Hipopotamy

Wednesday, June 16, 2010

- Proszę Cię, uważaj na hipopotamy! – zwróciłam się do męża błagalnym tonem.


- Na co?


- HIPOPOTAMY – powtórzyłam najwyraźniej jak mogłam – podobno są wyjątkowo złośliwe i niebezpieczne, widziałam wczoraj na kanale "National Geographic" … nawet lwy nie potrafią ich pokonać…


- Kochanie, skąd te potwory znajdą się na mojej drodze w Johannesburgu?


- Nie mam pojęcia skąd! – dodałam żałosnym tonem. - Jeśli jednak płynąłbyś kajakiem na ich terytorium, to mogłyby Cie zaatakować…


- Ja? Kajakiem? Koło hipopotamów? Jedyny i ostatni raz, kiedy płynąłem kajakiem, było to… na Brdzie razem z Remim, w Polsce, jakieś dwa lata temu… Czemu miałbym nagle wybrać się na spływ w RPA?


- Wszystko się może zdarzyć, uważaj!


- Dobrze – odpowiedział mój mąż i nawet puścił mi oko.


- Na AIDS też!  - wróciłam do przestróg nieusatysfakcjonowana. Anhelli dodała mi komentarz pod postem o Mundialu, że "największym zagrożeniem w RPA jest HIV, a nie przestępczość, z którą możesz sobie poradzić nie afiszując się diamentami i chodząc w dziurawych ciuchach".


- O jakich diamentach Ty mówisz? – Eyal popatrzył na mnie jak na wariatkę.


- O tych, których mi jeszcze nie kupiłeś.


- A te?!! Mogę Ci obiecać, że ten problem masz z głowy…Co do dziur w ubraniach…to nie jestem taki pewien. Moje jeansy z dziurami są o wiele droższe od tych bez…


- No. Dobrze. A co z AIDS? – nie dawałam za wygraną.


- Przecież to Afryka!


- A no właśnie! Cały kontynent zarażony!


- Co się z Tobą dzieje? Nie pamiętasz, że nie gustuje w Murzynkach?


Faktycznie. Miał rację. Nie podobały mu się Murzynki, ani filigranowe Tajki… Zawsze preferował europejski typ urody… Nic, więc dziwnego, że tak często lecimy do Europy… – pomyślałam złośliwie i niesprawiedliwie, bo mój mąż, jak do tej pory, nigdy nie dał mi powodów do posądzenia go o romans, choć do dziś wspominamy pewną zauroczoną nim Niemkę w Berlinie i Szwajcarkę z Spitzu…


- Jak sobie poradzisz z pszczołami – znów coś mi się przypomniało.


- Co? Z kim? Pszczołami? – mój mąż patrzył na mnie kompletnie zbity z tropu.


- Tymi na stadionie. Jak one się nazywają?


- Nie wiem, o co ci chodzi – Eyal zaczynał przejawiać pierwsze oznaki zdenerwowania.


- No, wiesz, takie długie trąbki, o których wspominał Gaj, że próbowali zabronić Murzynom wnoszenie ich na stadiony, ale się nie udało, bo to taka tradycja… i  to mogłoby być przyjęte, jako rasizm…Pamietasz?


- Vuvuzele! – zadowolony z siebie wykrzyknął Eyal.


- No właśnie, Vuvuzele. Co z nimi?


- Nic. Jakoś je zniosę! Przestań się martwić i odpowiedz mi na pytanie: Na co umiera mąż Polki na wiele lat przed nią?


- Nie wiem


- Na własne życzenie!!!


4 comments:

  1. U nas twierdzą, że żonaci żyją dłużej - czyli rzeczywiście umierają tylko na własne życzenie. W świetle częstych wyjazdów mojego męża i moich na delegacje rozumiem (albo tak mi się wydaje) Twoje wątpliwości... Jest to kwestia zaufania albo jak twierdzą niektóre moje znajome - życie w nieświadomości. Bądź co bądź, nie chciałabym w efekcie umrzeć jak Ofra Haza. Pozdrawiam, bardzo ciekawy blog...

    ReplyDelete
  2. Fajnie się czyta tę Twoją rozmowę z mężem, jest słodka, ale czy faktycznie jesteś aż tak nadopiekuńcza, wiecznie zatroskana Matka Polka? To musi być chyba strasznie meczące dla męża, co potwierdził kolejnym świetnym kawałem o Polkach. Swoją drogą chciałabym się tak o kogoś troszczyć, czuć taką potrzebę usuwania kamyczków spod jego stóp... Pozdrowionka ;)

    ReplyDelete
  3. Moja Droga, ja nie tylko usuwam każdy kamyczek spod stóp mego idealnego męża, ale nawet zamykam oczy kiedy się kochamy. Wiesz dlaczego? Bo nie mogę zcierpieć jak ktoś ma przyjemność!Serdecznie pozdrawiam

    ReplyDelete
  4. Jako facet mówię: to zabrzmiało bardzo złośliwie!

    ReplyDelete

Note: Only a member of this blog may post a comment.

Szukaj w Blogu

-----------------------------------------


----------------------------------------

Back to Top