Polska. Powroty.(2) Zmiany i błędy

Friday, October 15, 2010

Wszystkiemu winna jest moja nowa fryzura. Obcięłam włosy. Już dawno miałam ochotę na jakąś zmianę, a akurat ta była jedną z najprostszych i dość efektywnych, choć nie koniecznie efektownych. W przeszłości, kiedy nachodziło mnie nieodparte pragnienie czegoś nowego, kończyło się to o wiele bardziej dramatycznie - na przykład: zmianą pracy, przeprowadzką do innego kraju, kupnem mieszkania czy kosztownym remontem obmyślonym w szczegółach podczas nieprzespanej nocy.


 


- Jak ty dziwnie wyglądasz mamo! – Metuka obserwowała mnie wykrzywiając lekko usta i mrużąc oczy. Od kiedy wyjechaliśmy z jej szkoły, siedząc tuż za mną wpatrywała się bez przerwy w mój profil i świeżo odsłonięty kark.


– Nie można Cię poznać – dodała tonem wyrzutu i nadal nie spuszczała ze mnie oczu.


Chyba faktycznie udało mi się ekspresowo zmienić siebie, płacąc za to niską cenę - "cenę" użytą w przenośni, bo w rzeczywistości pan, który pozbawił mnie długich – jak na mnie – pasemek włosów wyzwolił mnie również z pokaźnej – jak na mnie – sumy pieniędzy, dając mi przy tym "w prezencie" dwie buteleczki jakiś płynów, których absolutnie nie miałam w planie kupować, które kosztowały mnie majątek i których kupna żałuję. Najbardziej jednak problematyczne było to, że znów dałam się przekonać do czegoś, czego nie chciałam i nie potrafię być asertywna.


- Lepiej ci było w długich – Metuka wydała w końcu swój werdykt i nie był on najgorszy, zważając chociażby moją ostatnią próbę zmiany koloru (patrz post "Jak feniks z popiołów") skwitowaną przez nią dramatycznym okrzykiem:


- Mamo, co ci się stało w głowę?


 


Widocznie coś poważnego i teraz mi się zdarzyło, bo tego samego dnia pragnąc "na szybko" zapisać jakiś nowy pomysł na post - Luna drapała drzwi dając mi jednoznacznie do zrozumienia, że koniecznie muszę z nią wyjść - zapisałam go na gotowym, kilkustronicowym poście o Polsce, którego początek zdążyłam już zamieścić w blogu. Byłam pewna, że zapamiętałam go, jako nowy dokument nie niszcząc przy tym starego, ale okazało się, że się pomyliłam.


Post: "Polska. Powroty.2" przestał istnieć. Nie mogę go napisać od nowa, bo byłby to już zupełnie inny post. Za każdym razem, kiedy piszę, czy mówię o czymś, mam odmienne asocjacje związane bezpośrednio czy pośrednio z tematem i jestem w innym nastroju wpływającym na atmosferę tekstu. Gdybym próbowała odtworzyć z pamięci "Powroty.2" pewnie by mi się to nie udało. Już chwilę po napisaniu postu nie pamiętam, co dokładnie w nim było i dlaczego akurat to. Poza tym nawet gdybym przypomniała sobie jakieś fragmenty, to ten nowy, "odtworzony" tekst byłby aktem zdrady wobec tego już poczętego i przedwcześnie zmarłego. Na razie też nie za bardzo mam ochotę na powrót do treści, nad którymi siedziałam przez ostatnie kilka dni i które już – z mojej strony – zamknęłam w całość.


 


Pewnie powinnam zapamiętywać teksty na innym dysku czy wysyłać sobie internetową pocztą. Wygodniej było by mi być bardziej uporządkowana i systematyczną. Robić plan postów, konsekwentnie drążyć temat, przyjąć określoną z góry strategię i trzymać się jej. Niestety – to nie ja. Jestem chaotyczna, spontaniczna i strasznie bałaganiarska a oprócz tego lubię zmiany, …choć…czy naprawdę?


 


Na otarcie łez opowiem Wam, co było w wymazanym postcie:


 


- Polska firma wypożyczająca samochody i wskazówki na temat cen wynajmu (wniosek: samochody znanych, międzynarodowych firm typu: "Avis", Sixt", "Bugdet" są w Niemczech ok. 50% tańsze niż w Polsce, co nie odnosi się do polskich firm w Polsce, które nadal należą do tańszych).


 


- Refleksje na temat popularności, wśród młodych Izraelczyków, Berlina – miasta, które nie tylko ostatnio żydzi gromadnie zwiedzają, ale i w nim mieszkają i uczą się – oraz związanego z tym fakt zamknięcia się taniej linii przelotowej do Polski przez Niemcy.


 


- Kazimierz Dolny:


-Rozważania o: deszczu, śniegu latem w Szwajcarii i zimą w Polsce, psach o niebieskich oczach, polskich dzieciach, miejscowościach po sezonie, rezerwatach czasu przeszłego, nostalgicznych nocach w "Domu Architekta" o "gierkowskim wystroju i komforcie", śniadaniach z odliczonym masełkiem, ostatnich malinach tego roku kupionych na porannym targu, spacerach, jesieni, grzybach, "pięknookiej" kelnerce i ponad trzygodzinnej kolacji degustacyjnej w hotelu-restauracji w Dolinie Loary we Francji, zamiłowaniu Anglików do czytania w dziwnych miejscach, "najlepszej w moim życiu restauracji" – jak określiła "Kredens" Metuka, rosole i zupach grzybowych, zegarach i dzikim winie, herbaciarni i kręceniu filmu oraz o spełnionym częściowo marzeniu.


 


W tym miejscu mogłabym się pochwalić wyrafinowaną formą pisarską ostatniego postu i niezwykłą jego atrakcyjnością (któż mógłby ją zweryfikować?)  – bo i ja czasami jestem próżna, a poza tym taka już jest natura człowieka, że to, co nagle zostaje mu odebrane - zwykle wydaje mu się o wiele lepsze niż było w rzeczywistości. Nie zrobię jednak tego. Istnieje, bowiem cień nadziei na to, że mojemu synowi uda się wygrzebać gdzieś w zakamarkach pamięci mojego komputera wytarty tekst. Choć – jeśli go znajdzie, a podobno są na to małe szanse - czy powinnam go zamieścić?


 


Kiedy napisałam książkę "Biała cisza" dla znajomych z pracy, dla których do tej pory byłam "tylko" panią tworzącą grafikę stron gazetowych, stałam się - z dnia na dzień - autorką książki, co automatycznie nobilitowało mnie w ich oczach i budziło dodatkowe zainteresowanie. Prawie nikt jednak nie znając polskiego – wliczając w to męża, jego rodzinę i moich przyjaciół – nie był w stanie jej przeczytać.  Korzystałam, więc z kredytu "potencjalnej pisarki" - "na wyrost".  Było to całkiem miłe, choć tak naprawdę nie ważne. To, co rzeczywiście stanowiło dla mnie istotę – zapisane słowo i ja kryjąca się za nim - dla nich było znakiem graficznym w obcym im języku, zupełnie niezrozumiałym. Bliscy mi Izraelczycy, nie mieli (i nie mają) głębszego pojęcia, o czym napisałam książkę i dlaczego. Nadal też nie są w stanie przeczytać tekstów dotyczących ich ojczyzny, a czasami i ich samych.


 


Chwilami czuję się jak człowiek, któremu przez pomyłkę udaje się otworzyć zamknięte drzwi czyjegoś domu. Niby wszystko pasuje: zamek i klucz, tylko po przekroczeniu progu okazuje się, że jest się w obcym miejscu.


Czasami, przepłaca się za zmiany.


 

6 comments:

  1. A mnie sie bardzo podoba fakt, ze potrafisz stworzyc cos z niczego - mam na mysli fajny tekst na podstawie kilku mysli i obserwacji.No i mam nadzieje, ze zaginiony tekst sie jednak odnajdzie w czelusciach twardego dysku.

    ReplyDelete
  2. Pieknie piszesz , jak zwykle , ciesze sie ze przyznajesz sie do " balaganiarstwa , nie systematycznosci " - mysle ze ludzie z wyobraznia i tworczy musza tacy byc , musza ich zajmowac mysli ostatniej chwili , ktoie staja sie nagle wazne , wymagajace natychmiastowej reakcji , a wtedy poprzednie rzeczy traca na wyrazistosci i priorytet ich wykonania zmienia sie , a z odchodza w zapomnienie .Niestety tak mopze byc tylko w uprawianej przez Ciebie "sztuce pisania", ktora imponuje mi lekkoscia oraz pokazywaniem zycia codzennnego , podobno nie moze tak byc w biznesie , ale .... ? dusza zywcieza w moim przypadku . Jesli odnajsdziesz swoj post , to wydrukuj prosze na swym blogu, szkoda stracic , jakas czesc zalosci , ktora powstala z podrozy do kraju , jestem niezmierie ciekaw , jak widzisz Polske oczami dlugoletniej emigrantki, ktora nie stracila kontaktu z jezykiem a wrecz go rozwija .Pozdrawiam Vojto

    ReplyDelete
  3. w blond włosach ci jednak dużo lepiej :)a tak na marginesie to (nie żebym miała coś do ciebie) ale ze względu na tę pogodę, którą ściągasz ty, albo twój mąż, to dobrze że żadko przyjeżdżasz do Polski :P

    ReplyDelete
  4. hmm.. nie wiem jakim cudem to się stało, że ten komentarz wylądował tutaj, a nie w "polskie drogi. 2010", no ale tudno

    ReplyDelete
  5. Pamiętam tylko jeden wątek komedi Radzieckiej. Facet miał zły dzien i samolotem poleciał do innego miasta w przekonaniu że leci do siebie. Tam trafił na ulice o tej samej nazwie i podobnej zabudowie(wiadomo jak to jest ośiedlami praktycznie identyczne)cdn

    ReplyDelete
  6. Jego klucz, z kolei, był też identyczny. Coś mi się jeszcze majaczy, że naszła go tam właścicielka mieszkania i wkoncu, go sprowadziła na ziemie!

    ReplyDelete

Note: Only a member of this blog may post a comment.

Szukaj w Blogu

-----------------------------------------


----------------------------------------

Back to Top