprzeczności. Nasza polskość potwierdzona jest naszym urodzeniem się w niej, związkiem z jej historią, językiem, kulturą oraz wielowiekową obecnością Żydów w Polsce i to nie tylko w okresie jej powojennej jednonarodowości i katolickości, ale również w czasie istnienia innego modelu Polski wielonarodowościowej i wielokulturowej, której My byliśmy od wieków integralną częścią i nadal jesteśmy, choć na emigracji".
W rzeczywistości, większość moich znajomych, a także tych przypadkowo poznanych rozmówców internetowych witryn odpowiedziało mi: „nie jesteśmy Polakami. Jesteśmy Polskim Żydami", albo "Żydami pochodzącymi z Polski". Niektórzy z nich dodali przy tym znaczące słówko "już" – "już nie"… i szybko złagodzili swoją wypowiedź deklaracją, że nadal jednak czują się związani z Polską, w której mają swoje korzenie i z polską kulturą, w której wyrośli.
Nie potrafiłam do końca zrozumieć takiego stanowiska, a nawet się oburzałam i kłóciłam z bliskimi mi ludźmi, których uważałam za Polaków, takich jak ja, choć różniących się ode mnie dodatkowym elementem żydowskim, którego ja akurat nie posiadałam.
"Polscy Żydzi" to przecież nie Polacy, "tylko" Żydzi pochodzący z Polski. Co stało się z ich poczuciem polskości? Nie chodzi mi o to, czy czują związek z Polską i sentyment do Polski. Nawet po kilkudniowej wycieczce w jakieś miejsce można czuć się emocjonalnie z tym miejscem związanym, a jeśli w czasie podróży zdarzają się nam ważne emocjonalnie doświadczenia potrafimy myślami wracać do nich przez całe życie. "Polscy Żydzi" nie byli na wycieczce w Polsce. To był kraj ich zamieszkania, życia pokoleń Żydów, a nawet ich ojczyzna.
"Polscy Żydzi" w jakimś sensie wydawało mi się antysemickim hasłem podkreślającym to, że nie są oni Polakami. Czyżby było ono tylko stwierdzeniem faktu? Oczywistości, o której wiedzą dwa narody: Polacy i Żydzi? Jeśli zatem ktoś jest nadal w Polsce Żydem to czy również to oznacza, że jest nim tylko "czasowo", albo "terytorialnie" i wystarczy żeby z tej Polski wyjechał by z kogoś, kto myśli o sobie "Polak", mówi o sobie "Polak" i czuje się "Polakiem" stał się nagle Żydem z dopiskiem "polskim”, – jako kategoria wyróżniająca go od innych Żydów? Czyżby ci, którzy odmawiali polskim Żydom polskości mieli rację czyniąc to? Czyżby Polscy Żydzi pozwolili zwyciężyć tym, którzy krzyczeli "Syjoniści do Izraela" i zrezygnowali z istotnej części swojej żydowsko-polskiej tożsamości?
Jeśli ktoś urodził się w Polsce, jego rodzice, dziadkowie i dziadkowie dziadków urodzili się w Polsce, kocha polskie bzy, muzykę i polskie wiersze, czyta polskie książki i mówi językiem Mickiewicza, to jak to jest możliwe, że nagle przestaje w swoim odczuciu być Polakiem? Jak można przestać być tym, kim się jest?

Jedyni w swoim rodzaju
Nie byłabym zaskoczona gdybym rozmawiała z Żydami, którzy po Zagładzie i po Pogromie Kieleckim opuścili w latach 50-tych kraj kojarzący im się z Zagładą, ani z tymi, których przodkowie faktycznie przez stulecia byli Żydami w Polsce pielęgnującymi swą odrębność kulturowo-religijno-etniczną, czy tymi, którzy żyli w Polsce z wątpliwościami dotyczącymi ich tożsamości i raczej bardziej czuli się Żydami niż Polakami.
Jednak pytanie o polskość postawiłam tym z izraelskich Żydów, u których związek z polskim językiem i polską kulturą był ewidentny. To byli ci Izraelczycy, którzy systematycznie przychodzili do Polskiej Księgarni państwa Neusteinów w Tel Awiwie, czytali polskie książki, słuchali odczytów o Kołakowskim, wzruszali się "Panem Tadeuszem" w kinie, oglądali na spotkaniach przyjaciół polskie filmy, rozmawiali pomiędzy sobą w języku polskim, naznaczeni byli polską mentalnością, tęsknili za dawną ojczyzną, do której jeździli i Polska była dla nich stałym odniesieniem oraz wzorem (bądź też antywzorem). Dlaczego oni nie byli w swoim własnym pojęciu Polakami? Jeśli oni nimi nie byli, to jak bardzo obcymi i odrębnymi od narodu polskiego musieli być inni Żydzi, mieszkający przez stulecia w Polsce, a teraz w Izraelu, którzy odcięli się definitywnie od wszystkiego, co polskie, albo stali się piewcami dającymi wyłącznie negatywne świadectwo Polsce i Polakom?
Rozmowy z Polskimi Żydami udowodniły mi moją ignorancję i brak zrozumienia istoty zagadnienia będącego skomplikowanym, nieposiadającego jednej, klarownej, jednoznacznej dla wszystkich odpowiedzi. Nawet te jednoznacznie deklaracje negujące własną polskość i krytyczne wobec Polski, kiedy się im bliżej przyjrzeć nie były takimi do końca, bo jak, na przykład, można jednoznacznie zrozumieć kogoś (urodzony w 1954 roku, rodzice ze Lwowa, alija, 1968) kto z jednej strony deklaruje, że "on, jego brat, dzieci z pierwszego małżeństwa i była żona, nienawidzą Polski i absolutnie nie są Polakami" a z drugiej strony - często jeździ do Polski, bo do "niej tęskni", ożenił się niedawno z Polką-nie Żydówką i nie tylko mówi po polsku, ale i śpiewa polskie piosenki?

Polak o żydowskim smaku
Kilka lat temu mój izraelski przyjaciel, Karol Becker uważany przeze mnie za prawdziwego "Polonusa" dał mi do przeczytania swoje warszawskie wspomnienia o "chlebie rodzinnym będącym nie tylko fizycznym pokarmem, lecz niezwykłą domową duchowością doprawianą mit a jidysze taam – "czysto żydowskim smakiem". Czytając tekst Karola nagle odkryłam człowieka pochodzącego z nieznanej mi enklawy języka jidysz, zamaszystych gestów, pieśni chasydzkich i potraw, pozornie takich samych, jakie były w moim domu, choć faktycznie zupełnie innych. Był to świat, w którym na siekaną wątróbkę mówi się gehakte leber, na "nogę w galarecie" – gale, potrawy zakrapiane są a bisale sznaps – "odrobiną gorzałki”, a księżniczką wśród nich jest – gefilte fisz – "faszerowana ryba" albo "ryba po żydowsku" – jak mówią na nią Polacy - której towarzyszy czulent mit kiszke – egzotyczna dla mnie potrawa zawierająca fasolę, kaszę perłową, ziemniaki, jaja i mięso, tradycyjnie wkładana do pieca o niskiej temperaturze w piątek po południu, przed szabatem, (w którym pobożni Żydzi nie zapalają ognia) i wyjmowana w porze obiadowej w sobotę oraz maca, "kwintesencja jidiszkait" - "kwintesencja żydowskości" - otrzymywana w Gminie Żydowskiej przed świętem Paschy, będąca dla Karola symbolem jego żydowskiej tożsamości, a mnie - nieznającej aż do czasu przyjazdu do Izraela jej smaku, ani wyglądu – znakiem pogromów wywołanych plotkami o tym, że do jej wyrobu używa się krwi niewinnych dzieci chrześcijańskich.
Jako Polka, urodzona w latach 60-tych w Polsce, pochodząca z praktykującej katolickiej rodziny, niemająca ani pozytywnych ani negatywnych opinii wyrobionych sobie na podstawie własnego doświadczenia chcąc ułatwić sobie rozumienie zasymilowanych Żydów Polskich stosowałam schemat: Polscy Żydzi urodzeni w Polsce, wychowani na Polaków, czujący się Polakami są takimi samymi Polakami jak ja, czy moja koleżanka Joanna – protestantka. Myliłam się. Żydzi różnią się od Polaków-katolików, czy Polaków-protestantów. To jest fakt. Nie antysemityzm. Polscy Żydzi rzeczywiście stanowią odrębny element polskości: kategorię – ani lepszą ani gorszą, ale inną, różniącą się. Mieli i mają odrębną od polskiej religię, tradycję, język, historię, zwyczaje i przede wszystkim należeli i należą dodatkowo, etnicznie do innego narodu - żydowskiego. Nie można pominąć doniosłości tej kwestii, ani jej zignorować jak to robiłam "zrównując" Polskich Żydów z Polakami lub, jak próbowało to zrobić sporo Żydów w Polsce, którzy po to, by zapomnieć Zagładę i nigdy więcej nie poczuć się prześladowanymi i dyskryminowanymi, wyrzekło się swego żydowskiego dziedzictwa i zamieniło judaizm na wiarę w komunistyczną ideologię i pozbawiło ważności swą przynależność do narodu żydowskiego.
W przeciwieństwie do Polaków-katolików Polscy Żydzi, którzy wyemigrowali do Izraela lub zostali do tego zmuszeni, posiadali unikalny we współczesnym świecie luksus istnienia dodatkowej, autentycznej ojczyzny, która w porównaniu z Polską nie tylko, że nie negowała ich przynależności do niej Żydów, ale wręcz namawiała do osiedlenia się w niej i bycie jej ważną częścią. Jednak Izrael, młode państwo utworzone w 1948 roku, w latach masowej, powojennej emigracji Polskich Żydów – aliji, było w trakcie procesu tworzenia się nowego narodu izraelskiego wywodzącego się w większości z narodu żydowskiego. Żądało ono od swych obywateli jednoznacznego opowiedzenia się za Izraelem-azylem dla wszystkich Żydów świata i za narodem izraelskim próbującym stworzyć nowy model Żyda-Izraelczyka, który jest "u siebie", w swoim państwie za tworzenie, którego jest odpowiedzialny, czuje się dumny z bycia Izraelczykiem, nie jest przez prześladowany i który nie tylko zajmuje się tradycyjnymi zawodami "żydowskimi" związanymi z handlem, ale i uprawą ziemi, budowaniem nowych miast i osiedli i wojskową ich obroną.
Izrael dla wielu Polskich Żydów stał się alternatywą dla państwa, które ich nie chciało, a ceną za izraelskość zapłacono straconym poczuciem polskości.

Czuję się polskim Żydem
"Jakby nie było, moja odpowiedz jest: nie czuję się częścią Polaków zamieszkałych za granicą – odpowiada mi Zenek Tracz, były dyrektor administracyjny Teatru Hajfa, producent kabaretów Hanocha Levina, wydawca Ryszarda Kapuścińskiego i "Słownika polsko-hebrajskiego" mieszkający w Izraelu od ponad 50 lat. – "Poza bardzo krótkim okresem (1-2 lat) po przyjeździe do Izraela, w 1961 roku, kiedy to tęskniłem i chciałem wrócić do Polski, szybko zacząłem identyfikować się z Izraelem, w którym widzę swoją nową i pełną ojczyznę. Polonia w moich oczach to diaspora Polaków za granicą. Historia Polski spowodowała, że wszystkie emigracje były wymuszone sytuacją gospodarczą lub polityczną. Polacy tęsknili do Ojczyzny i na obczyźnie, dla podtrzymania związku ze starym krajem zrzeszali się w organizacje, mieli własne gazety, kluby. Żydzi do tych organizacji nie tylko że nie należeli, ale myślę, że nie mogliby do nich należeć nawet, jeśli czuli by się Polakami, bo albo by ich nie przyjęli albo nie mogliby się tam dobrze czuć. Z tego, co wiem i słyszałem na temat Polonii amerykańskiej, angielskiej, kanadyjskiej czy francuskiej była ona i nadal jest bardzo antysemicka, ściśle związana z katolickim kościołem. Żydzi mieli swoje oddzielne organizacje koncentrujące się na polskich Żydach i oczywiście do nich nie należeli Polacy – katolicy.
Pamiętam w 1982 lub 1983 poszedłem ze znajomą Polką do polskiej restauracji w Paryżu, w której zbierała się Polonia. Tuż przed wejściem Zośka przeprosiła mnie nie patrząc mi w oczy i powiedziała: "Zenek nie afiszuj się proszę z tym, że jesteś z Izraela. Tutaj nie za bardzo lubi się Żydów", dodała wyjaśniająco jak gdyby mógł być jakiś inny powód tego ostrzeżenia. Nie chciałem w ogóle tam wchodzić, ale jednak wszedłem. Podszedłem do barmana zamówić drinki. Przy barze siedziało dwóch podpitych młodych ludzi. Popatrzyli na mnie i powiedzieli po polsku: "Spierdalaj stąd Żydku, bo jak nie to dostaniesz w mordę". Przyznaję, że najbardziej poruszył mnie fakt, że oni natychmiast rozpoznali we mnie Żyda!!! Na całym świecie nikt nigdy nie potrafi rozpoznać – a tu nagle…Polacy…w Paryżu…
Powiedz mi, jak ja mogę się uważać za Polonię? Choć nie przeczę, że ostatnio wiele się zmienia w Polsce. Dla młodego pokolenia Polaków, tych uczestniczących w niekończących się festiwalach żydowskich i wielokulturowych, nie ma różnicy czy jestem Żydem, czy Francuzem. Traktują mnie tak samo. Ani lepiej, ani gorzej, tylko zwyczajnie, jak cudzoziemca mówiącego po polsku, bo chyba faktycznie nim się już stałem, choć do pewnego okresu w moim życiu nawet nie wiedziałem, że nie jestem dokładnie takim samym Polakiem jak moi koledzy z warszawskiego podwórka. Nie myślałem o sobie w kategorii Żyda i będąc synem oficera polskiego wojska nawet nie wiedziałem, że nim jestem.
Dziś nie czuję się już Polakiem. Czuję się polskim Żydem, mimo, że paradoksalnie prawie pod każdym względem nadal wolę Polskę niż Izrael: jej smaki, zapachy, mentalność. Jestem też bardzo związany z moimi polskim przyjaciółmi.
Od 50 lat mieszkam już w Izraelu. Tu mam swoją rodzinę, dzieci, wnuki… To mój kraj. A ja jestem Izraelczykiem".
Polskość przez pomyłkę
"Urodziłem się w marcu 1956 roku i zawsze żałowałem – pisze na forum mówiących po polsku Vlodeck Rubin - że już wtedy nie wyjechaliśmy do "ojczyzny" (Izraela). Stało się to dopiero w 1973 roku z paszportem w jedna z stronę, innymi słowy: zostaliśmy kopnięci w tyłek".
Nie czuję się żadną Polonią w Izraelu, tylko Żydem, który urodził się w Polsce. Nie chcę nawet mówić, że jestem pochodzenia polskiego. Jestem pochodzenia żydowskiego. Kimś, kto urodził się przez pomyłkę w Polsce. Pomyłkę, albo raczej przez zagmatwanie historyczne wszystkich Żydów. Większość z nas urodziła się na obcych ziemiach, mając odległą ojczyznę, o której można było tylko śnić i modlić się (co mnie nie dotyczyło, bo nie jestem wierzącym).
Jedyna Polonia w Izraelu mogą być Polacy, którzy żyją tu w Izraelu, z powodów małżeństwa czy pracy, ale nie są Żydami. Oni mogą czuć się Polonią. Żyd urodzony w Polsce, a mieszkający w Izraelu nie jest Polonią, nawet, jeśli nie ma nic przeciw Polsce".

Polonus
"A ja zaliczam się do Polonii i mało tego, jestem też Polonusem" – deklaruje się Henryk Drzewiecki i wyjaśnia: "Do Izraela przyjechałem z rodzicami mając zaledwie 11 lat, po 9 latach pobytu w Polsce (urodziłem się w Niemczech). Jestem "Polonusem", bo skrzętnie pielęgnuję polskie tradycje narodowe i czuję się izraelskim Polakiem"...
"Moja mama jest Ocalona z Zagłady" – pisze Dorota Caspi. "Do Izraela przyjechałyśmy w 1996. moja mama bardzo chciała przyjechać do Izraela, ponieważ jej rodzice byli syjonistami i ona zawsze uważała, że musi żyć i mieszkać w Izraelu. To jest jej kraj, ale również teraz i mój. Wszyscy w mojej rodzinie uważają się za Polaków w równej części, co za Żydów. Wszyscy mają polską telewizję, nowości z Polski są dla nas tak samo ważne jak wiadomości dotyczące Izraela i jak tylko możemy - jeździmy do Polski. Ja osobiście jestem bardzo za Israelem i nie pozwalam nikomu w mojej obecności, źle mówić o nim, podobnie, jako o Polsce. Kocham Polskę tak samo jak Israel".

Polak, Żyd, Izraelczyk, Rosjanin
Karol podgrzewa wodę na małym ogniu w blaszanym dzbanuszku śpiewając rzewną rosyjską piosenkę (rodzice Karola, Żydzi, zostali deportowani w czasie wojny z terenów Polski zajętych przez ZSSR na Syberię gdzie on się urodził). Nie odstępuje palnika gazowego nawet na jeden krok. Pilnuje by woda nie zrobiła mu psikusa i za szybko się nie zagotowała. We właściwym momencie, w pierwszej sekundzie, kiedy zaczyna wrzeć, wsypuje do niej dokładnie odmierzoną - specjalną łyżeczką przywiezioną z Maroka kawę z kardamonem i cukier. Trzymając na ogniu oziębia ją zamaszystym mieszaniem łyżeczką i przestrzega ją poważnym głosem przed zagotowaniem się mrucząc: "jeszcze chwileczkę, jeszcze trochę"... Po kilku sekundach zdejmuje ją z gazu, uśmiecha się tylko tak, jak on to potrafi: jednocześnie ustami, oczami i brodą św. Mikołaja (albo Marksa - patrona komunistów, na którego cześć dostał swoje imię) i przelewa płyn do malutkich filiżanek.
Niby nic: woda, kawa, cukier, odpowiednie proporcje, cierpliwość, zastygła na sekundę chwila, i trochę serca włożonego w przygotowanie a wychodzi...czarna ambrozja! Kawa z kożuszkiem. Mocna i słodka. Podana z życzliwością i przyjaźnią, jaka łączy nas od prawie 20 lat, przenosi nas prosto w błogostan przyjemności, stan rajskiego odprężenia z jednoczesnym wyostrzeniem wszystkich zmysłów.
Usadawiamy się wygodnie na kanapie i już po chwili z ekranu mojego izraelskiego telewizora w salonie, czyli pokoju stołowym, jak się to przynajmniej za moich czasów w Polsce mówiło, patrzy na nas Danuta Szaflarska. Zachwyceni popisem aktorskim "Damy polskiej kinematografii" w filmie "Pora umierać" pijemy aromatyczną, arabską kawę, przygryzamy ją sezamowymi ciasteczkami, raczymy się wiśniówką przywiezioną z Polski ocierając ukradkiem łzy wzruszenia spowodowane myślami o śmiercią, która gdzieś tam na nas i naszych bliskich czeka i niewdzięczności dzieci, której jeszcze nie zdążyliśmy doświadczyć. Pomiędzy łykami kawy, którą Karol nauczył się przyrządzać od swojej irackiej żony "Perły Dalekiego Wschodu" wyrywają nam się słowa tęsknoty za Polską, ogrodami pełnymi bzu i ludźmi, którzy są tam, daleko od nas. Kiedy film się kończy, zadaję Karolowi Yaronowi Beckerowi, filozofowi, historykowi, działaczowi politycznemu i uniwersyteckiemu wykładowcy odpowiedzialnemu za rewizje polskiej tematyki historycznej w izraelskich podręcznikach prowokujące pytanie:
- Kim jesteś: Polakiem, Żydem czy Izraelczykiem?
- Polakiem, Żydem, Izraelczykiem, a nawet Rosjaninem, bo urodziłem się w czasie wojny na Syberii. Człowiek może mieć kilka tożsamości kulturowych, jeśli jest otwarty na świat, jeśli nie zasklepia się w sobie albo w jeszcze gorszym przypadku, odrzuca poprzednie swoje źródła kulturalne, z których czerpał i naśladuje mechanicznie i powierzchownie kulturę, w której się znalazł”.

Wątpliwości
Nie potrafię przekonywująco odpowiedzieć, dlaczego moje poszukiwanie Polaków głównie wśród Żydów urodzonych w Polsce, masowo emigrujących z niej w latach 1956-1958 i 1967-8, mających do niej wiele pozytywnych uczuć, skończyło się w zdecydowanej większości fiaskiem. Żydzi lojalnie opowiedzieli się za swoją odrębną żydowskością podkreślając swą izraelskość, a Polacy nigdy nie widzieli powodów, dla których mieliby uważać Żydów za Polaków i przyjmować do grona Polonii, skoro Żydzi w Izraelu posiadali własne ziomkostwa chroniące żydowskie dziedzictwo w Polsce i nieprzejmowani się polską tradycją powiązaną z kościołem katolickim.
Faktem jest, że nie ma takiej kategorii jak "Żydowska Polonia Izraelska". Samo już sformułowanie krzyczy sprzecznościami, w których ja próbowałam dopatrzeć się mimo wszystko, logiki czy sprawiedliwości dziejowej i znalazłam ją tu i ówdzie, a przede wszystkim wśród ostatniej, indywidualnej emigracji Żydów z Polski do Izraela głównie w latach 90-tych i obecnych.
Nie rozumiem niektórych Polskich Żydów mieszkających w Izraelu, tych bardzo polskich, żyjących Polską na co dzień, znających ją od podszewki, potrzebujących jej obecności w swoim życiu, a mimo to nieczujących się Polakami.
Czyżby problem tkwił w tym, że społeczeństwo polskie nie przyjęło ich jako Polaków? Czy gdyby pod tym względem postawa Polaków była inna, to inaczej potoczyłaby się historia posko-żydowskich kontaktów, a zasymilejowani Żydzi nigdy by z Polski nie wyjechali? Czy rzeczywiście tak, tak twierdzi Zenek Tracz: „to Polacy nie pozwolili zasymilowanym Żydom czuć się Polakami”?

Trudno mi się pogodzić z tym, że wielu z nich, nazywających się do tej pory dwoma imionami: Henryk (Zwi) albo Zwi (Henryk) w zależności od tego z kim się rozmawia, mówi mi, że nie są Polakami, ale wyłącznie Izraelczykami i Żydami (polskimi) takimi "specjalnymi" niereligijnymi, których "geny są chyba zakodowane na Europę", bo oni "nie lubią Bliskiego Wschodu – Lewantu do którego należy Izrael", a ich dzieci i wnuki nie mają już prawie nic wspólnego z Polską.
Przyznam, że nie potrafię zrozumieć, co to znaczy być Polskim Żydem (lub znaczyło), czuć się tak bardzo związanym z Polską - dokładnie tak jak ja - a z drugiej strony twierdzić, że się nie jest, Polakiem.
Dla mnie to tak jakby Polscy Żydzi byli tylko w Polsce turystami, którym zdarzyło się przeciągnąć wycieczkę trwającą wieki, po czym "wrócić do siebie", do państwa, które nie istniało tysiąclecia i okazać się Izraelczykami.
Oczywiście wiem, czytałam na temat tego, co Żydzi wycierpieli w Polsce, jak ich potraktowano i również o tym, co Polacy zarzucają Żydom mieszkającym w Polsce. Jednak kwestia tożsamości nie może być chyba zależna od czynników zewnętrznych? To nie jest coś, co się kupuje, dostaje w podarunku, czy co można komuś odebrać.
W kwestii posko-żydowskiej nie znajduję odpowiednich słów. Zdarza mi się, że mam poczucie bycia oszukaną i przez niektórych antypolskich Żydów i przez niektórych antysemickich Polaków wyrównujących porachunki (nawet teraz pisząc te słowa trzymam się utartych schematów i podziałów, możliwe, że krzywdzących dla niektórych ludzi, którzy w moim pojęciu należą do tej samej kategorii, co jednocześnie nie wyklucza odrębnej przynależności do innej).
Nie jestem historykiem, ani naukowcem. Chciałabym z "ludzkiego" punktu widzenia zrozumieć stosunek Polskich Żydów do Polski. Jednak chyba nie jest to możliwe. Gubię się w temacie, miotam ze słowami, które przestały mieć neutralne znaczenie i otoczone są grubą warstwą konotacji, zakłamania, wzajemnej niechęci, faktów historycznych i przede wszystkim bólu.
Dla Polaków, Artur Rubinstein był Żydem polskiego pochodzenia, mimo że ten, światowej sławy pianista kochał Polskę i jej muzykę, afiszował się w świecie swoją, a Zbigniew Brzeziński, mieszkający od 10 roku życia na emigracji, doradca prezydenta USA Cartera ds. Bezpieczeństwa Narodowego USA, pozostał w świadomości Polaków czystej krwi Polakiem.
Czyżby właśnie taka była prawidłowość dziejowa?
Czasy się zmieniły. Większość moich rozmówców i Izraelczyków, których znam, Polskich Żydów, nie chce już czuć się Polakami i nimi się nie czuje.
Polska faktycznie pozbyła się Żydów.A może jednak Polaków?

 

Polonia żydowska w Izraelu

Polonia żydowska w Izraelu albo pytania o żydowsko-polską duszę
Temat polsko-żydowski, problematyczny i niejednoznaczny, wywoływał i nadal wywołuje symptomy schorzenia dolegającego Polakom i Żydom w zetknięciu się ze sobą: agresję, czujną postawę obronną, podejrzliwość, użycie stereotypów i nadmierną emocjonalność. Trudno w związku z nim nie popadać w dwie skrajności: antysemityzm lub filosemityzm. Budzi on upiory przeszłości i wystawia na próbę pojęcie patriotyzmu. Zawiera traumatyczne treści. Dla Polki-nie-Żydówki mieszkającej od 23 lat w Izraelu jest emocjonalny. Może nawet zbyt i dlatego też zwykle staram się go unikać. Do czasu przyjazdu do Izraela, wychowując się w Polsce bez Żydów, utożsamiając polskich Żydów z Polakami, było mi niezręcznie pytać ich o poczucie polskości, ponieważ wydawało mi się, że samo już pytanie poddawało ją pod wątpliwość. Poza tym pamiętałam słowa z poematu Juliusza Tuwima „My Żydzi Polscy” napisanego na emigracji w 1944 roku”
„Jestem Polakiem, bo mi się tak podoba. To moja ściśle prywatna sprawa, z której nikomu nie mam zamiaru zdawać relacji, ani wyjaśniać jej, tłumaczyć, uzasadniać. Nie dzielę Polaków na "rodowitych" i "nierodowitych", pozostawiając to rodowitym i nierodowitym rasistom, rodzimym i nierodzimym hitlerowcom. Dzielę Polaków jak Żydów i jak inne narody, na mądrych i głupich, uczciwych i złodziei, inteligentnych i tępych, interesujących i nudnych, krzywdzonych i krzywdzących, gentlemanów i nie-gentlemenów itd. Dzielę też Polaków na faszystów i kontr faszystów.”

Przygotowując materiał do książki „Izrael oswojony” (tekst nie ukazał się, poza kilkoma zdaniami) mimo wszystko, zadałam moim żydowsko-izraelskim znajomym pochodzenia polskiego - Polanim jak się w Izraelu mówi o polskich Żydach i jak oni sami określają siebie wśród innych Izraelczyków - pytanie, które od dawna mnie nurtowało:
„Polonia - termin określający Polaków mieszkających poza granicami Polski. Czy jako Żyd czujesz się częścią izraelskiej Polonii”?
- "Co to znaczy izraelska Polonia"? – spytał się Dan Glazer, jeden z moich "przyjaciół" z Facebooka, z forum "Mówiących po polsku w Izraelu”.
- Chyba nie masz faktycznie na myśli diaspory polskiej, czyli Polaków mieszkających poza Polską? Chodzi ci o Żydów, prawda? – nie rozumiał intencji mojego pytania inny, izraelski rozmówca pochodzący z Polski.
- "Muszę się dobrze zastanowić" – napisała mi wieloletnia nauczycielka języka polskiego w Izraelu, która właśnie wróciła z Polski. - "Nigdy nie myślałam o sobie w kategoriach "Polonii", a zawsze Polska-Izrael. Moja "głowa jeszcze nie jest na właściwym miejscu, tak się w Polsce rozhuśtała" – wyjaśnia, a ja nie nalegam na odpowiedź. Wiem jak trudno jest dojść do ładu z emocjami, kiedy wraca się Stamtąd - Tutaj.
- "Zadane przez Panią pytanie jest bardzo ogólnikowe. Gdyby Pani była uprzejma rozwinąć temat, to chętnie zabiorę głos" – odpowiedziała mi w polskim stylu piękna kobieta z portalu internetowego w eleganckim kapeluszu, perłach i długich, czarnych rękawiczkach.
- "O kogo w zasadzie Ci chodzi? O Żydów czy Polaków zamieszkałych w Izraelu"? – dopytywali się inni rozmówcy poruszający samym już sformułowaniem swoich pytań sedno zagadnienia.

Jeśli pytanie o przynależność do Polonii byłoby zadane komuś w USA czy Kanadzie, kto urodził się w Polsce, w rodzinie mieszkającej w niej od pokoleń i wyemigrował z niej lub został w okresie PRL-u zmuszony do emigracji, to czy byłoby ono równie niezrozumiałe?
Dlaczego niektórzy Żydzi, którzy w Polsce byli Polakami czy deklarowali się, że nimi są, w Izraelu nie rozumieją, dlaczego w ogóle próbuję przypisać ich, Żydów, do kategorii Polaków mieszkających poza granicami Polski? To, że są oni Żydami, poza nieliczna Emigracja Marcową, nie budziło w nich znaku zapytania. Było aksjomatem tożsamościowym, pewnikiem, którego nikt nie kwestionował, mimo, że przez stulecia mieszkali w Polsce, wśród narodu polskiego, z dala od państwa Żydów, powstałego po tysiącach lat dopiero w 1948 roku.
Dlaczego Polscy Żydzi nie byli przez wielu Polaków-katolików uważani za Polaków wyznania mojżeszowego, albo zwyczajnie za: Polaków, bo przecież większość z tych, którzy nie wyjechali z Polski tuż po wojnie była ateistami, bezwyznaniowymi komunistami? Dlaczego Żydzi, którzy wyjechali z Polski do Izraela nie są uważani za Polonię przez innych, ani przez siebie? Dlaczego ten stan rzeczy nikogo nie dziwi?
Kim są tysiące Izraelczyków, którzy przyjęli obywatelstwo Polski i mogą potwierdzić swoją polskość polskim paszportem? Czyż nie należą oni do polskiej diaspory w Izraelu? Czyżby polskie obywatelstwo było dla nich tylko i wyłącznie kluczem otwierającym im drogę do Zjednoczonej Europy albo rodzajem "wyjścia awaryjnego" na wypadek zagrożenia egzystencji Izraela? Czy przynależność do Polski traktowana jest przez nich jako akt dziejowej sprawiedliwości, odebranie tego, co się należy, bez większych sentymentów do byłej ojczyzny?
Utracona polskość
Pracując w izraelskiej gazecie "Maariv" jednego dnia omawiałam kwestię dodatku świątecznego z ówczesnym prawnikiem gazety, Meirem Blaichem, pochodzącym z Polski. W pewnym momencie do pokoju wszedł znany mi tylko z widzenia dziennikarz.
- Ela Sidi, jedna z "naszych" przedstawił mnie Meir znacząco po hebrajsku, mając na myśli nasze wspólne pochodzenie z Polski, choć ja nie byłam Żydówką, a on - od czasu "wygnania z Polski w 1969 roku” - nie mówił po polsku i nigdy do Polski nie wrócił tłumacząc to zbyt traumatycznymi wspomnieniami.
W moich osobistych pojęciach, może trochę idealistycznych, naiwnych czy też nawet fałszywych, Żydzi i Polacy mieszkający w Izraelu, pochodzący z Polski, nie koniecznie musieli należeć do odrębnych kategorii. “Żyd to człowiek, którego inni uważają za Żyda” - twierdził J.P Sartre. Czyż jednak nie jest tak, parafrazując jego ideę, że „Polakiem jest ten, kto się za takiego uważa” i to niezależnie od izraelskiej narodowości czy żydowskiej religii, bo przecież w dzisiejszych czasach globalizacji, Unii Europejskiej polscy Żydzi nadal mogli czuć się w Izraelu Polakami i nimi być, podobnie jak byli nimi w Polsce, bądź też nie, jeśli się za takich nie uważali.
Wyobrażałam sobie, że na pytanie o poczucie polskości moi najbliżsi znajomi, mówiący piękną polszczyzną, czytający polskie książki, często wyjeżdżający do Polski, żyjący polską kulturą, propagujący ją, a nawet współtworzący, odpowiedzą jednym zwartym głosem: "Tak! Oczywiście! Czujemy się Polakami, byliśmy nimi w Polsce i nadal pozostaliśmy nimi w Izraelu. Nie jest to zależne od tego, co inni o nas myślą i do jakiej kategorii przypisują. My jednocześnie jesteśmy i Izraelczykami i Żydami i Polakami. Nie ma w tym żadnej sprzeczności. Nasza polskość potwierdzona jest naszym urodzeniem się w niej, związkiem z jej historią, językiem, kulturą oraz wielowiekową obecnością Żydów w Polsce i to nie tylko w okresie jej powojennej jednonarodowości i katolickości, ale również w czasie istnienia innego modelu Polski wielonarodowościowej i wielokulturowej, której My byliśmy od wieków integralną częścią i nadal jesteśmy, choć na emigracji".
W rzeczywistości, większość moich znajomych, a także tych przypadkowo poznanych rozmówców internetowych witryn odpowiedziało mi: „nie jesteśmy Polakami. Jesteśmy Polskim Żydami", albo "Żydami pochodzącymi z Polski". Niektórzy z nich dodali przy tym znaczące słówko "już" – "już nie"… i szybko złagodzili swoją wypowiedź deklaracją, że nadal jednak czują się związani z Polską, w której mają swoje korzenie i z polską kulturą, w której wyrośli.
Nie potrafiłam do końca zrozumieć takiego stanowiska, a nawet się oburzałam i kłóciłam z bliskimi mi ludźmi, których uważałam za Polaków, takich jak ja, choć różniących się ode mnie dodatkowym elementem żydowskim, którego ja akurat nie posiadałam.
"Polscy Żydzi" to przecież nie Polacy, "tylko" Żydzi pochodzący z Polski. Co stało się z ich poczuciem polskości? Nie chodzi mi o to, czy czują związek z Polską i sentyment do Polski. Nawet po kilkudniowej wycieczce w jakieś miejsce można czuć się emocjonalnie z tym miejscem związanym, a jeśli w czasie podróży zdarzają się nam ważne emocjonalnie doświadczenia potrafimy myślami wracać do nich przez całe życie. "Polscy Żydzi" nie byli na wycieczce w Polsce. To był kraj ich zamieszkania, życia pokoleń Żydów, a nawet ich ojczyzna.
"Polscy Żydzi" w jakimś sensie wydawało mi się antysemickim hasłem podkreślającym to, że nie są oni Polakami. Czyżby było ono tylko stwierdzeniem faktu? Oczywistości, o której wiedzą dwa narody: Polacy i Żydzi? Jeśli zatem ktoś jest nadal w Polsce Żydem to czy również to oznacza, że jest nim tylko "czasowo", albo "terytorialnie" i wystarczy żeby z tej Polski wyjechał by z kogoś, kto myśli o sobie "Polak", mówi o sobie "Polak" i czuje się "Polakiem" stał się nagle Żydem z dopiskiem "polskim”, – jako kategoria wyróżniająca go od innych Żydów? Czyżby ci, którzy odmawiali polskim Żydom polskości mieli rację czyniąc to? Czyżby Polscy Żydzi pozwolili zwyciężyć tym, którzy krzyczeli "Syjoniści do Izraela" i zrezygnowali z istotnej części swojej żydowsko-polskiej tożsamości?
Jeśli ktoś urodził się w Polsce, jego rodzice, dziadkowie i dziadkowie dziadków urodzili się w Polsce, kocha polskie bzy, muzykę i polskie wiersze, czyta polskie książki i mówi językiem Mickiewicza, to jak to jest możliwe, że nagle przestaje w swoim odczuciu być Polakiem? Jak można przestać być tym, kim się jest?
Jedyni w swoim rodzaju
Nie byłabym zaskoczona gdybym rozmawiała z Żydami, którzy po Zagładzie i po Pogromie Kieleckim opuścili w latach 50-tych kraj kojarzący im się z Zagładą, ani z tymi, których przodkowie faktycznie przez stulecia byli Żydami w Polsce pielęgnującymi swą odrębność kulturowo-religijno-etniczną, czy tymi, którzy żyli w Polsce z wątpliwościami dotyczącymi ich tożsamości i raczej bardziej czuli się Żydami niż Polakami.
Jednak pytanie o polskość postawiłam tym z izraelskich Żydów, u których związek z polskim językiem i polską kulturą był ewidentny. To byli ci Izraelczycy, którzy systematycznie przychodzili do Polskiej Księgarni państwa Neusteinów w Tel Awiwie, czytali polskie książki, słuchali odczytów o Kołakowskim, wzruszali się "Panem Tadeuszem" w kinie, oglądali na spotkaniach przyjaciół polskie filmy, rozmawiali pomiędzy sobą w języku polskim, naznaczeni byli polską mentalnością, tęsknili za dawną ojczyzną, do której jeździli i Polska była dla nich stałym odniesieniem oraz wzorem (bądź też antywzorem). Dlaczego oni nie byli w swoim własnym pojęciu Polakami? Jeśli oni nimi nie byli, to jak bardzo obcymi i odrębnymi od narodu polskiego musieli być inni Żydzi, mieszkający przez stulecia w Polsce, a teraz w Izraelu, którzy odcięli się definitywnie od wszystkiego, co polskie, albo stali się piewcami dającymi wyłącznie negatywne świadectwo Polsce i Polakom?
Rozmowy z Polskimi Żydami udowodniły mi moją ignorancję i brak zrozumienia istoty zagadnienia będącego skomplikowanym, nieposiadającego jednej, klarownej, jednoznacznej dla wszystkich odpowiedzi. Nawet te jednoznacznie deklaracje negujące własną polskość i krytyczne wobec Polski, kiedy się im bliżej przyjrzeć nie były takimi do końca, bo jak, na przykład, można jednoznacznie zrozumieć kogoś (urodzony w 1954 roku, rodzice ze Lwowa, alija, 1968) kto z jednej strony deklaruje, że "on, jego brat, dzieci z pierwszego małżeństwa i była żona, nienawidzą Polski i absolutnie nie są Polakami" a z drugiej strony - często jeździ do Polski, bo do "niej tęskni", ożenił się niedawno z Polką-nie Żydówką i nie tylko mówi po polsku, ale i śpiewa polskie piosenki?

Polak o żydowskim smaku
Kilka lat temu mój izraelski przyjaciel, Karol Becker uważany przeze mnie za prawdziwego "Polonusa" dał mi do przeczytania swoje warszawskie wspomnienia o "chlebie rodzinnym będącym nie tylko fizycznym pokarmem, lecz niezwykłą domową duchowością doprawianą mit a jidysze taam – "czysto żydowskim smakiem". Czytając tekst Karola nagle odkryłam człowieka pochodzącego z nieznanej mi enklawy języka jidysz, zamaszystych gestów, pieśni chasydzkich i potraw, pozornie takich samych, jakie były w moim domu, choć faktycznie zupełnie innych. Był to świat, w którym na siekaną wątróbkę mówi się gehakte leber, na "nogę w galarecie" – gale, potrawy zakrapiane są a bisale sznaps – "odrobiną gorzałki”, a księżniczką wśród nich jest – gefilte fisz – "faszerowana ryba" albo "ryba po żydowsku" – jak mówią na nią Polacy - której towarzyszy czulent mit kiszke – egzotyczna dla mnie potrawa zawierająca fasolę, kaszę perłową, ziemniaki, jaja i mięso, tradycyjnie wkładana do pieca o niskiej temperaturze w piątek po południu, przed szabatem, (w którym pobożni Żydzi nie zapalają ognia) i wyjmowana w porze obiadowej w sobotę oraz maca, "kwintesencja jidiszkait" - "kwintesencja żydowskości" - otrzymywana w Gminie Żydowskiej przed świętem Paschy, będąca dla Karola symbolem jego żydowskiej tożsamości, a mnie - nieznającej aż do czasu przyjazdu do Izraela jej smaku, ani wyglądu – znakiem pogromów wywołanych plotkami o tym, że do jej wyrobu używa się krwi niewinnych dzieci chrześcijańskich.
Jako Polka, urodzona w latach 60-tych w Polsce, pochodząca z praktykującej katolickiej rodziny, niemająca ani pozytywnych ani negatywnych opinii wyrobionych sobie na podstawie własnego doświadczenia chcąc ułatwić sobie rozumienie zasymilowanych Żydów Polskich stosowałam schemat: Polscy Żydzi urodzeni w Polsce, wychowani na Polaków, czujący się Polakami są takimi samymi Polakami jak ja, czy moja koleżanka Joanna – protestantka. Myliłam się. Żydzi różnią się od Polaków-katolików, czy Polaków-protestantów. To jest fakt. Nie antysemityzm. Polscy Żydzi rzeczywiście stanowią odrębny element polskości: kategorię – ani lepszą ani gorszą, ale inną, różniącą się. Mieli i mają odrębną od polskiej religię, tradycję, język, historię, zwyczaje i przede wszystkim należeli i należą dodatkowo, etnicznie do innego narodu - żydowskiego. Nie można pominąć doniosłości tej kwestii, ani jej zignorować jak to robiłam "zrównując" Polskich Żydów z Polakami lub, jak próbowało to zrobić sporo Żydów w Polsce, którzy po to, by zapomnieć Zagładę i nigdy więcej nie poczuć się prześladowanymi i dyskryminowanymi, wyrzekło się swego żydowskiego dziedzictwa i zamieniło judaizm na wiarę w komunistyczną ideologię i pozbawiło ważności swą przynależność do narodu żydowskiego.
W przeciwieństwie do Polaków-katolików Polscy Żydzi, którzy wyemigrowali do Izraela lub zostali do tego zmuszeni, posiadali unikalny we współczesnym świecie luksus istnienia dodatkowej, autentycznej ojczyzny, która w porównaniu z Polską nie tylko, że nie negowała ich przynależności do niej Żydów, ale wręcz namawiała do osiedlenia się w niej i bycie jej ważną częścią. Jednak Izrael, młode państwo utworzone w 1948 roku, w latach masowej, powojennej emigracji Polskich Żydów – aliji, było w trakcie procesu tworzenia się nowego narodu izraelskiego wywodzącego się w większości z narodu żydowskiego. Żądało ono od swych obywateli jednoznacznego opowiedzenia się za Izraelem-azylem dla wszystkich Żydów świata i za narodem izraelskim próbującym stworzyć nowy model Żyda-Izraelczyka, który jest "u siebie", w swoim państwie za tworzenie, którego jest odpowiedzialny, czuje się dumny z bycia Izraelczykiem, nie jest przez prześladowany i który nie tylko zajmuje się tradycyjnymi zawodami "żydowskimi" związanymi z handlem, ale i uprawą ziemi, budowaniem nowych miast i osiedli i wojskową ich obroną.
Izrael dla wielu Polskich Żydów stał się alternatywą dla państwa, które ich nie chciało, a ceną za izraelskość zapłacono straconym poczuciem polskości.
Czuję się polskim Żydem
"Jakby nie było, moja odpowiedz jest: nie czuję się częścią Polaków zamieszkałych za granicą – odpowiada mi Zenek Tracz, były dyrektor administracyjny Teatru Hajfa, producent kabaretów Hanocha Levina, wydawca Ryszarda Kapuścińskiego i "Słownika polsko-hebrajskiego" mieszkający w Izraelu od ponad 50 lat. – "Poza bardzo krótkim okresem (1-2 lat) po przyjeździe do Izraela, w 1961 roku, kiedy to tęskniłem i chciałem wrócić do Polski, szybko zacząłem identyfikować się z Izraelem, w którym widzę swoją nową i pełną ojczyznę. Polonia w moich oczach to diaspora Polaków za granicą. Historia Polski spowodowała, że wszystkie emigracje były wymuszone sytuacją gospodarczą lub polityczną. Polacy tęsknili do Ojczyzny i na obczyźnie, dla podtrzymania związku ze starym krajem zrzeszali się w organizacje, mieli własne gazety, kluby. Żydzi do tych organizacji nie tylko że nie należeli, ale myślę, że nie mogliby do nich należeć nawet, jeśli czuli by się Polakami, bo albo by ich nie przyjęli albo nie mogliby się tam dobrze czuć. Z tego, co wiem i słyszałem na temat Polonii amerykańskiej, angielskiej, kanadyjskiej czy francuskiej była ona i nadal jest bardzo antysemicka, ściśle związana z katolickim kościołem. Żydzi mieli swoje oddzielne organizacje koncentrujące się na polskich Żydach i oczywiście do nich nie należeli Polacy – katolicy.
Pamiętam w 1982 lub 1983 poszedłem ze znajomą Polką do polskiej restauracji w Paryżu, w której zbierała się Polonia. Tuż przed wejściem Zośka przeprosiła mnie nie patrząc mi w oczy i powiedziała: "Zenek nie afiszuj się proszę z tym, że jesteś z Izraela. Tutaj nie za bardzo lubi się Żydów", dodała wyjaśniająco jak gdyby mógł być jakiś inny powód tego ostrzeżenia. Nie chciałem w ogóle tam wchodzić, ale jednak wszedłem. Podszedłem do barmana zamówić drinki. Przy barze siedziało dwóch podpitych młodych ludzi. Popatrzyli na mnie i powiedzieli po polsku: "Spierdalaj stąd Żydku, bo jak nie to dostaniesz w mordę". Przyznaję, że najbardziej poruszył mnie fakt, że oni natychmiast rozpoznali we mnie Żyda!!! Na całym świecie nikt nigdy nie potrafi rozpoznać – a tu nagle…Polacy…w Paryżu…
Powiedz mi, jak ja mogę się uważać za Polonię? Choć nie przeczę, że ostatnio wiele się zmienia w Polsce. Dla młodego pokolenia Polaków, tych uczestniczących w niekończących się festiwalach żydowskich i wielokulturowych, nie ma różnicy czy jestem Żydem, czy Francuzem. Traktują mnie tak samo. Ani lepiej, ani gorzej, tylko zwyczajnie, jak cudzoziemca mówiącego po polsku, bo chyba faktycznie nim się już stałem, choć do pewnego okresu w moim życiu nawet nie wiedziałem, że nie jestem dokładnie takim samym Polakiem jak moi koledzy z warszawskiego podwórka. Nie myślałem o sobie w kategorii Żyda i będąc synem oficera polskiego wojska nawet nie wiedziałem, że nim jestem.
Dziś nie czuję się już Polakiem. Czuję się polskim Żydem, mimo, że paradoksalnie prawie pod każdym względem nadal wolę Polskę niż Izrael: jej smaki, zapachy, mentalność. Jestem też bardzo związany z moimi polskim przyjaciółmi.
Od 50 lat mieszkam już w Izraelu. Tu mam swoją rodzinę, dzieci, wnuki… To mój kraj. A ja jestem Izraelczykiem".
Polskość przez pomyłkę
"Urodziłem się w marcu 1956 roku i zawsze żałowałem – pisze na forum mówiących po polsku Vlodeck Rubin - że już wtedy nie wyjechaliśmy do "ojczyzny" (Izraela). Stało się to dopiero w 1973 roku z paszportem w jedna z stronę, innymi słowy: zostaliśmy kopnięci w tyłek".
Nie czuję się żadną Polonią w Izraelu, tylko Żydem, który urodził się w Polsce. Nie chcę nawet mówić, że jestem pochodzenia polskiego. Jestem pochodzenia żydowskiego. Kimś, kto urodził się przez pomyłkę w Polsce. Pomyłkę, albo raczej przez zagmatwanie historyczne wszystkich Żydów. Większość z nas urodziła się na obcych ziemiach, mając odległą ojczyznę, o której można było tylko śnić i modlić się (co mnie nie dotyczyło, bo nie jestem wierzącym).
Jedyna Polonia w Izraelu mogą być Polacy, którzy żyją tu w Izraelu, z powodów małżeństwa czy pracy, ale nie są Żydami. Oni mogą czuć się Polonią. Żyd urodzony w Polsce, a mieszkający w Izraelu nie jest Polonią, nawet, jeśli nie ma nic przeciw Polsce".
Polonus
"A ja zaliczam się do Polonii i mało tego, jestem też Polonusem" – deklaruje się Henryk Drzewiecki i wyjaśnia: "Do Izraela przyjechałem z rodzicami mając zaledwie 11 lat, po 9 latach pobytu w Polsce (urodziłem się w Niemczech). Jestem "Polonusem", bo skrzętnie pielęgnuję polskie tradycje narodowe i czuję się izraelskim Polakiem"...
"Moja mama jest Ocalona z Zagłady" – pisze Dorota Caspi. "Do Izraela przyjechałyśmy w 1996. moja mama bardzo chciała przyjechać do Izraela, ponieważ jej rodzice byli syjonistami i ona zawsze uważała, że musi żyć i mieszkać w Izraelu. To jest jej kraj, ale również teraz i mój. Wszyscy w mojej rodzinie uważają się za Polaków w równej części, co za Żydów. Wszyscy mają polską telewizję, nowości z Polski są dla nas tak samo ważne jak wiadomości dotyczące Izraela i jak tylko możemy - jeździmy do Polski. Ja osobiście jestem bardzo za Israelem i nie pozwalam nikomu w mojej obecności, źle mówić o nim, podobnie, jako o Polsce. Kocham Polskę tak samo jak Israel".
Polak, Żyd, Izraelczyk, Rosjanin
Karol podgrzewa wodę na małym ogniu w blaszanym dzbanuszku śpiewając rzewną rosyjską piosenkę (rodzice Karola, Żydzi, zostali deportowani w czasie wojny z terenów Polski zajętych przez ZSSR na Syberię gdzie on się urodził). Nie odstępuje palnika gazowego nawet na jeden krok. Pilnuje by woda nie zrobiła mu psikusa i za szybko się nie zagotowała. We właściwym momencie, w pierwszej sekundzie, kiedy zaczyna wrzeć, wsypuje do niej dokładnie odmierzoną - specjalną łyżeczką przywiezioną z Maroka kawę z kardamonem i cukier. Trzymając na ogniu oziębia ją zamaszystym mieszaniem łyżeczką i przestrzega ją poważnym głosem przed zagotowaniem się mrucząc: "jeszcze chwileczkę, jeszcze trochę"... Po kilku sekundach zdejmuje ją z gazu, uśmiecha się tylko tak, jak on to potrafi: jednocześnie ustami, oczami i brodą św. Mikołaja (albo Marksa - patrona komunistów, na którego cześć dostał swoje imię) i przelewa płyn do malutkich filiżanek.
Niby nic: woda, kawa, cukier, odpowiednie proporcje, cierpliwość, zastygła na sekundę chwila, i trochę serca włożonego w przygotowanie a wychodzi...czarna ambrozja! Kawa z kożuszkiem. Mocna i słodka. Podana z życzliwością i przyjaźnią, jaka łączy nas od prawie 20 lat, przenosi nas prosto w błogostan przyjemności, stan rajskiego odprężenia z jednoczesnym wyostrzeniem wszystkich zmysłów.
Usadawiamy się wygodnie na kanapie i już po chwili z ekranu mojego izraelskiego telewizora w salonie, czyli pokoju stołowym, jak się to przynajmniej za moich czasów w Polsce mówiło, patrzy na nas Danuta Szaflarska. Zachwyceni popisem aktorskim "Damy polskiej kinematografii" w filmie "Pora umierać" pijemy aromatyczną, arabską kawę, przygryzamy ją sezamowymi ciasteczkami, raczymy się wiśniówką przywiezioną z Polski ocierając ukradkiem łzy wzruszenia spowodowane myślami o śmiercią, która gdzieś tam na nas i naszych bliskich czeka i niewdzięczności dzieci, której jeszcze nie zdążyliśmy doświadczyć. Pomiędzy łykami kawy, którą Karol nauczył się przyrządzać od swojej irackiej żony "Perły Dalekiego Wschodu" wyrywają nam się słowa tęsknoty za Polską, ogrodami pełnymi bzu i ludźmi, którzy są tam, daleko od nas. Kiedy film się kończy, zadaję Karolowi Yaronowi Beckerowi, filozofowi, historykowi, działaczowi politycznemu i uniwersyteckiemu wykładowcy odpowiedzialnemu za rewizje polskiej tematyki historycznej w izraelskich podręcznikach prowokujące pytanie:
- Kim jesteś: Polakiem, Żydem czy Izraelczykiem?
- Polakiem, Żydem, Izraelczykiem, a nawet Rosjaninem, bo urodziłem się w czasie wojny na Syberii. Człowiek może mieć kilka tożsamości kulturowych, jeśli jest otwarty na świat, jeśli nie zasklepia się w sobie albo w jeszcze gorszym przypadku, odrzuca poprzednie swoje źródła kulturalne, z których czerpał i naśladuje mechanicznie i powierzchownie kulturę, w której się znalazł”.
Wątpliwości
Nie potrafię przekonywująco odpowiedzieć, dlaczego moje poszukiwanie Polaków głównie wśród Żydów urodzonych w Polsce, masowo emigrujących z niej w latach 1956-1958 i 1967-8, mających do niej wiele pozytywnych uczuć, skończyło się w zdecydowanej większości fiaskiem. Żydzi lojalnie opowiedzieli się za swoją odrębną żydowskością podkreślając swą izraelskość, a Polacy nigdy nie widzieli powodów, dla których mieliby uważać Żydów za Polaków i przyjmować do grona Polonii, skoro Żydzi w Izraelu posiadali własne ziomkostwa chroniące żydowskie dziedzictwo w Polsce i nieprzejmowani się polską tradycją powiązaną z kościołem katolickim.
Faktem jest, że nie ma takiej kategorii jak "Żydowska Polonia Izraelska". Samo już sformułowanie krzyczy sprzecznościami, w których ja próbowałam dopatrzeć się mimo wszystko, logiki czy sprawiedliwości dziejowej i znalazłam ją tu i ówdzie, a przede wszystkim wśród ostatniej, indywidualnej emigracji Żydów z Polski do Izraela głównie w latach 90-tych i obecnych.
Nie rozumiem niektórych Polskich Żydów mieszkających w Izraelu, tych bardzo polskich, żyjących Polską na co dzień, znających ją od podszewki, potrzebujących jej obecności w swoim życiu, a mimo to nieczujących się Polakami.
Czyżby problem tkwił w tym, że społeczeństwo polskie nie przyjęło ich jako Polaków? Czy gdyby pod tym względem postawa Polaków była inna, to inaczej potoczyłaby się historia posko-żydowskich kontaktów, a zasymilejowani Żydzi nigdy by z Polski nie wyjechali? Czy rzeczywiście tak, tak twierdzi Zenek Tracz: „to Polacy nie pozwolili zasymilowanym Żydom czuć się Polakami”?

Trudno mi się pogodzić z tym, że wielu z nich, nazywających się do tej pory dwoma imionami: Henryk (Zwi) albo Zwi (Henryk) w zależności od tego z kim się rozmawia, mówi mi, że nie są Polakami, ale wyłącznie Izraelczykami i Żydami (polskimi) takimi "specjalnymi" niereligijnymi, których "geny są chyba zakodowane na Europę", bo oni "nie lubią Bliskiego Wschodu – Lewantu do którego należy Izrael", a ich dzieci i wnuki nie mają już prawie nic wspólnego z Polską.
Przyznam, że nie potrafię zrozumieć, co to znaczy być Polskim Żydem (lub znaczyło), czuć się tak bardzo związanym z Polską - dokładnie tak jak ja - a z drugiej strony twierdzić, że się nie jest, Polakiem.
Dla mnie to tak jakby Polscy Żydzi byli tylko w Polsce turystami, którym zdarzyło się przeciągnąć wycieczkę trwającą wieki, po czym "wrócić do siebie", do państwa, które nie istniało tysiąclecia i okazać się Izraelczykami.
Oczywiście wiem, czytałam na temat tego, co Żydzi wycierpieli w Polsce, jak ich potraktowano i również o tym, co Polacy zarzucają Żydom mieszkającym w Polsce. Jednak kwestia tożsamości nie może być chyba zależna od czynników zewnętrznych? To nie jest coś, co się kupuje, dostaje w podarunku, czy co można komuś odebrać.
W kwestii posko-żydowskiej nie znajduję odpowiednich słów. Zdarza mi się, że mam poczucie bycia oszukaną i przez niektórych antypolskich Żydów i przez niektórych antysemickich Polaków wyrównujących porachunki (nawet teraz pisząc te słowa trzymam się utartych schematów i podziałów, możliwe, że krzywdzących dla niektórych ludzi, którzy w moim pojęciu należą do tej samej kategorii, co jednocześnie nie wyklucza odrębnej przynależności do innej).
Nie jestem historykiem, ani naukowcem. Chciałabym z "ludzkiego" punktu widzenia zrozumieć stosunek Polskich Żydów do Polski. Jednak chyba nie jest to możliwe. Gubię się w temacie, miotam ze słowami, które przestały mieć neutralne znaczenie i otoczone są grubą warstwą konotacji, zakłamania, wzajemnej niechęci, faktów historycznych i przede wszystkim bólu.
Dla Polaków, Artur Rubinstein był Żydem polskiego pochodzenia, mimo że ten, światowej sławy pianista kochał Polskę i jej muzykę, afiszował się w świecie swoją, a Zbigniew Brzeziński, mieszkający od 10 roku życia na emigracji, doradca prezydenta USA Cartera ds. Bezpieczeństwa Narodowego USA, pozostał w świadomości Polaków czystej krwi Polakiem.
Czyżby właśnie taka była prawidłowość dziejowa?
Czasy się zmieniły. Większość moich rozmówców i Izraelczyków, których znam, Polskich Żydów, nie chce już czuć się Polakami i nimi się nie czuje.
Polska faktycznie pozbyła się Żydów…A może jednak Polaków?

Szukaj w Blogu

-----------------------------------------


----------------------------------------

Back to Top