Czy GPS potrafi znaleźć koniec świata? Ja i mój towarzysz podróży mamy wątpliwości. Dzwonimy, więc z drogi do Grażyny i Michała Furmanów, właścicieli agroturystycznego gospodarstwa położonego w odludnej okolicy Beskidu Niskiego, w samym sercu Łemkowszczyzny, w miejscowości Ropki, wsi, w której po wysiedleńczej "Akcji Wisła" z siedemdziesięciu gospodarstw dzisiaj mieszka zaledwie 30 osób, nie licząc duchów przodków, którym po śmierci nikt już nie zabrania powrócić na stare pielesze.
- Za Wysową, tuż przed Hańczową wjedźcie na gruntową drogę. Na rozwidleniu zobaczycie tabliczkę: "Swystowy Sad". Koło "Kudaka" skręćcie w lewo i jedźcie prosto aż do naszego gospodarstwa. Niestety możecie mieć kłopoty z łącznością telefoniczną… W tym momencie, jakby na potwierdzenie słów, w komórce zalega cisza. Na szczęście wkrótce pojawia się przed nami drogowskaz z napisem: "Ropki 5". Skrecamy. Droga jest dokładnie taka, jaką obiecują nam gospodarze na swojej stronie internetowej: "Dojazd do nas może nie jest łatwy, ale jeśli się już dojedziecie, to wyjeżdżać nie będzie się chciało wcale".
Okolica "Swystowego Sadu". Pastwiska na miejscu dawnych pól ornych
Jedziemy wyboistą drogą podskakując na kamieniach. Zachwyceni swobodnie pasącymi się na polach koniami, widokiem słońca bawiącego się w chowanego z pagórkami, bagnem pokrytym białym kwieciem i dorodnymi bukami uciekającymi wraz z jodłami po bokach samochodu, bezwiednie co chwilę z niej zbaczamy. 5km kompletnego bezludzia pokonujemy z zawrotną prędkością 15km/godz. Nie wiadomo jak, przegapiamy zjazd do wsi (może, dlatego, że drogowskaz został przez kogoś zrzucony, a "wieś" – to zaledwie kilka oddalonych od siebie domów?) i kiedy rozumiemy, że niebezpiecznie brniemy w błotnych koleinach, zatrzymujemy się dokonując wirtuozyjnej sztuki zawracania. Po 50m znów przystajemy. Sarenka skubiąca trawę, z rodzaju tych wpatrujących się ufnymi oczami w każdy kwiatek, źdźbło trawy czy nawet forda z ludźmi wytykającymi ją palcami, przez dobre pięć minut pokazuje nam swoje wdzięki: a to zgrabną nóżkę, a to kształtne kopytko czy umięśniony kuperek.
Na naszym torze przeszkód prowadzącym do gospodarstwa agroturystycznego państwa Furmanów ostatnia zapora: strumyczek swobodnie przepływający w poprzek drogi. Po przejechaniu go czujemy się dumnymi pionierami zdobywającymi terra incognita – nieznaną ziemię, białą plamę w pamięci wszystkich GPS-ów świata. Czyżby faktycznie nadal jeszcze żyli tutaj ludzie?
Jeszcze kilkaset metrów i oto jest: ciemnobrązowa chyża - wiejska chata nad potokiem, siedząca w kuczki w trawie, otulona drzewami, z dachem pokrytym gontem, z białymi framugami okien do połowy zasłoniętymi koronkowymi firankami; sad z dużą piaskownicą dla dzieci, huśtawki i potężne drzewa. Podbiegają do nas psy. Łasząc się u nóg. Michał - właściciel - wita nas serdecznym uśmiechem, a Grażyna po przywitaniu ponagla:
- Jak się nie pośpieszycie nie zostanie wam pierogów do lepienia!
Bagaże zanosimy do pokojów na piętrze – dużych i wygodnych, z nowoczesnymi, przestronnymi i funkcjonalnymi łazienkami. Myjemy ręce i zabieramy się do pracy. Nie tylko musimy wygrać z czasem (beztrosko spóźniliśmy się na obiadokolację), ale i z dziećmi Furmanów: Julkiem i Melanią, uwijającymi się przy dużym stole w kuchni. Na jego skraju czekają gotowe do upieczenia "kołacze" z ciasta drożdżowego z cebulą pachnące dzieciństwem, a na dużej, wiejskiej kuchni opalonej drzewem jak za dawnych lat, bulgocze żurek na owsiance i kapuśniak łemkowski, do którego ziemniaki pieką się już w duchówce budząc wspomnienia o harcerskich ogniskach na obozach w górach. Pozostałe z pierogów ciasto posypane cukrem, zawinięte w rodzaj pieroga podpieka się na rozgrzanej blasze żelaznej kuchni opalanej drewnem.
Rożek z ciasta. Ulubiony przysmak dzieci
Do kolacji zasiadamy przy długiej ławie. Czujemy się jak członkowie rodziny. Z wielkich półmisków każdy nakłada sobie tyle, na ile ma ochotę. Grażyna opowiada nam o Łemkowszczyźnie, której już nie ma: o nieurodzajnej ziemi, pozwalającej zaledwie wyżyć gospodarzom hodującym ziemniaki i kapustę, która wraz z cebulą, mąką i kozimi i owczymi serami była kiedyś podstawę wiejskiego wyżywienia (mięsa się prawie nigdy nie jadło); o maziarzach, rozwożących smary i dzięgć nie tylko po okolicy, ale zapuszczających się na Morawy, do Austro-Węgier czy Rosji; o Żydach, lokujących swe karczmy, w której nie tylko piło się, ale sprzedawało i kupowało różne produkty, naprzeciw cerkwi; o Cyganach tradycyjnie zajmujących się szlifowaniem kamienia, mieszkających w pobliżu kamieniołomów; o łemkowskim języku, podobnym do polskiego i ukraińskiego, którego dzisiaj dzieci Furmanów uczą się w szkole, w malutkich, 10-osobowych klasach; o wysiedleniu prawie wszystkich mieszkańców i powrocie garstki; o stuletnich i starszych "chyżach", których młode pokolenie budujące sobie domy z cegły, kamienia i betonu pali na opał lub sprzedaje pasjonatom takim jak Furmanowie, a ci zaś przenoszą je jak relikwie, kawałek po kawałku, z miejsca, na którym nie są mile widziane na miejsce, w którym budzą zachwyt. Odrestaurowane, przebudowane zapraszają gości ceniących spokój, przyrodę, wegeteriańską kuchnię, proste życie i odpoczynek w ekologicznym gospodarstwie, w którym, dużo się razem gotuje, opowiada historie, siedzi pod drzewem patrząc na dzieci bawiące się w strumyku i ganiające po łąkach i jak mówi Grażyna Furman: "leży pod drzewem i pozwala muchom chodzić po sobie". W przerwie zaś od nic nierobienia, które wbrew pozorom dla ludzi z miasta przywykłych do hałasu, pośpiechu i tysiąca spraw do załatwienia jest nielada wyzwanie, jeździ się rowerami, maluje, medytuje, zbiera jagody i grzyby w lesie rozkoszując brakiem tłumów i komercji, chodzi pieszo po bezludnych szlakach, ogląda zabytkowe cerkiewki i wymarłe wsie, z których pozostały wśród krzaków jałowca, tarniny i trawy zwanej tu "psiorką" jedynie kamienne "kresty".
Łemkowszczyzna nadal pełna jest zabytkowych, drewnianych cerkwi zwieńczonych pękatymi baniami, których większość wzmiankowana była już w XVI wieku. Warto wejść do środka i obejrzeć bogate ikonostasy i polichromie
Można też, jeśli to komuś nie wystarczy, pojechać do Parku Zdrojowego w Wysowej Zdrój, spróbować wód mineralnych z tamtejszych źródełek, rozłożyć się na kocu lub łowić ryby nad zalewem Klimkówka, przejechać huculskimi konikami albo zabytkowym wozem maziarskim z jednym z ostatnich już w Polsce maziarzy, odwiedzić wyśmienitą restaurację łemkowską "Gościnną Chatę" i zwiedzić wyjątkowo pięknie położony nad rzeką Ropą, unikalny w skali krajowej, renesansowy kasztel polski wraz z przylegającym do niego dworkiem i skansenem.
Kołacze z cebulą
Pierogi z bryndzą i ziemniakami, o elastycznym, mięciutkim cieście i idealnych proporcjach składników nadzienia zawierają w sobie niespodziankę: domieszkę mięty, uszlachetniającą smak. Tutejsze "kołacze" - nieprzypominające znane ze Śląska serniki, jabłeczniki czy makowce robione na kruchym cieście - będące raczej odpowiednikami "kołaczyków" na drożdżach, z zapiekaną w nich cebulą, są wyśmienite – lekkie i smaczne, należące do tych kategorii smakołyków, po które ręka sama sięga aż do pustek na talerzu.
Typowy, łemkowski posiłek przygotowany z ziemniaków, sera owczego, kapusty i mąki może być niezapomniana ucztą
Deser deserów podany zostaje nazajutrz, po swojskich owczych serach przyprawionymi różnymi ziołami, toffu, marynowanych grzybkach, własnych konfiturach na śniadanie i świeżym pstrągu z czosnkiem na kolację. Ciasto rabarbarowe Furmanów, z kwaskowato-słodką śmietanką i puszystym spodem należy do najbardziej niebezpiecznego rodzaju dań. Uważajcie! Nawet na nie popatrzcie! Absolutnie nie próbujcie! Nie wąchajcie! Nie zbliżajcie się do niego! Wystarczy jeden, malutki, malusieńki kęs i …jesteście zgubieni! Zjecie jeszcze jeden, a i na tym się nie skończy! Będzie już całe życie na próżno szukali tego jedynego, wyjątkowego smaku w tysiącach innych ciast i chyba nie znajdziecie. Nie mówcie, że nie ostrzegałam!
"Swystowy Sad"
Grażyna i Michał Furman
Gospodarstwo Agro-turystyczne
Ropki10
Tel: 0183532294
Komórka: 0668192165
ripky@interia.pl
Książka kucharska gospodyni "Swystowego Sadu"
Grażyna Betlej-Furman, Domowa pierogarnia
Buddyjski Ośrodek Odosobieniowy – organizuje kursy medytacyjne dla zwolenników buddyjskiej linii Karma Kagyu
Kasztel w Szymbarku:
http://zamki.res.pl/szymbark.htm
Muzum - "Zagroda Maziarska" w Łosiu
http://www.gorlice.art.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=232&Itemid=157
Michał Hubiak – maziarz, organizuje przejazdy wozem maziarskim
http://www.stowpogranicza.ropa.iap.pl/index.html?gal_id=11166&msg=1&lang_id=PL
Mamy podobne pełne zachwytu nad ludźmi, krajobrazem wspomnienia. Byliśmy z mężem i naszym cudnym żyjącym jeszcze wtedy wilczurem, cały tydzień w gospodarstwie agroturystycznym prowadzonym przez wspaniałych ludzi. Gospodarz jest pochodzenia Łemkiem z dziada pradziada. Gospodarstwo na końcu "świata", na pewno na końcu drogi, daleko od zgiełku i hałasu. Roześmiani ludzie, wspaniała atmosfera. Mam ochotę odwiedzić Twoich Elu gospodarzy, "nasi" są bliżej Słowacji, dosłownie rzut beretem od granicy.Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za tekst i namiary. :)
ReplyDeleteTak pięknie opisała pani te tak proste klimaty.Jestem pełen uznania.Są jeszcze tam puste stare sady z resztkami fundamentów spalonych domów w akcji WISŁA i kamiennych zwykle krzyży,świadków tej tragedii.Kiedyś Polska różnorodna etnicznie zostawiła nam ślady historii i tamtych ciekawych czasów.A ludzie wracają do korzeni bo podobno TAM SIĘ CIĄGNIE GDZIE SIĘ ULĄGNIE.Pani Eli też to dotyczy i dobrze.Dziękuje,pozdrawiam i proszę o c.d.-maciek
ReplyDeletetym razem to Ty narobiłaś mi apetytu :)pozdrawiam
ReplyDeleteps.genialne pierwsze zdanie!
ReplyDeleteWspaniałe zdjęcia kasztelu Gładyszów w Szymbarku.Polecam gorąco to miejsce-zwiedzanie wraz z przewodnikiem jest bezpłatne (cały rok) i wszystkie, liczne imprezy organizowane w kasztelu również są bezpłatne.ZAPRASZAMWięcej zdjęć i historia kasztelu na www.sitohd.com/kasztelszymbark/pozdrawiam ciepło Contessa ^(o.o)^............
ReplyDeleteTo rzeczywiście przepiękne miejsce ze specyficznym klimatem i doskonałą kuchnią. Gratuluję wyboru.W Pani opisie trochę razi ta chyża (także opis pod zdjęciem), która w rzeczywistości nie jest chyżą.
ReplyDelete