Nie darzę sympatią telefony – ani te tkwiące gdzieś nieruchomo na stolikach, ani te przenośne gaduły z dziesiątkami funkcji udające aparat fotograficzny, połączone falami radiowymi z siecią naziemną czy komputerową. Najbardziej jednak nie lubię ich dźwięku – rodzaju sygnału ostrzegawczego kojarzącego mi się z syreną alarmową - który nawet, kiedy podszywa się pod wesołą piosenkę wzbudza mnie we mnie napięcie, oczekiwanie na coś niemiłego, na co nie jestem w stanie się przygotować zza wczasu.
Nawet, kiedy to ja dzwonię, mam wrażenia, że wybierając numery, włamuję się do czyjegoś sejfu, wdzieram się w intymność innych ludzi i staję się natrętem, którego ma się prawo zlekceważyć milczeniem.
Nie wiem dokładnie, kiedy zaczęła się moja niechęć do sygnałów elektrycznych przetwarzanych na dźwięk. Możliwe, że tego dnia, kiedy miałam 7 lat i śmierć bliskiej mi osoby obwieścił stary, czarny telefon z bakelitu, a może było to dopiero w momencie, w jakim jako dorosła już osoba zostałam zaskoczona w pustym mieszkaniu przez spadające bomby, w kraju, w którym znałam jedynie pewnego chłopaka, ubranego w wojskowy mundur rezerwisty. Ich świst poprzedzony akompaniamentem wyjących syren i dudnieniem ziemi po wybuchu, powodował drganie mięśni niemożliwe do powstrzymania, suchość w gardle, kołatanie serca i strach. Żaden izraelski telefon nie zadzwonił wtedy do mnie z uspakajającym głosem, a do mojej ojczyzny, Polski dzwonić mogłam tylko z międzynarodowej poczty na ul. Frishman w Tel Awiwie zamkniętej na głucho.
Z maską gazową na twarzy, wciśnięta w ścianę, nieruchoma, spocona jak po długodystansowym biegu, przekonywałam spanikowane myśli, że jestem bezpieczna, nie zostanę przygnieciona przez walące się ściany, nie będę inwalidką, ani też nierozpoznawalnym przez nikogo zmasakrowanym ciałem obcej turystki.
Wojna w Zatoce Perskiej skończyła się, mój narzeczony wrócił z antyrakietowego przyczółka, położonego gdzieś koło Hedery, ja zostawiłam Izrael i odleciałam do Polski z przekonaniem, że nie mam ochoty ginąć w nie mojej wojnie, skoro mogę mieszkać w kraju, w którym jeden naród nie chce zabić drugiego, a trzeci, nawet niegraniczący z nim, nie ma powodu by posłać mu w prezencie śmiercionośne detonacje.
Na pamiątkę Saddama Hussejna i Tel Awiwu zabrałam ze sobą odruch wzdrygania się, gwałtownego rozprostowywania i podrzucania rąk do góry na każdy nagły dźwięk – szczególnie telefonu, dzwonka u drzwi, pstryczka zapalającego światło - tak jakbym była nowonarodzonym dzieckiem czy jakąś marionetką pociąganą za sznurki. Nerwicowe symptomy, trwające miesiące, a może i lata, minęły. Niechęć do telefonów pozostała. Mogła ona być czymś o wiele bardziej prozaicznym, na przykład lenistwem wynikającym z konieczności przerwania czynności, którą akurat wykonywałam, przymusem natychmiastowej rozmowy na czyjeś życzenie, bycie rodzajem narzędzia zaspokajania zachcianki innych osób, które akurat w tej chwili – odpowiadającej im a nie mnie – postanowiły nawiązać ze mną kontakt, bez sprawdzenia czy jestem na niego gotowa i mam ochotę.
Nieprzychylność wynalazkowi Alexandra Bella czasami wynikała u mnie z potrzeby bycia odizolowaną od innych, pragnienia bezpiecznego zamknięcia się za własnymi drzwiami ze źle ułożonymi włosami, zlewem pełnym nieumytych talerzy, z pominięciem jakichkolwiek świadków mojego zmęczenia, złości czy znużenia, bez mieszania ludzi w mój smutek, w luksusie bycia sama z sobą: ciche mieszkanie, ja - z rozluźnionymi mięśniami, zwolniona z przymusu wchodzenia w emocjonalne związki z innymi, nieoceniana przez nikogo, swobodna, wolna. On – telefon – zamordowany moimi własnymi rękoma, bestialsko wyszarpnięty z kontaktu, zgaszony naciśnięciem jednego tylko palca na błogosławiony przycisk: "Off"
Poza tym zawsze byłam roztrzepana i nigdy nie wiedziałam gdzie akurat schował się przede mną ten złośliwy aparacik tropiący mnie sygnałami wysyłanymi ze świata zewnętrznego. Często zapominałam opiekować się nim nie podłączając go do życiodajnego źródła prądu czarnym kabelkiem i nie troszcząc się o wymienienie go na nowoczesny "iPhon" czy "IPad", którego nazwa kojarzyła mi się z hebrajskim słowem określającym wampira - "arpad" ( (ערפד.
"Nie można się do Ciebie dodzwonić!"
"Czy wiesz, że nie jesteś dostępna?"
"Co się stało, że nie odpowiadasz na telefon?"
"Cały dzień dzwonię, dlaczego nie oddzwaniasz?" - oburzali się moi znajomi, szczególnie Ci, non stop "podłączeni" do innych, żyjący od dzwonka do dzwonka, choć… może właśnie pomiędzy dzwonkami?, którzy nawet rozmawiając na żywo z innymi ludźmi nie potrafili obejść się bez przyjemności jednoczesnej konwersacji z telefonicznymi intruzami, przedkładając sygnały elektryczne nad żywym głosem człowieka obok.
Przed telefonami nie da się uciec. Są wszędobylskie. W ludzkich futerałach włóczą się po ulicach całego świata, zwiedzają muzea, jedzą w restauracjach, pracują w biurach, jeżdżą w samochodach, gawędzą ze sobą w domach ignorując obecność niepodłączonych do membrany domowników, figurują w rachunkach i w marzeniach dzieci ich pozornych właścicieli. Śmiało zabierają głos na koncertach, w kinach i teatrach. Jeżdżąc przepełnionymi autobusami i, pociągami. Kupując w sklepach i czekając w kolejce do lekarza rozpowiadają całemu światu – nawet, jeśli on nie jest zainteresowany - kto, komu i dlaczego, za ile, kiedy i z kim?
Przyznaję: telefony są bardzo praktyczne, wręcz niezbędne i wygodne. Tylko… jak dla mnie zbyt nachalne, głośne, bezczelne, niebezpiecznie zaprzyjaźnione z antenami telefonii kablowej, które nie tylko szpecą nasze niebo, ale i wysyłają szkodzące zdrowiu promienie. Nie lubię ich, choć nie mam pewności czy nawet ja nie jestem od nich uzależniona i potrafię wyobrazić sobie życie bez nich, bo… czyż na początku świata nie było telefonu?
Jak myślicie? Szukać pracy w telemarketingu?
http://iddd.de/umtsno/odpsejm/hum1.htm
Rowniez nie lubie telefonow, chociaz mam komorke juz od ladnych paru lat, nawet nie wiem ilu, kupil mi ja moj maz, teraz mam w sumie trzeci z kolei aparat, wszystkie od slubnego. Nie cierpie odbierac telefonu, chociaz z komorka jest o tyle latwiej ze widze kto dzwoni, o ile nie jest to numer zastrzezony lub mi nieznany. Ogromnym problemem dla mnie jest zalatwianie roznych spraw telefonicznie, czesto w takich sytuacjach poprostu wpadam w panike, szczegolnie jezeli do jakiegos miejsca dzwonie pierwszy raz. Przez cale lata myslalam ze nabawilam sie tego urazu za sprawa tesciowej, ktora przy pomocy wynalazku pana Bella zatrowala mi zycie. Ostatnio jednak znalazlam zrodlo mojej "fobi", ktore nie ma zwiazku z tesciowa, jest to uraz z dziecinstwa Mialam jedenascie lat i wzywalam pogotowie do mojej 5 lat starszej siostry, bylam wtedy przerazona, byl juz pozny wieczor a my bylysmy same w domu, ona miala swinke, dostala wysokiej goraczki i majaczyla, goraczka nie spadala pomimo tego ze wczesniej podalam jej stosowne tabletki. Po wysluchaniu mojej rzeczowej relacji glos w sluchawce powiedzial: "prosze wziac na rece i przywiezc"... Przelykalam lzy z ogromnym trudem, przeciez nie moglam sie rozplakac, bo za moimi plecami stala sasiadka jak cerber pilnujac abym za dlugo nie rozmawiala.
ReplyDeleteKocham telefony! To często jedyny kontakt ze światem zewnętrznym. Siedzę dniami i nocami przy ekranie komputera, oglądam ładne twarze, obrabiam je. Można powiedzieć, że każda twarz ma ze sobą historię - ale ją już człowiek zna po minucie, a co zrobić z kolejnymi 30 minutami spędzanymi nad nią? Jako kobieta idealna:)) mam podzielność uwagi, ale brak mi kolejnej pary rąk do pisania na klawiaturze! Uwielbiam gadać przez telefon: jak zmywam gary, wsadzam co da się upchać do zmywarki, obieram włoszczyznę, pakuję się, sprzątam, gotuję - dużo jest czynności, które uwielbiam wykonywać gadając przez telefon - to mi je uprzyjemnia, zwłaszcza jak nie lubię myć garów i obierać włoszczyzny:)))Po wypełnionym dniu co do minuty, uwielbiam jak koleżanka zadzwoni ze swojego domu i zaczniemy gadać:) Mogę dzięki temu zrobić jeszcze tyle rzeczy, które prze niej... byłoby niezręcznie wykonywać:) jak chcę na nią popatrzeć zawsze mogę wrzucić sobie jej zdjęcie na ekran:) Dzięki temu mamy kontakt możemy sobie pogadać leżąc z nogami na "suficie". Lubię telefon jak jadę godzinami w korku i mam pogaduchy z kimś sympatycznym, samochód nie wydaje się już tak samotny, a czas płynie szybciej, droga wydaje się krótsza:)) Bo ile można być ze sobą sam na sam? Oczywiście robiąc zdjęcia, nic bardziej mnie nie przeszkadza jak dzwoniący telefon - ale ja bardzo asertywna jestem:))) ELA JAK JA UWIELBIAM TELEFONY, SKYPE I TAKIE INNE WYNALAZKI, które pozwalają na memlanie jęzorem! U mnie to tylko kwestia z kim rozmawiam, czasem jak bardzo rano, niestety też z wiekiem jak późnym wieczorem:) Pozdrawiam
ReplyDeleteMożna do Ciebie zadzwinić?!Jesteś bardzo przekonywująca! Ja też miałam kilka nieużywanych komórek w szufladzie koło łóżka. Pamietam zdziwienie ludzie, kiedy informowałam ich, że nie używam komórki. Tak naprawdę poczułam, że przyszedł czas na telefon kiedy urodziła się moja córka. Dopiero wtedy poczułam, że kontakt ze światem jest mi potrzebny i niezbedny. Do tej jednak pory nie pamiętam numeru mojego telefonu komórkowego i nigdy nie wyczerpuję darmowego limitu minut.Nawet i ja mam jednak napady telefonicznych pogaduszek, o czym może poświadczyć moja rodzina z Polski...Pozdrawiam
ReplyDeleteJeśli chodzi o mnie, to najchętniej pisałabym wiadomości i wysyłała je gołębiem pocztowym albo przez komputer... :))) Doskonale Cię rozumiem. Mój mąż też stale za mnie wszędzie wydzwaniał i jeszcze do tej pory czasami to robi. Doszłam jednak do wniosku, że im częściej sama rozmawiam przez telefon, tym jest mi łatwiej. Dziękuję za podzielenie się osobistą historią. Pozdrawiam serdecznie
ReplyDeletea i smsy są jak psy gończe, złapią Cię w każdej dziurze, w której spróbujesz się zaszyć :)
ReplyDeletePamiętam jak moja córka leżała ciężko chora na OIOM-ie, stan jej był skrajnie ciężki. Siedziałam przy niej dniami i nocami nie chcąc opuścic jej ani na minutę, bałam się że gdy wrócę już jej tam nie będzie... Bywały takie chwile, gdy lekarze wypraszali mnie stamtąd prosząc bym poszła coś zjeśc, przebrac sie... Zgadzałam się pod warunkiem, ze w razie najgorszego zadzwonią do mnie. Obiecywali, że gdy koniec będzie blisko zadzwonią... Telefon dzwonił, bo właśnie wtedy byłam w sieci, dostępna. Dzwoniła mama, rodzina, pytali co z małą... Nie muszę pisac co czułam na dzwięk sygnału mojej komórki... Serce dziko bijące miedzy mostkiem a kręgosłupem protestowało z powodu braku miejsca, a przez głowę w sekundę przelatywało setki najgorszych myśli. Minął prawie rok, córka cudem wyzdrowiała ale ja wciąż nienawidzę tego dźwięku.Wciąż przywołuje tamte wspomnienia... i ma to trwac kilka lat...? Pozdrawiam:)
ReplyDeleteFobie są wyleczalnymi "przypadłościami psychologicznymi". Można się z nimi uporać i otrzymać pomoc. Czas też robi swoje.Bardzo wzruszająca historia. Dziekuję za opowiedzenie jej!Serdecznie pozdrawiam i życzę zdrowia całej rodzinie!
ReplyDeleteMysle , ze nie mozesz szukac pracy w telemarketingu , poco Ci ona jeszcze sie przyzwczaisz do pustego gadania , i kto bedzie za Ciebie pisal bloga , kogo bediemy czytac , w pełni zgadzam sie z Toba i Kaska , choc macie przeciwstawne opinie zawarte w poscie i jej komentarzu.Sam bardzo duzo uzywam telefonu , nienawidze go i nie moge zyc bez niego , denerwuje mnie i uspakaja pozwala sie wygadac , wypuscic te wszystkie zle mysli i zatrute zdarzenia ktore mnie dotkneły , pozwala sie wyladowac psychicznie i fizycznie( gdy wpdam w lekki wrzask , ???!!!!! wstresujaceju sytuacji .Jednoczesnie przeraza wewnetrznie gdy nie widac identyfikatora , i irytuje , ze druga strona nie odbiera polaczenia patrzac ze dzwonie wlasnie ja , poczucie niepokoju i bezsilnosci .Prawdziwe " dwa w jednm - " złosliwa Tesciowa,a zaraz najprzjemniejsze chwile ". Najbardziej mam za zle temu malemu aparacikowi , ze zabral mi czas na dzilanie w spokoju , przyspieszyl tempo zycia nakrecajac go do granic mozliwosci , a jednoczesnie wiekszosc rzeczy trudnych uproscil.Pozdrawiam Vojto
ReplyDeleteMysle , ze nie mozesz szukac pracy w telemarketingu , poco Ci ona jeszcze sie przyzwczaisz do pustego gadania , i kto bedzie za Ciebie pisal bloga , kogo bediemy czytac , w pełni zgadzam sie z Toba i Kaska , choc macie przeciwstawne opinie zawarte w poscie i jej komentarzu.Sam bardzo duzo uzywam telefonu , nienawidze go i nie moge zyc bez niego , denerwuje mnie i uspakaja pozwala sie wygadac , wypuscic te wszystkie zle mysli i zatrute zdarzenia ktore mnie dotkneły , pozwala sie wyladowac psychicznie i fizycznie( gdy wpdam w lekki wrzask , ???!!!!! wstresujaceju sytuacji .Jednoczesnie przeraza wewnetrznie gdy nie widac identyfikatora , i irytuje , ze druga strona nie odbiera polaczenia patrzac ze dzwonie wlasnie ja , poczucie niepokoju i bezsilnosci .Prawdziwe " dwa w jednym - " złosliwa Tesciowa,a zaraz najprzjemniejsze chwile ". Najbardziej mam za zle temu malemu aparacikowi , ze zabral mi czas na dzilanie w spokoju , przyspieszyl tempo zycia nakrecajac go do granic mozliwosci , a jednoczesnie wiekszosc rzeczy trudnych uproscil. Pozdrawiam Vojto
ReplyDeleteJa mam totalnie mieszane uczucia. Na pewno średni lubi komórkę bo historycznie wiele lat temu zacząłem od służbowej (i nadal tak jest). Nie było nigdy przesady typu dzwonienie w nocy, ale już sama świadomość możliwości "dorwania mnie" zawsze i wszędzie była dość średnia. Około 5 lat temu przez półtora roku miałem przełożonego i zadania, które wymagały kontaktów co najmniej 40-50 razy dziennie (głównie on dzwonił do mnie). I wtedy dostałem jakiejś nerwicy - już dźwięk dzwonka powodował u mnie duże nerwy i prawie agresję. Kto wie czy nie było to pośrednio jednym z powodów rozpadu mojego niegdysiejszego związku. Po długim czasie odkryłem, że dużo łagodniejsze reakcje mam po zmianie agresywnego standardowego dzwonka na delikatną melodię jazzową. A teraz doszedłem do etapu, że komórka dzwoni służbowo ze 2 razy dziennie, zadania są inne i już mnie służbowo nie nerwicuje. :) Ale tak czy inaczej drażni mnie bardzo zakładanie przez ludzi, że telefon po prostu trzeba odebrać zawsze i wszędzie - wiele osób tak przyjmuje.A prywatnie jest różnie - jest fajnie jadąc w korkach do pracy móc swobodnie pogadać czy coś szybko załatwić (zdecydowanie polecam auto z bezprzewodowym zestawem głośnomówiącym!). Fajnie też gadać godzinami ze znajomymi, których rozsiało po świecie i telefon daje możliwość "spotkania". Nie ukrywam, że fajnie też móc puścić SMS i wiedzieć, że ktoś przeczyta - to tak forma powiedzenia z konieczności czegoś mniej miłego, ale bez ryzyka rozmowy i zboczenia na niewygodne tematy. Piszesz spokojnie co chcesz, wysyłasz i wiesz, że ktoś to przeczytał. Ale nie musisz odpowiadać (a zwłaszcza natychmiast) na głupie pytania itp. Uwielbiam też taki sposób pisania ze znajomymi, że nie ma "formy listowej" typu cześć albo na koniec pozdrowienia tylko sama treść - tak jakby się z kimś było cały czas, rozmawiało i tylko była chwila ciszy i on kontynuuje rozmowę. Przez sms-y tak się da a w rozmowie trudno (chociaż też można - niedawno spotkałem kumpla, którego nie widziałem 12 lat i po rozmowie obaj stwierdziliśmy, że rozmawialiśmy właśnie tak jakbyśmy 12 lat temu przerwali rozmowę paroma minutami ciszy i właśnie ją znowu zaczęliśmy znowu :) ).
ReplyDeleteMam to samo.Lat temu -dzieści , odebrałam w nocy (3 cia )telefon ze szpitala , że mój ojciec miał zawał.Od tego momentu dzwonek telefonu wieczorem powoduje u mnie panikę .Dodatkowo jeszcze nie lubię odbierać listów poleconych.Zawsze nieprzyjemne wiadomości.Takie fobie!
ReplyDeletetelemarketing jest do bani... ale może telefon zaufania?? albo skoro dubbingowalas to przypuszczalnie masz dobry glos .. sa rozne ... hmmmm ... telefony ;)pozdrawiam :)
ReplyDeletePrzepraszam, ale niestety NIE ODPOWIEM na postawione pytanie: czy szukać pracy w telemerketingu? Dla mnie problem pracy w telemarketingu to jednak bardziej problem "udawania, że to deszcz pada, gdy..." Bo niby ILU ludzi jest NAPRAWDĘ zaciekawionych tym, co ma się im do zaoferowania, bądź o co chce się ich zapytać??? Co innego, gdyby to samo działo się w czasach PRL-u :)))Ale telefon w moich oczach kojarzy się z dwiema całkiem innymi sprawami. Pierwszą jest przegadywanie naprawdę pokaźnej części biurowego dnia. Pod szyldem "pracowania". Wcale NIE z kolegą/koleżanką o "pogodzie i bliźnich"! Rozmowy toczą się na tematy jak najbardziej służbowe - tyle tylko, że w większości całkowicie ZBĘDNIE; są one bowiem efektem i przykrywką: braku organizacji pracy i współpracy, nietrzymania się ustalonych reguł tej współpracy, bądź reguł tych nieustalania i uprawiania wiecznej improwizacji. Np. zamiast oczekiwać na wcześniej ustalony termin dostarczenia czegoś tam, kontrahent potrafi wielokrotnie wydzwaniać usiłując swoją namolnością termin ów przyspieszyć (w istocie oddalając go, w następstwie dezorganizowania pracy!); innym częstym przypadkiem jest wydzwanianie w celu scedowania na drugą osobę własnej odpowiedzialności za coś (potem będzie tłumaczenie: "mówiłem mu i nie był temu przeciwny!"), bądź załatwianie w ostatniej chwili spraw odkładanych wcześniej "na potem" w wyniku własnego lekceważącego je niechlujstwa. Fani uporczywego telefonowania posuwają się nawet do twierdzenia, że bez tych rozmów "NIE DAŁOBY SIĘ W OGÓLE PRACOWAĆ". Nie dociera do ich świadomości, że (kiedyś) DAŁO SIĘ - i żyją jeszcze tego "dawania się" świadkowie!!!Za to wiele rzeczy "ważnych", które z powodzeniem MOŻNA BY było sfinalizować przez telefon, przynajmniej w Polsce ciągle wymaga często wielodziesięcio, a nawet wielosetkilometrowych podróży - bo w owych sprawach usiłowanie załatwienia ich bez kontaktu "oko w oko" jest przez drugą osobę traktowane jako przejaw jej LEKCEWAŻENIA. Czy w Izraelu jest tak samo?Druga, kojarząca się mi z telefonem kwestia, jest całkowicie odmienna. Chodzi o to, że tak, jak telefon pozwala uniknąć niezapowiedzianej - a więc potencjalnie niemile przyjętej wizyty, tak zadzwonienie do kogoś, szczególnie wtedy, gdy nie dotyczy ono jakiejś konkretnej, krótkiej sprawy, może samo w sobie być niemiłym i źle odebranym zachowaniem. Bo choć piszę teraz ten mój post, bez trudu może on nie tylko pozostać bez odpowiedzi, ale nawet może zostać kompletnie zignorowany i nieprzeczytany. Gdybym postanowił napisać e-maila, mój nietakt spowadzałby się w istocie do wymuszania krótkiego kliknięcia myszą na przycisk "usuń". A przez telefon tak się nie da - bo przecież trudno oczekiwać, by "zaatakowana" telefonicznie osoba miała "rzucać słuchawką" bez zamienienia choćby paru słów! A przecież są sytuacje i chwile, w których nawet te parę słów przychodzi czasem z wielkim trudem.A, gdy dzwonienie przez telefon dotyczy kogoś bardzo ważnego, komu chce się powiedzieć naprawdę wiele?! Powiedzieć, ale przecież także i usłyszeć! Jak "wyczuć chwilę" w której dzwoniąc, zyska się największe szanse na pomyślny przebieg rozmowy?! Jak, inicjując rozmowę, zyskać pewność, że tą rozmową poprawi się, a nie pogorszy relacje z kimś, dla kogo naprawdę ważną osobą jest się już w coraz mniejszym stopniu?!Kiedyś mieliśmy (albo i nie mieliśmy) "po prostu" telefony; obecnie mamy telefony osobiste, mobilne, a nawet, jak twierdzą kampanie reklamowe, telefony "inteligentne". Tylko ciągle, dzwoniąc do kogoś, z kim wzajemna relacja nie jest rzeczą obojętną, nie wie się, jaki nastrój będzie się miało już za kilka chwil :(( Ciągle nie zapala się, po wybraniu numeru, w tym "nowoczesnym" telefonie czerwona bądź zielona lampka, pozwalająca już PRZED planowaną rozmową przewidzieć rozmowy tej przypuszczalny rezultat.A do tego słowa przez telefon wypowiada się przecież tak łatwo, czasem wręcz szybciej od myśli!
ReplyDeleteTen sam problem miałem z moją Żoną.Nie chciała mieć przy sobie tego urządzenia.Przekonać udało się uzasadniają niezbędność jego posiadania przy sobie.Wracaliśmy nocą z Żoną samochodem nowo budowaną autostradą z Wrocławia do Gliwic,a był to miesiąc luty i mróz na zewnątrz około dziesięciu kresek poniżej zera.Odwieźliśmy syna do jednostki pod Wrocławiem gdzie odbywał służbę wojskową. Droga owszem była dobra,księżyc świecił pięknie,a ruch prawie żaden .W pewnym momencie Żona zwróciła uwagę,że gdyby nam się cokolwiek teraz przytrafiło to nikt by nam nie przyszedł z pomocą bo przy trasie nie było nic,ani stacji benzynowych ani telefonów alarmowych istna pustynia.Po kilku kilometrach zaczęło się niewesoło robić.Zaczęły mi spadać obroty i silnik zaczął tracić moc.Powoli traciłem szybkość redukując na coraz niższe biegi,aby tylko jak najdalej dojechać.Nie uległem namowom Żony aby zatrzymać się i sprawdzić co się dzieje i tak udało mi się dociągnąć do zjazdu na Opole,do którego pozostawało około jedenastu kilometrów.Spokojnie dojechałem do starej trasy wrocławskiej i wtedy na skrzyżowaniu pojawił się TIR sunący wolno,któremu musiałem ustąpić pierwszeństwa.Zwolniłem i przyhamowałem a wtedy mój silnik zgasł.Szczęściem w nieszczęściu na skrzyżowaniu paliła się latarnia więc nie było tak źle.Około pół kilometra od krzyżówki widać było bar szybkiej obsługi,a więc nadzieja na jakiś telefon na pewno.Gdy miałem wysiąść z samochodu obok nas z piskiem opon stanęło czarne BMW z dwoma panami ogolonymi na łyso w skórach.Na szczęście okazało się,że im tylko zabrakło benzyny.Nie mogłem ich zbytnio poratować bo miałem Poloneza przerobionego na gaz propan butan i benzynę używałem tylko podczas rozruchu.Poradziłem im aby tylko udali się do widniejącego baru,aby tam ich ktoś poratował.Sam zacząłem sprawdzać przyczynę awarii,a że miałem ze sobą trochę części,które mogły się przydać na wszelki wypadek to udało mi się cudem znaleźć usterkę i zanim żoną wróciła z kubkami gorącej kawy z baru to silnik i ogrzewanie w samochodzie już działały.Ten przypadek sprawił,że zdecydowała,że muszę mieć jednak ten telefon komórkowy.Następną barierą, która była w Jej przypadku do pokonania, to udało mi się przekonać Ją,że telefon jest potrzebny gdyż czasami może uratować komuś życie,lub pomoc zorganizować w przypadku zdarzenia nagłego na drodze,gdy potrzebna jest policja lub straż pożarna.Dźwięk telefonu nie musi kojarzyć Ci się Elu z czymś niemiłym.Może to mieć dźwięk melodii którą lubisz,piosenki śpiewanej przez ulubiony zespół lub wykonawcę,czyli coś co lubisz.Moją melodią jest melodia z Ojca Chrzestnego,to nam grali na ślubie z Ewą.Ewa natomiast ma nagraną piosenkę zespołu Boys pod tytułem Szalona.Cześć pozdrawiam Miłego dnia,z uszanowaniem Andrzej
ReplyDeleteWitaj. Mam jedno pytanie- czy znasz kogoś, kto zna jidysz?Pozdrawiam
ReplyDeleteDla Marty.Ja znam jidisz (zydowski).Pozdrawiam,Jakubjacob333us@yahoo.com
ReplyDeleteWyłączam komórkę, (i odkładam słuchawkę w stacjonarnym) i jestem sama z sobą. Być sama z sobą - jak piszesz - skąd ja to znam! Nie noszę w domu telefonu przy sobie, więc syn ma pretensję, że nie odbieram od razu. Mało rozmawiam - telefon służy mi do załatwiania spraw niezbędnych, w komórce mam notatki, terminy. Jest niezbędny - takie czasy, ale często podnoszę zasłonę przed światem, nie odbierając lub po prostu go wyłączając.
ReplyDelete