Seryjnie produkowane "góralskie" chaty przeznaczone na restauracje, umieszczane przez właścicieli na płaskim jak deska terenie, wśród nowoczesnych zabudowań, przy głównych drogach przejazdowych, nad morzem, w okolicy jezior czy przy wjazdach do dużych miast, przesadnie udekorowane ludowymi rekwizytami, ofiarujące "pseudoregionalne", "wiejskie jedzenie" stały się w Polsce nienaturalną częścią naturalnego krajobrazu. Część z nich serwuje popularną i niezłą kuchnię. Bardzo trudno jednak trafić pod wystrzępioną czasem karczmę, która nie tylko z zewnętrznego wyglądu przypominałaby dawną wieś, ale pozwoliłaby odbyć fascynującą podróż w krainę ludowych smaków takich, jakie pamięta najstarsza babcia z okolicy i stać się kulinarnym odkryciem opowiadającym o życiu i zwyczajach rusińskiej grupy etnicznej.
"Gościnna Chata" – zaprasza na kuchnię łemkowską
Wnętrza "Gościnna Chaty" położonej w Wysowej Zdrój, w Beskidzie Niskim, krytej gontem, zbudowanej z olbrzymich drewnianych bali, ofiarującej tradycyjną łemkowską* kuchnię nie powstydziłoby się muzeum folkloru. Na masywnych, solidnych ławach, mogących pomieścić wieloosobowe rodziny rozpostarto skóry z dzików. Z kątów spoglądają na gości łagodnym wzrokiem rzeźbione "babulinki", "chłopki-roztropki" i anioły z rozpostartymi skrzydłami. U powały, razem z ubranymi w szydełkowe koszulki wydmuszkami zwisają na wstążkach ozdobne wieńce z żyta i z zasuszonych ziół. Przy oknie przesłoniętym wyszydełkowaną ręcznie firanką - stuletni kredens a na przeciwko niego wiejski piec opalany drewnem. Na ścianach - przedwojenne gazety. Bukiety polnych kwiatów pysznią się w glinianych dzbankach; gra łemkowska kapela; palą się świeczki… W tej chyży z widokiem na zielone pagórki zmęczony wędrowiec może nie tylko się posilić, ale i nacieszyć oczy, ale i zrelaksować.
Przytulne wnętrze, domowa atmosfera
Restaurację poleciło mi kilka osób. Czytałam o niej przychylne opinie w Internecie i byłam po degustacji łemkowskiej kuchni domowej pani Grażyny Furman, właścicielki agroturystycznego gospodarstwa "Swystowy Sad". Nie dziwcie się, więc ilości potraw zamówionych przeze mnie (po pół porcji) i przerwie, jaką sobie zrobiłam w trakcie obiadu…
Samo już "czekadełko": domowy smalec i twarożek ze szczypiorkiem podany na drewnianej deszczułce ozdobionej motywem roślinnym, z pajdami wiejskiego, dobrze wypieczonego chleba własnego wypieku zaostrzyło mi apetyt i przychylnie nastawiło do karczmy. Skoro najzwyklejsza przystawka (cóż może być bardziej prozaicznego niż twarożek i smalec?) okazała się smakowitą, to cóż będzie dalej? Dodatkowo do biesiadowania w restauracji zachęcała miła atmosfera i zapachy (na nie zwykle w pierwszej kolejności zwracam uwagę wchodząc do każdej restauracji). Częstując się aromatycznym grzanym winem i przystawkami, zdecydowałam się na skomponowanie swojego własnego degustacyjnego menu składającego się z wielu potraw, choć w zmniejszonych ilościach.
Befsztyk huculski
Na mojej drewnianej ławie pojawiły się:
- War ze zlepieńcami (pierogami z mięsem) i kisełycia z kamerami (miłością do łemkowskiego żuru na owsie zapałałam w "Swystowym Sadzie") - obie zupy – pyszne. Smak niby się znało, jedząc kapuśniaki i żury, ale dopiero tutaj odkryło jego nową, oryginalną formułę.
- "Befsztyk huculski" - czyli - "tatar", z koniny, z surowym jajkiem, cebulką, grzanką i korniszonem. Wbrew obawom mięso nie okazało się słodkawe, ani żylaste. Było smaczne, ale zjadłam go tylko ociupinkę. Jeszcze tego ranka widziałam biegające po łąkach konie huculskie i świadomość, że mogłabym zjeść ich mięso była tak przygnębiająca, że nie potrafiłam się na to zdobyć.
- "Bliny" – z tartych ziemniaków faszerowanych marynowanym mięsem, z gęstą śmietaną, podanych na liściu kapusty z surówką - chrupiące, sycące, nie były za tłuste i w zupełności wystarczyłyby za cały obiad. Palce lizać!
Bliny – z marynowanym mięsem
- "Kiszeniaki" – rodzaj gołąbków z pęczaku zawijanych w kiszoną kapustę, z boczkiem i grzybami (w garnku układa się warstwę gołąbków, warstwę borowików i warstwę boczku) - soczyste, bardzo aromatyczne, proste danie, które nabrało zadziwiającego smaku, zdecydowanie godne polecenia!
- Pieczeń z baraniny w sosie z grzybów z haluszkami, czyli kluskami z tartych ziemniaków z omastą, podana ze smażonymi buraczkami – mogła okazać się, jak to baranina, tłustą. Była jednak zadziwiająco chuda (może nawet dla niektórych trochę za) i wręcz wykwintna. Dla mnie bardzo smaczna.
- "Kartacze", kojarzące mi się do tej pory z ołowianymi pociskami muszkietowymi okazały się kluskami faszerowanymi mięsem. Koniecznie trzeba było je czymś popić. Zamówiłam "miętownicę" – napój z miodu i cytryny. Trochę mdły i bez wyraźnego smaku, nieumywający się do kwasu chlebowego.
"Tartianyki" – popularna potrawa łemkowska. Przed wyjściem w pole gospodyni tarła ziemniaki, kładła je na liściach kapusty, lekko osalała, zawijała i pozostawiała w przygasłym piecu aż do powrotu z pracy
Czekając na tradycyjne "tartianyki z masłem" (czosnkowym i zwykłym) – tarte ziemniaki owinięte w liść kapusty, lekko osolone, bez mąki i jajek pieczone w niskiej temperaturze w piecu glinianym przez 1.5-2 godziny - nie płacąc za dania, które już zjadłam, wyszłam z karczmy na długi spacer do pobliskiego uzdrowiska "Wysowa", w którym wypiłam "Franciszka" - dobrego na trawienie - zwiedziłam Dom Zdrojowy z początku XX wieku, w Parku Zdrojowym przyglądnęłam się "tłumowi", czyli kilku osobom siedzącym na ławkach. W miejscowym sklepiku kupiłam najsmaczniejszą ze wszystkich miejscowych wód - "Wysowiankę", ulubiona wodę mineralną mieszkającego niedaleko stąd, pisarza Andrzeja Stasiuka i wróciłam do "Gościnnej Chaty" na "tartianyki" prosto z pieca, a od razu po nich na: "zlepieńce ze śliwką suszoną" konkurujące z knedlami śliwkowymi z miodem i omastą (wygrały zdecydowanie knedle), popiłam wszystko orzeźwiającym kwasem chlebowym i myślałam, że pęknę z przejedzenia… Było jednak tak smacznie, że nie żałuję ani jednej dodatkowej kalorii...
Park Zdrojowy w Wysowej Zdrój. Cisza, drewniane budynki
z początków XX wieku i nieliczni spacerowicze
Kapusta – kiszona i słodka, tarte ziemniaki, kasza, omasta z masła, gęsta, wiejska śmietana, grzyby, zioła - podstawowe produkty, jakie wszyscy znamy w "Gościnnej Chacie" nabierają zaskakujących swą oryginalnością smaków. Są jak fantastyczna niespodzianka zawinięta w szary papier…
Jeśli macie ochotę na regionalną kuchnię, niby tę znajomą, ale jednak inną, koniecznie wybierzcie się do Wysowej Zdrój. Miejcie jednak świadomość, że w oryginalnej kuchni łemkowskiej prostej i bardzo ubogiej, wręcz postnej nie jadało się mięsa, które było prawie wyłącznie na sprzedaż, nie używało się zbyt wielu jajek, które były drogie, a głównym pożywieniem były ziemniaki i kapusta. Z tych dwóch warzyw potrafiono jednak ugotować prawdziwe przysmaki.
W karczmie, w której przysłowie, "czym chata bogata" nie jest pustosłowiem nadal tradycyjnie rosół, z makaronem wrabianym na miejscu, podaje się tylko w niedzielę, kelnerem - ze znawstwem doradzającym łemkowskie potrawy jest autentyczny Łemko, porcje są obfite, ceny bardzo przystępne, a smak…no cóż, dla niego warto nawet specjalnie tutaj przyjechać i zapomnieć o diecie.
Przypisy:
* Łemkowie – należą do Rusińskiej grupy etnicznej wyznania grekokatolickiego i prawosławnego
http://www.plemiona-swiat.w8w.pl/91.html
"Gościnna Chata"
Wysowa 131
Tel: (18) 3532174
http://www.gastronauci.pl/157-goscinna-chata-wysowa-zdroj