"Gościnna Chata" – kęs Łemkowszczyzny. Polskich przygód kulinarnych część piąta

Thursday, July 28, 2011

Seryjnie produkowane "góralskie" chaty przeznaczone na restauracje, umieszczane przez właścicieli na płaskim jak deska terenie, wśród nowoczesnych zabudowań, przy głównych drogach przejazdowych, nad morzem, w okolicy jezior czy przy wjazdach do dużych miast, przesadnie udekorowane ludowymi rekwizytami, ofiarujące "pseudoregionalne", "wiejskie jedzenie" stały się w Polsce nienaturalną częścią naturalnego krajobrazu. Część z nich serwuje popularną i niezłą kuchnię. Bardzo trudno jednak trafić pod wystrzępioną czasem karczmę, która nie tylko z zewnętrznego wyglądu przypominałaby dawną wieś, ale pozwoliłaby odbyć fascynującą podróż w krainę ludowych smaków takich, jakie pamięta najstarsza babcia z okolicy i stać się kulinarnym odkryciem opowiadającym o życiu i zwyczajach rusińskiej grupy etnicznej. 


 


 "Gościnna Chata" – zaprasza na kuchnię łemkowską


Wnętrza "Gościnna Chaty" położonej w Wysowej Zdrój, w Beskidzie Niskim, krytej gontem, zbudowanej z olbrzymich drewnianych bali, ofiarującej tradycyjną łemkowską* kuchnię nie powstydziłoby się muzeum folkloru. Na masywnych, solidnych ławach, mogących pomieścić wieloosobowe rodziny rozpostarto skóry z dzików.  Z kątów spoglądają na gości łagodnym wzrokiem rzeźbione "babulinki", "chłopki-roztropki" i anioły z rozpostartymi skrzydłami. U powały, razem z ubranymi w szydełkowe koszulki wydmuszkami zwisają na wstążkach ozdobne wieńce z żyta i z zasuszonych ziół. Przy oknie przesłoniętym wyszydełkowaną ręcznie firanką -  stuletni kredens a na przeciwko niego wiejski piec opalany drewnem.  Na ścianach - przedwojenne gazety. Bukiety polnych kwiatów pysznią się w glinianych dzbankach; gra łemkowska kapela; palą się świeczki… W tej chyży z widokiem na zielone pagórki zmęczony wędrowiec może nie tylko się posilić, ale i nacieszyć oczy, ale i zrelaksować.


 


Przytulne wnętrze, domowa atmosfera


Restaurację poleciło mi kilka osób. Czytałam o niej przychylne opinie w Internecie i byłam po degustacji łemkowskiej kuchni domowej pani Grażyny Furman, właścicielki agroturystycznego gospodarstwa "Swystowy Sad".  Nie dziwcie się, więc ilości potraw zamówionych przeze mnie (po pół porcji) i przerwie, jaką sobie zrobiłam w trakcie obiadu… 

Samo już "czekadełko": domowy smalec i twarożek ze szczypiorkiem podany na drewnianej deszczułce ozdobionej motywem roślinnym, z pajdami wiejskiego, dobrze wypieczonego chleba własnego wypieku zaostrzyło mi apetyt i przychylnie nastawiło do karczmy. Skoro najzwyklejsza przystawka (cóż może być bardziej prozaicznego niż twarożek i smalec?) okazała się smakowitą, to cóż będzie dalej? Dodatkowo do biesiadowania w restauracji zachęcała miła atmosfera i zapachy (na nie zwykle w pierwszej kolejności zwracam uwagę wchodząc do każdej restauracji). Częstując się aromatycznym grzanym winem i przystawkami, zdecydowałam się na skomponowanie swojego własnego degustacyjnego menu składającego się z wielu potraw, choć w zmniejszonych ilościach.


 


Befsztyk huculski


Na mojej drewnianej ławie pojawiły się:


- War ze zlepieńcami (pierogami z mięsem) i kisełycia z kamerami (miłością do łemkowskiego żuru na owsie zapałałam w "Swystowym Sadzie") - obie zupy – pyszne. Smak niby się znało, jedząc kapuśniaki i żury, ale dopiero tutaj odkryło jego nową, oryginalną formułę.


- "Befsztyk huculski" - czyli - "tatar", z koniny, z surowym jajkiem, cebulką, grzanką i korniszonem. Wbrew obawom mięso nie okazało się słodkawe, ani żylaste. Było smaczne, ale zjadłam go tylko ociupinkę. Jeszcze tego ranka widziałam biegające po łąkach konie huculskie i świadomość, że mogłabym zjeść ich mięso była tak przygnębiająca, że nie potrafiłam się na to zdobyć. 


- "Bliny" – z tartych ziemniaków faszerowanych marynowanym mięsem, z gęstą śmietaną, podanych na liściu kapusty z surówką - chrupiące, sycące, nie były za tłuste i w zupełności wystarczyłyby za cały obiad. Palce lizać!




Bliny – z marynowanym mięsem


 - "Kiszeniaki" – rodzaj gołąbków z pęczaku zawijanych w kiszoną kapustę, z boczkiem i grzybami (w garnku układa się warstwę gołąbków, warstwę borowików i warstwę boczku) - soczyste, bardzo aromatyczne, proste danie, które nabrało zadziwiającego smaku, zdecydowanie godne polecenia! 

- Pieczeń z baraniny w sosie z grzybów z haluszkami, czyli kluskami z tartych ziemniaków z omastą, podana ze smażonymi buraczkami – mogła okazać się, jak to baranina, tłustą. Była jednak zadziwiająco chuda (może nawet dla niektórych trochę za) i wręcz wykwintna. Dla mnie bardzo smaczna. 


- "Kartacze", kojarzące mi się do tej pory z ołowianymi pociskami muszkietowymi okazały się kluskami faszerowanymi mięsem. Koniecznie trzeba było je czymś popić. Zamówiłam "miętownicę" – napój z miodu i cytryny. Trochę mdły i bez wyraźnego smaku, nieumywający się do kwasu chlebowego.



 "Tartianyki" – popularna potrawa łemkowska. Przed wyjściem w pole gospodyni tarła ziemniaki, kładła je na liściach kapusty, lekko osalała, zawijała i pozostawiała w przygasłym piecu aż do powrotu z pracy



Czekając na tradycyjne "tartianyki z masłem" (czosnkowym i zwykłym) – tarte ziemniaki owinięte w liść kapusty, lekko osolone, bez mąki i jajek pieczone w niskiej temperaturze w piecu glinianym przez 1.5-2 godziny - nie płacąc za dania, które już zjadłam, wyszłam z karczmy na długi spacer do pobliskiego uzdrowiska "Wysowa", w którym wypiłam "Franciszka" - dobrego na trawienie - zwiedziłam Dom Zdrojowy z początku XX wieku, w Parku Zdrojowym przyglądnęłam się "tłumowi", czyli kilku osobom siedzącym na ławkach. W miejscowym sklepiku kupiłam najsmaczniejszą ze wszystkich miejscowych wód - "Wysowiankę", ulubiona wodę mineralną mieszkającego niedaleko stąd, pisarza Andrzeja Stasiuka i wróciłam do "Gościnnej Chaty" na "tartianyki" prosto z pieca, a od razu po nich na: "zlepieńce ze śliwką suszoną" konkurujące z knedlami śliwkowymi z miodem i omastą (wygrały zdecydowanie knedle), popiłam wszystko orzeźwiającym kwasem chlebowym i myślałam, że pęknę z przejedzenia… Było jednak tak smacznie, że nie żałuję ani jednej dodatkowej kalorii...



Park Zdrojowy w Wysowej Zdrój. Cisza, drewniane budynki
z początków XX wieku i nieliczni spacerowicze


 Kapusta – kiszona i słodka, tarte ziemniaki, kasza, omasta z masła, gęsta, wiejska śmietana, grzyby, zioła - podstawowe produkty, jakie wszyscy znamy w "Gościnnej Chacie" nabierają zaskakujących swą oryginalnością smaków. Są jak fantastyczna niespodzianka zawinięta w szary papier…

Jeśli macie ochotę na regionalną kuchnię, niby tę znajomą, ale jednak inną, koniecznie wybierzcie się do Wysowej Zdrój. Miejcie jednak świadomość, że w oryginalnej kuchni łemkowskiej prostej i bardzo ubogiej, wręcz postnej nie jadało się mięsa, które było prawie wyłącznie na sprzedaż, nie używało się zbyt wielu jajek, które były drogie, a głównym pożywieniem były ziemniaki i kapusta. Z tych dwóch warzyw potrafiono jednak ugotować prawdziwe przysmaki.


W karczmie, w której przysłowie, "czym chata bogata" nie jest pustosłowiem nadal tradycyjnie rosół, z makaronem wrabianym na miejscu, podaje się tylko w niedzielę, kelnerem - ze znawstwem doradzającym łemkowskie potrawy jest autentyczny Łemko, porcje są obfite, ceny bardzo przystępne, a smak…no cóż, dla niego warto nawet specjalnie tutaj przyjechać i zapomnieć o diecie.


Przypisy:


* Łemkowie – należą do Rusińskiej grupy etnicznej wyznania grekokatolickiego i prawosławnego


http://www.plemiona-swiat.w8w.pl/91.html


"Gościnna Chata"


Wysowa 131


Tel: (18) 3532174  


http://www.gastronauci.pl/157-goscinna-chata-wysowa-zdroj



 

4 comments:

  1. Tak to pysznie opisałaś Elu, że aż się rozmarzyłem. Muszę tam zawitać w te wakacje i wtedy przekonam się sam jak to smakuje. W każdym razie opis przepyszny. :)Jak tam idzie podróż? Już po Iguazu? Mam nadzieję, że się podobało, ale raczej nie ma innego wyjścia ;)Pozdrawiam wypoczynkowo!

    ReplyDelete
  2. Ha!!! -byłam tam dwukrotnie i zamierzam powrócić..Ostatnio kiedy tam pojechaliśmy zebrała się jeszcze grupa muzyków łemkowskich, przygrywali nam do tych pysznych dań w "Chacie". A jako uzupełnienie łemkowszczyzny polecam wycieczki po cerkiewkach, cerkwiach pobliskich i rozmowy z ludźmi. Beskid Niski jest przepiękny-z kulinarnych specjałów trzeba jeszcze spróbować miodów z tamtych okolic i oczywiście rydze smażone na maśle.

    ReplyDelete
  3. Z ztłoczonych miast chętnie uciekamy na łono natury, by oddychać czystym powietrzem, podziwiać piękno krajobrazu, czy uraczyć się smacznym nie zanieczyszczonym marketowymi konserwantami jedzeniem.Chociaż muszę przyznać,że dla mnie/osoby która chce zrzucić jeszcze 10 kg/ to jedzenie ,które tak pieknie i smakowicie opisałaś, to taka mała bomba kaloryczna.Czytając to natychmiast pomyślałem o lodówce, ale udało mi się powstrzymać.

    ReplyDelete
  4. Jestem w tej Karczmie bardzo często choć mieszkam na Śląsku. Super klimat i bajeczne jedzenie . Polecam wszystkim .

    ReplyDelete

Note: Only a member of this blog may post a comment.

Szukaj w Blogu

-----------------------------------------


----------------------------------------

Back to Top