Proszę Państwa, nareszcie!!!! Jestem sławna albo przynajmniej bardzo popularna. Szczególnie wśród internetowych banków i to takich, które mnie nie znają, bo gdyby znały, to nie wysyłałyby na moją skrzynkę internetową dziesiątków propozycji kredytowych, podobnie jak pani Monika nie polecałaby mi, 20 lat po ślubie w spodniach, sukni ślubnej…, choć, kto wie? Może to jakiś omen?
Z chęcią natomiast, przyjęłabym "Epokę Niskich Cen" gdyby sklepy "EURO" faktycznie ją ofiarowały zamiast swoich towarów, ale za to nie odebrałabym i nie odbiorę 30 zł na pożywienie się "dowolnym daniem" w restauracji "Sphinx", ani też nie potnę swojej podobizny na 1000 kawałeczków i nie dam ich do poskładania najbliższym, bo nie mam ochoty oglądać tragedii rozdzielenia moich dwóch dziurek od nosa, zagubienia się puzzli z moim oczyma czy krzywo poskładanych zębów.
Przyznam się, że pan "Michał Nowakowski" (w jego przypadku cudzysłów jest jak najbardziej na miejscu) zaintrygował mnie związkiem, jaki mógłby zaistnieć pomiędzy "poszukiwaniem ciekawych ludzi" (jak udało się Panu mnie znaleźć?!!!) a ofertą "dwóch książek po 9.90 z darmowym prezentem"…
"Czym sobie zasłużyłam na całe to dobro"?
Acha!!! "Jestem tego warta!"
Coś Wam to, co napisałam do tej pory, przypomina? Setki niewidzianych nigdy na oczy "przyjaciół" zwracających się do Was po imieniu i znających Wasze potrzeby lepiej niż Wy sami?
Co powiecie na reklamy telefoniczne? (À propos – wiecie, dlaczego Polka w Izraelu odpowiada dopiero po piątym dzwonku na telefon? Żeby myśleli, że ma duże mieszkanie.) Muszę się Wam pochwalić. Ja mam je z głowy. Kiedy spece od marketingu słyszą w słuchawce moje: "halo?" 95% z nich pyta się: "Czy mama jest w domu"? "Nie" – odpowiadam zgodnie z prawdą i odkładam słuchawkę, męcząc się później przez cały dzień tym czy przypadkiem nie była to jakaś znajoma, której głosu nie rozpoznałam lub czy może nie był to mój "tajemniczy wielbiciel", który jeszcze do tego ranka nie istniał i nagle chciał się ujawnić dzwoniąc do mnie? Niestety, kiedy ulegam pokusie i głębokim, aksamitnym głosem (cholera, jak to powinno brzmieć w rzeczywistości? Ktoś może wie?) odpowiadam "HALOOO?" – mój rycerz ze słuchawką w ręku, okazuje się panem, który chce mi sprzedać coś, nakłonić do czegoś (nie, niestety nie do tego…) czy uświadomić mnie w kwestii niezbędnej konieczności praktycznego i taniego sposobu spędzania wakacji na Karaibach, w moim własnym - na dwa tygodnie - mieszkanku, w kompleksie hotelowym, nie podając przy tym, żadnego patentu na szybką teleportację prosto do tego raju, nie mówiąc już o pieniądzach na zakup apartamentu. Poza tym, zakładając nawet, że dałabym się przekonać do kupna, to…, co ja na tych cudownych wyspach robiłabym przez całe dwa tygodnie, rok po roku? Jeśli nie umarłabym szybko z nudów czy poparzenia słonecznego, to na pewno z powodu kłopotów finansowych, w jakie popadłabym mając w pobliżu jakikolwiek sklep. Ciężko mi, bowiem odmawiać stojącemu przede mną człowiekowi starającemu się przekonać mnie do kupna i często wracam ze sklepu z niepotrzebnymi rzeczami, bo przykro było mi zawieść panią, która nawyciągała się dla mnie ciuchów, naskładała, pilnie przypilnowała nie dając sekundy na ucieczkę i na koniec oświadczyła, że muszę kupić tę: za małą, za ciasną sukienkę w okropnym kolorze - moja wersja, jej – idealnie dopasowaną do mojej świetnej figury, sukienkę podreślającą błękit moich oczu - w rzeczywistości ten "błękit" jest: w wersji optymistycznej - niebiesko-zielony a w wersji realistycznej: szary - bo wyglądam w niej po prostu FANTASTYCZNIE!!!! (Szkoda, że nie ożeniłam się z ta panią zamiast z moim mężem…).
Niech, więc żyją nam długie lata reklamowe, szczęśliwe kurczaki zapraszające nas do przerobienia ich na kotlety, pokrojenia na części, usmażenia w tłuszczu, upieczenia w piekarniku czy ugotowania we wrzątku razem z zawsze modną włoszczyzną!
Smacznego nam wszystkim!
Pozdrawiam
Gojka z Izraela