Moi drodzy Czytelnicy, wirtualni przyjaciele, właśnie wróciłam z dwutygodniowej wyprawy do Polski - tym razem gastronomicznymi szlakami. W najbliższym czasie publikować będę moje kulinarne wrażenia z kraju nad Wisłą - tylko te pozytywne - na negatywne - szkoda mi czasu.
Pozdrawiam
"Gojka z Izraela"
Kuchnia w kuchni albo jak się kucharzy "U Kucharzy"
- Nie byłaś jeszcze "U Kucharzy" w Hotelu Europejskim?!!! – mój znajomy, stały bywalec najlepszych polskich i światowych restauracji jest oburzony, jakbym popełniła jakieś przestępstwo – lub chociażby faux pas – nietakt, który absolutnie nie pasuje do osób uważających się za obytych w świecie.
- Przyjeżdżaj do Warszawy, załatwię nam wejście do Gesslera. Koniecznie musisz tam być!
- To teraz "bywa się" nie w teatrach czy na przyjęciach tylko w restauracjach? – Dziwię się w myśli i wstydząc braku ogłady towarzyskiej nerwowo czekam na wyświetlenie strony portalu o polskich restauracjach.
- Jest! "U Kucharzy" …trzy z pięciu gwiazdek i opinie typu: "bez rewelacji", "przyrost treści nad formą", "dziury w obrusie", "długie czekanie na kelnerów", "nigdy tam więcej nie wrócę", "nieprzyzwoicie drogo i zupełnie przeciętnie". Hmm – czyżby chodziło o tę sama mitologiczną restaurację? Zaglądam do niej od razu po przyjeździe. Jest godzina 14-sta. Rezerwację mam dopiero na wieczór. Pierwsze wrażenie niemile mnie zaskakuje: pustawo, kucharze na moich oczach szorują przypalone od dołu garnki, ascetyczna biel, podłoga w biało-czarną kratkę, poszczerbione kafelki przypominające miejski szalet lub szpital zakaźny w czasach PRL-u, samoobsługowa szatnia, skromny korytarzyk prowadzący do sal restauracyjnych, personel spacerujący tam i z powrotem, nieliczni klienci – jakby nie na miejscu... Przygnębiające miejsce – myślę - i jeszcze z większym zaintrygowaniem czekam na wieczór i degustację.
Kulinarna przygoda "U Kucharzy" rozpoczyna się wraz ze zmierzchem. Stoję przed wejściem na restauracyjną salę zaintrygowana przemianą. Za mną mały tłumek. Pan w średnim wieku, na długiej liście szuka mojego nazwiska. Kiedy w końcu je znajduje, podnosi na mnie z zaciekawieniem wzrok, uśmiecha się i przekazuje pod opiekę młodemu chłopakowi prowadzącemu mnie pomiędzy gęsto ustawionymi wysokimi, drewnianymi stołami do miejsca usytuowanego tuż przy ostatniej linii zastępu kucharzy uwijających się na oczach klientów. Nie ma podziału na część przeznaczoną dla gości i dla kuchmistrzów a stanowiska pracy szefów w białych, wysokich czapkach nie tylko skoncentrowane są w części kuchennej, ale i rozrzucone po całej restauracji. Świadkiem przygotowywania potraw może być każdy konsument. Oczywiście, nie ma w takiej sytuacji wątpliwości, co do produktów czy świeżości dań powstających "on-line".
Przy stoliku równoległym do mojego zauważam trzech panów posłów, a przy tym położonym najniżej – piękną kobietę w eleganckiej sukni w towarzystwie panów w garniturach. Są też goście ubrani tak jak ja: w jeansy.
Miejsce, w którym siedzę na tym kulinarnym spektaklu jest doskonale usytuowane: mogę obserwować z niego, co dzieje się w całej restauracji, a szczególnie w jej najważniejszym punkcie bielącym się od kuchennych fartuchów.
Koncept "kuchni w kuchni", przygotowywania dań na oczach konsumentów, popisy 15 minutowego siekania idealnej polędwicy na tatar kupionej u zaufanego producenta, indywidualnie wybranego ze względu na jakość, obchody kucharzy ze zdjętymi z ognia, przygotowanymi przed sekundą daniami, obsługa i doradztwo profesjonalnych kelnerów-nestorów zawodu w tradycyjnych białych koszulach i czerwonych marynarkach, paryski, wielojęzyczny gwar, ciągły ruch, głośne rozmowy, odgłosy pracy kucharzy, studźce sprawiające wrażenie używanych przez całe pokolenia smakoszy, lekki bałagan, idealnie przyrządzony tatar rozpływający się w ustach i śledź w delikatnym oleju lnianym o niepowtarzalnym smaku wraz z idealnie dobranym towarzystwem cebulki, jabłka o odpowiedniej kwaskowatości, ogóreczka, gęstej "śmietany babci", pod odpowiednio zamrożoną wódeczkę w oszronionym kieliszku (danie, które mój znajomy nie tylko zamawia na przystawkę, ale i ku ubawieniu innych gości na zakończenie wieczoru zamiast deseru), atmosfera pulsującego, dynamicznego życia, przygody rozbujanej butelkami francuskich win i magia zaskakującego wrażeniami wieczoru, w którym wszystko się może zdarzyć …
Stolik przy garnku z grochówką, proszę...
Jestem zachwycona art culinaire "U Kucharzy". Czy jednak byłabym tak zafascynowana tym wieczorem gdybym siedziała przy jednym z licznych stolików w salkach z ograniczonym polem widzenia na scenę teatru kulinarnego? Byłoby tam ciszej, intymniej, ale jednocześnie byłabym pasywnym elementem spoza centrum dziania się, zwykłym konsumentem jedzącym "móżdżek po polsku", a nie aktorem wieczoru - wodewilu zmieniających się postaci, tańczących talerzy, garnków i kieliszków, wielojęzycznych głosów zachwytów i zawodów, polskiego refrenu: "na zdrowie" powtarzanego od stolika do stolika, błyskawicznej zmiany dekoracji, brzęku szkła, zapachów i polskich smaków, prawdziwej uczty...
- Panie Gessler – nie miałam wątpliwości, że zwracam się do reżysera dramatu kulinarnego, pana z muszką całującego dłoń pięknej kobiety z sąsiedniego stolika – jaka zdaniem pana jest najlepsza restauracja w Polsce?
- "Nowina" – odpowiada bez zastanowienia się dystyngowany właściciel "U Kucharzy".
- A druga, po nim?
- Moja, "U Kucharzy"
- Trzecia?
- "Pod Bażantami" – polecam państwu – odpowiada lakonicznie restaurator-legenda – kłoni się z godnością i odchodzi, by sprawdzić czy na dzisiejszym, wieczornym przedstawieniu każdy aktor i statysta jest na swoim miejscu, a spektakl odgrywa się według scenariusza.
Informacje praktyczne:
Adres: Warszawa, Ossolińskich7, budynek Hotelu Europejskiego Tel: 022-8267936
Strona internetowa: http://www.gessler.pl/newruk5.htm
Kuchnia polska, "kulinarne show", rodzaj kontrowersyjnej ciekawostki. Każdego dnia, dwa razy dziennie zmieniane jest menu
Przystawki, w które wlicza się zarówno zupy jak i ryby, mięso, placki ziemniaczane, jerzyny, serdelki: od 18zł. do 86
Dania główne: wieprzowina, wołowina, ryby, dziczyzna: od 18zł do 86 zł
Szczególnie polecam: befsztyk tatarski (38zł), śledzik w oleju (36zł) i kaczkę faszerowaną jabłkami (68 zł)
Uwaga: na wieczór, na stoliki tuż przy kuchni, konieczna jest rezerwacja z wyprzedzeniem. Czasami rezerwacje "gubią się" szczególnie te w najlepszych miejscach…
Cieszę się, że wyjazd się udał ;) Relacja z owej restauracji brzmi bardzo kusząco, choć wcale się tak nie zapowiadało ;) Komplementować sprawnego pióra już nie będę, bo ileż można się powtarzać. Sama Pani wie najlepiej jak Ją podziwiam. Pozdrawiam
ReplyDeleteI co tu komentowac , wreszcie zadzialala konkurencja pomysl i nie szablonowosc podpatrzona pewenie za granica ,( i dobrze , patrz Dania - Kopenhaga ) pozostaje zal ze nie uczestniczylem , ale tez radosc , bo przeczytalem znowu post napisany lekko , sprawnie i piekna polszczyzna , znowu moge cztac ulubionego bloga - to jest dla mnie uczta - intelektualna zamiast kulinarnej , moze lepiej natym, wyjde ?! Pozdrawiam , Vojto .
ReplyDeleteU Kucharzy byłam raz. Miejsce świeżo się wypromowało. Byłam wprawdzie w porze obiadowej, nie miałam możliwości obserwować wieczornego spektaklu.Nie pamiętam co jadłam. Pamiętam natomiast, że przy sąsiednim stoliku zamówiono tatarka i większą część naszego tam z P. posiedzenia, kucharz siekając polędwicę na tatarka dla sąsiadów robił hałas uniemożliwiający komunikację. I te białe kafelki z poprzedniego ustroju .... Autorzy pomysłu świetnie wczuli się w PRLowskie resentymenty. To się nazywa timing :)Niemniej myślę, że gdyby śledzika i tatarka zaserwować w hali Dworca Autobusowego Stadion, można by wziąć lepszą cenę :) Jeden z ojców polskiego (warszawskiego???) sukcesu sushi mówi, ze był taki moment, że lepsze przebicie można było mieć tylko na handlu heroina :)
ReplyDeleteMiejsce znane i bywane, ale wbrew pozorom nie trzeba "załatwiać" wejścia;) ale Twój opis zachęca bardziej niż bywanie i jadanie tamże.
ReplyDeleteNajlepsze stoliki podobno wieczorami zawsze są zajęte. Tak przynajmniej twierdzą stali bywalcy.Restauracja ma również duzo opinii negatywnych. Wybrałam z karty dania, które bardzo mi smakowały. Przyznaję jednak, że urzekła mnie właśnie atmosfera rozmawiających głosno ludzi (tak jest w niektórych lokalach w Izraelu), swobodnych, śmiejacych się pełna piersią, uwijajacych sie kuchcików z którymi można porozmawiać na temat przyrządzanych przez nich potraw, długie biesiadownie.Poza tym dla mnie był to pierwszy wieczór w Polsce. Byłam pełna entuzjazmu
ReplyDelete