Dzień Zagłady i "Człowiek stamtąd"

Sunday, May 1, 2011

Wieczór "Yom Szoah"*. 20:00. Skuter podskakuje na wybojach. Za barczystymi plecami Yaira chowam się przed zimnem. Wieje. Gdyby nie to, że właśnie przejeżdżam przez izraelskie miasta Gush Danu**: Ramat Gan, Givatayim i Tel Awiw pewnie trudno byłoby mi uwierzyć, że o tej porze w mieście wszystkie sklepy – nawet te, które otwarte są w wieczory poprzedzające żydowskie święta – teraz wyglądają na kompletnie wymarłe. Tylko od czasu do czasu mija nas jakieś samochód. Domy przycichły jakby zapomniały o tym, że zwykle słucha się w nich muzyki na cały regulator nie troszcząc się o sąsiadów i głośno wymienia poglądy przy otwartych oknach lub transmituje całemu miastu pogoń za uciekającym przestępcą z amerykańskiego "filmu action".


 


Tego wieczoru ludzie nie siedzą w żadnej restauracji czy kawiarni, wliczając w to arabską dzielnicę Jaffo i prawie nikogo nie ma też na ulicach. Puby, kina, teatry są nieczynne. Nie słychać śmiechu, ani krzyków dzieci. Jedyny ruch na opustoszałym placu zabaw, który mijamy, zaobserwować można na czerwonej zjeżdżalni. Wiatr podrzuca na niej plastikową reklamówkę. Miasto sprawia wrażenie bardziej wymarłego niż w "Sądny Dzień" w środku nocy.  Nigdy go takim nie widziałam, choć to już mój 20 "Dzień Zagłady" w Izraelu. Do tej pory, podobnie jak większość Izraelczyków, w ten wieczór siedziałam na kanapie w pokoju stołowym oglądając specjalne programy o Holocauście emitowane na wszystkich bez wyjątku kanałach telewizyjnych. Był to dzień, kiedy pokazywano moje ojczyste zakątki i słyszeć mogłam język polski. Dziś – pierwszy raz jestem poza domem.


 


Dopiero, kiedy dojeżdżam w okolicę starego Dworca Autobusowego w Tel Awie i znajduję się w dzielnicy obcych robotników, widzę liczne grupy ludzi siedzących bezczynnie przed zamkniętymi tego wieczoru – zgodnie z wymogami izraelskiego prawa – barami oraz obserwuję ludzi przechadzających się ulicami zawalonymi śmieciami. W tym miejscu: biedny, zaniedbany i brudny Tel Awiw przypomina chyba bardziej Nigerię czy Sudan niż państwo na Bliskim Wschodzie mające pretensje do europejskości. Dominuje czarny kolor skóry i prawie nie ma kobiet na ulicy. Te, które, od czasu, do czasu trzymając za ręce małe dzieci przemykają się pod murami domów, ubrane są w kwieciste, długie, sukienki i noszą kolorowe turbany na głowach albo mają azjatyckie rysy twarzy. Pod mostem zapisanym graffiti tleniona na platynowo blondynka w kusej sukience targuje się z klientem. Wrażenie egzotyczności i odrębności tej dzielnicy od reszty Tel Awiwu jest tak szokujące, że wydaje mi się, że przez przypadek przekroczyłam granicę innego państwa. Po raz kolejny jestem zaskoczona Izraelem, który już zaczął wydawać mi się nie tylko znany, ale i oswojony.


Ponury, betonowy budynek nowego dworca – pomnik brzydoty i zaniedbania – w nocnym świetle, otoczony egzotycznymi twarzami "turystów" ze świata biedy przyjeżdżających do Izraela z marzeniami pracy na budowie, polu, przy opiece nad niedołężnymi i starcami czy przy sprzątaniu, wydaje się jeszcze bardziej przygnębiający niż zwykle. To tutaj, w teatrze "Karov" ("Blisko") odbywa się przedstawienie "Człowiek stamtąd", sztuki Tuwi Ornena, w reżyserii Dorit Nitaj-Neeman. Do tej pory nie byłam świadoma tego, że w ogóle istnieje w Izraelu, w wieczór rozpoczynający "Dzień Zagłady", możliwość otwarcia jakiegokolwiek teatru. A jednak myliłam się.


 


Sala położona na zapleczu teatru, przypominająca magazyn czy piwnicę, z biegnącymi pod sufitem rurami, starymi drewnianymi krzesłami poustawianymi blisko siebie i kilkoma okrągłymi stolikami, takimi jak ten, przy którym za chwilę grać będą aktorzy, bez podziału na scenę i widownię, z kącikiem gdzie każdy może przygotować sobie kawę czy herbatę i białym, dużym ekranem na ścianie, takim, jaki znany mi jest z przedstawień w polskich szkołach, sprawia wrażenie przytulnej i intymnej. Goście schodzą się powoli. Wschodnim zwyczajem nikt się nie śpieszy. Wszyscy wiedzą, że spektakl nie zacznie się o planowanym czasie i nikomu to nie przeszkadza. Reżyserka, u której Yair, zawodowy dziennikarz (to on, po przeczytaniu mojego tekstu: " Serdecznie witamy w Obozach Zagłady http://gojka.is-best.net/Serdecznie-witamy-w-obozach-za,2,ID417215290,n zaprosił mnie na to przedstawienie) uczy się amatorsko sztuki aktorskiej – spaceruje pomiędzy publicznością. Rozmawia ze wszystkimi. Uśmiecha się starając zatuszować zdenerwowanie. Zdradza ją jednak nerwowe zaciskanie rąk. Głos łamie jej się, kiedy informuje o tym, że należy do trzeciego pokolenia, tych, dla których Holocaust nie jest tylko historią, ale częścią biografii rodzinnej i objaśnia genezę sztuki, którą napisał ponad 80-letni już Ocalony z Szoah, przychodzący, co roku, tego samego wieczoru na przedstawienie swojej sztuki do teatru, który akurat dziś jest chory i nie może wraz z widzami w niej uczestniczyć.


 


Schody prowadzące do sali wykorzystane są jako część scenografii. Poza zwitkiem papieru, teczką i suszarką na bieliznę nieużywane są żadne rekwizyty. Minimalizm i naturalność. Nie zauważa się prawie światła, które od czasu do czasu gaśnie sygnalizując zmianę aktu, ani muzyki w tle mającej marginalne znaczenie.


Aktorzy, w codziennych ubraniach mieszają się z publicznością traktując całą salę, jako miejsce rozgrywającej się sztuki. Ich gra jest realistyczną, przekonywująca. Ma się wrażenie, że autentycznie są oni bohaterami sztuk a niewynajętymi artystami, choć tylko starsza pani gra samą siebie. Publiczność współtworzy przedstawienie. Mimo objaśnienia, że ogląda się komedię – nikt się nie śmieje. Podobno młodzież potrafi się nieźle na niej ubawić. Nie wiem jednak, z czego można by się tu pośmiać. Wyczuwalne jest natomiast napięcie i wzruszenie. Słychać prawie każdy oddech wstrzymany w dramatycznym momencie.




"Człowiek stamtąd"


Na scenie 5 postaci reprezentujących stosunek Żydów do Zagłady: młode małżeństwo borykające się z kłopotami finansowymi: mąż próbujący ubić interes na Szoah i jego żona - kobieta zmęczona wspomnieniami wojennymi, marząca o życiu wyłącznie teraźniejszością bez balastu przeszłości; gość z Niemiec – brat kobiety – pogodzony z historią, budujący swoją przyszłość w Niemczech, u boku niemieckiej żony; niedołężna staruszka z numerem obozowym na ręce, kompletnie oderwana od teraźniejszości, żyjąca Zagładą oraz wyimaginowana postać w piżamie w paski usiłująca urzeczywistnić pomysł przeniesienia "narodowego dziedzictwa" - obozu zagłady Auschwitz - do Izraela, traktująca Holocaust, jako uświęconą, narodową relikwię żydowską.


 


Tego wieczoru, 1.5.2011 roku, młodzi aktorzy, wbrew oryginalnemu tekstowi, podobno przez pomyłkę, ku oburzeniu widzów, zmieniają miejsce, w którym znajduje się Auschwitz, z Polski na Niemcy. Cała sztuka jest, więc o projekcie przeniesienia obozu z Niemiec a nie z Polski do Izraela i nawet w tej spontanicznie wykreowanej sytuacji, po skończonym spektaklu, publiczność wyglądająca na europejskich Żydów (jej wiek wahał się od 17 lat do siedemdziesięciu kilku i był wśród niej nawet jakiś młody, religijny Żyd, który po spektaklu opowiadając o swoim wzruszeniu jąkał się z przejęcia) dochodzi do wniosku, że w kraju, w którym już w przedszkolu programowo uczy się zaledwie kilkuletnie dzieci historii Holocaustu bawiąc się z nimi w odgradzanie jednej grupy maluchów od drugiej i niepozwalanie na połączenie się, tłumacząc to tym, że tak robiono w getcie, niemożliwa jest ucieczka od wpływu Holocaustu na życie i świadomość żydowską, należy pielęgnować pamięć o Ofiarach, a do Polski, w której jest Auschwitz, należy pojechać, ponieważ nawet "ta młodzież, która nie wykazuje zainteresowania martyrologią narodu żydowskiego płacze w obozach i jedynie szkoda, że daje przy tym zarabiać Polakom olbrzymie pieniądze".


 


"Człowiek stamtąd" - właściwie, skąd? 


 



Przypisy:


* Yom Shoah – hebr. Dzień Zagłady – dzień poświecony pamięci 6 mln zamordowanych w czasie Holocaustu Żydów


** Gush Dan – połączone w aglomerację telawiwską miasta przypominają dzielnice wielkich miast w Polsce, choć są administracyjnie odrębne. Graniczą one ze sobą dosłownie przez jezdnię


 


Teatr "Karov":


http://www.t-karov.co.il/



7 comments:

  1. Dzien Dobry ,musialem dzis przeczytac Twoj post dwa razy { raz chyba ze zrozumieniem ?! , :)) },nie znam Izraela i jego zwyczai, wiec mysle ze stad ta podwojna lektura , dobrze ze nowe pokolenia pamietaja o historii , potrafia ja kultywowac , i ta czesc rozumiem , nie moge natomiast zrozumiec czemu ma słuzyc zabawa przedszkolakow i podzial ich na grupy , ktore sa izolowane z komentarzem , ze tak sie robilo w Gettcie Warszawa .Czy po 66 latach od zakonczenia wojny , potrzebne jest kreowanie w psychice mlodych ludzi nienawisci , nazizmu chocby w tak niklej postaci ? , jestes kronikarzem skladajacym relacje , ale ja z tej relacji odnosze wrazenie , ze poszkodowany nie daleko uciekl od krzywdzacego w swym postepowaniu ,czy moze jednak jest taka potrzeba by usprawiedliwic powszechna sluzbe wojskowa obywateli i ich w tym czasie bezwzgledne oddanie panstwu, kto to wymysla i steruje , gdy wedlug wszelkich znakow ludzie bezposrednio dotknieci sa juz w mniejszosci lub w wieku gdy pamiec nie jest najmocniejsza strona zycia. Postawa mlodego "religilnego Zyda " , ktora swiadczy o jego praktycznosci - ze nie mozna przenies obozow i swiadectw historii z Niemiec czy tez Polski do Izraela , nalezy tam jezdzic , ale czemu trzeba jeszcze za to placic - rozumiem w koncu ekonomia jest podstawa wszystkich dzialan czlowieka .Uwazam jedna , jako dorosly Polak , niech przyjezdzaja , w koncu jest to tez ich kawalek historii i swiadectwa pobytu , a dla wielu ich bliskich rodzinnych stron, moze jednak nalezy zmniejszyc napiecie usuwajac uzbrojona ochrone , zastepujac strach , propagowaniem ideii , ze Polska to goscinny kraj , w ktorym nikt nie nosi broni na co dzien, ani tez nie trzyma jej w domu poza hobbystami . My lubimy gosci nie strzelamy do nich , a polskie sluzby poradza pewenie sobie z problem obcych zagrozen, a ze zostawia troche " dudkow " w tym czasie , trudno . Dobrze ze piszesz , my poznamy poprzez lekture mentalnosc tego kraju ( w niewielkim stopniu,) koncze bo napisze drugiego posta jako polemike - a moze nie zrozumialem jednak ? Pozdrawiam Vojto

    ReplyDelete
  2. Zabawa przedszkolaków w getto to próba nauki historii żydowskiej ("wprowadzenie pojęć) na poziomie kilkuletnich dzieci.Oczywiście każda przedszkolanka robi to po swojemu.Moja prawie 8-letnia córka po "Dniu Zagłady" w szkole podstawowej, gdzie pokazano dzieciom zdjęcia z obozów, nie mogła spać w nocy. Była przestraszona i miała koszmary.Trzeba pamiętać Holocaust i wyciagać wnioski z historii, tylko przy okazji trzeba mieć się na baczności by były one właściwe.

    ReplyDelete
  3. ~Felix ZpopiołówMay 4, 2011 at 3:28 AM

    Zamrowiło mi się na skórze na informację o specyficznym uczeniu okropieństw na kilkulatkach. To może powykrzywiać psychiki maleńkich ludzików. W polskim starym dowcipie mówiło się, że najpierw takie metody należy sprawdzać na szczurach - później na ludzich. Znów znakomity artykuł. Pozdrawiam

    ReplyDelete
  4. Witam!Izrael wspominał Shoah,Polska świętowała beatyfikacje JP2 i rocznicę uchwalenia Konstytucji.Szkoda,że nasze ulice wyludniły się z powodu paskudnie zimnej pogody.WYCOFUJĘ MOJE NARZEKANIA NA UPAŁY W IZRAELU!JA CHCĘ CIEPEŁKA I BŁĘKITU NIEBA!.Znam wygląd tych dworców w Tel avivie.Nigdy nie zapomnę mojego przerażenia na widok tego co sie dzieje przy starym dworcu,gdy po raz pierwszy tamtędy przejeżdżałam.Pomyślałam,ze to targ niewolników XXI wieku..Takie było moje skojarzenie...i wydaje mi się,ze nie wiele się pomyliłam..TO PORAŻAJĄCE O CZYM PISZESZ!To uświadamianie dzieci na temat zagłady..Ale czemu tak wcześnie?!!To nic innego jak pranie mózgów..Zreszta wspominałas już o tym..Znudził mnie już i zaczał denerwować widok pomników przypominajacych zagłade Żydów na każdym osiedlu,w pobliżu placu zabaw,czy w Tel Avivie ,Ramat Ganie,czy Ramat Avivie..itp...Rozumiem tragedię ale....Pozdrawiam..ciepło?:-)

    ReplyDelete
  5. Rok temu pisałam o "świętowaniu" Shoah przez niektórych ortodoksyjnych Żydów na wesołych piknikach... Wśród publiczności była również wieloletnie przedszkolanka, która stwierdziła, że w jej przedszkolu nigdy nie wprowadzała pojęć zwiazanych z Zagładą. Można więc i tak...

    ReplyDelete
  6. Przeczytałem wpis na blogu Dzień Zagłady i „Człowiek stamtąd” z wielką uwagą/ pięć razy z przejęciem i aby dobrze zrozumieć sedno problemu. Zawsze uważałem i uważam nadal, że największą zbrodnie należy wybaczyć, ale także uważam ,że największą zbrodnią byłoby zapomnieć o cierpieniach wielu milionów ludzi. Należy o tym mówić przy każdej okazji. Szokiem jednak dla mnie było to ,że w Izraelu robi się to w stosunku do małych przedszkolaków, którym w ten sposób niszczy się spokojne dzieciństwo ,którego tak brakowało dzieciom w tamtych tragicznych czasach. Może zaczynać od szkoły średniej? Ci młodzi ludzie jadąc do tych obozów / których w Europie było wiele /, płaczą widząc wyobrażenie tej tragedii, uczą się pamięci o swoich pomordowanych przodkach. Jednak sądzę ,że zrozumieć ten ogrom cierpienia mogą tylko ci którzy tego doświadczyli osobiście a jeszcze żyją. Natomiast wpajanie takiej wiedzy w młode umysły przedszkolaków uważam za okropność. Dlatego czytałem to kilka razy aby upewnić się czy tego nie przeoczyłem. Bardzo poruszył mnie ten artykuł, jak zwykle stawiasz czytelnikowi problem , nad którym musi się pochylić , zakładając ,że ma w sobie odrobinę ludzkich odruchów empatii. Bardzo dziękuję Jan.

    ReplyDelete
  7. Warto również zapoznać się z tym:
    http://www.scribd.com/doc/108590800/The-Need-to-Forget-by-Yehuda-Elkana
    Pozdrawiam.
    Marek

    ReplyDelete

Note: Only a member of this blog may post a comment.

Szukaj w Blogu

-----------------------------------------


----------------------------------------

Back to Top