"Pod Bażantami", jedna z ulubionych restauracji w Polsce znanego restauratora warszawskiego Artura Gesslera, na pierwszy rzut oka zniechęca i rozczarowuje. Ma się wrażenie, że od czasu jej powstania, w epoce gierkowskiej, kiedy święciła swoje triumfy, nic się tu nie zmieniło: ta sama boazeria, toporne stoliki, ozdoby w postaci końskiej uprzęży, lekko wypłowiałe wypchane ptaki pod powałą. Tylko kominek w sali, dodany do wystroju w ostatnich czasach, pozwala wyobrazić sobie miłe chwile, jakie można by tu spędzić.
Stali bywalcy restauracji założonej 37 lat temu, zadowoleni z miejsca, które wbrew wszystkim i wszystkiemu pozostaje niezmienne, twierdzą, że akurat ta wierność przeszłości, wypróbowane dania przygotowywane na starym, węglowym piecu i osoba właściciela, pana Piotra są jej atutem, a poza tym to "najromantyczniejsza restauracja w Polsce" – nie tylko ze względu na przepiękne położenie w Dolinie Prądnika czy galop koni za oknem, ale dlatego, że tutaj kiedyś i dzisiaj niejedna para, z dala od znanych restauracji krakowskich spotykała się i spotyka potajemnie na uboczu i całuje namiętnie odurzona zapachem łąki. Skąd łąka? Otóż, poza niepozorną salą prawdziwą atrakcją restauracji "Pod Bażantami" jest słoneczna weranda pachnąca bzem usytuowana u podnóża zielonego pagórka, rozbrzmiewająca świergotem ptaków i brzęczeniem pszczół. Wpatrując się w błękit niezapominajek odbitych w oczach dziewczyny siedzącej naprzeciw, wystarczyłoby wyciągnąć tylko rękę by zerwać dla niej bukiet kwiatów. Lepiej jednak tego nie robić. Niech i inni się cieszą przyrodą – chociażby pary z dziećmi pokazujące swym pociechom kołyszącego się bąka na białych płatkach kwiecia pokrzywy zaplątanej wśród żółtych dzwonków.
Ukochaną czy ukochanego "Pod Bażantami" można zdobyć wiosennym barszczykiem z małosolnym ogórkiem pachnącym koprem, polędwiczkami na grzance rozpływającymi się w ustach, idealnie skruszonym pieczonym jagnięciem z delikatną, młodą kapustką i ziemniaczkami, lokalną specjalnością - pasztetem z dzika, zarumienioną na złoto kaczką z domową brusznicą i już na pewno świeżo zebranymi poziomkami i sernikiem z truskawkami polanym śmietaną z mleka "prosto od krowy".
Siedząc przy stoliku nakrytym obrusem w niebieskie kwiaty mogłabym przysiąc, że na podobnym, z plastikowej, grubej ceraty moja mama ustawiała kiedyś kamienne beczułki z ogórkami z dużą ilością kopru, słoiki ze świeżo zagotowanymi wiśniami i butelki z moim ulubionym sokiem malinowym. Czekając na kartę dań czuję się zrelaksowana, jakbym nagle miała o 30 lat mniej i przyjechała właśnie na niedzielny obiad do rodziny na wieś.
Wiosenny barszczyk
- Niedawno jadłam najlepszy tatar w moim życiu, w Warszawie, jaki jest wasz?
- Jeszcze lepszy! - Kelner bez chwili wahania odpowiada z pewnością kogoś, kto jest nie tylko przekonany o swojej racji, ale i pracuje w restauracji, która przez dziesiątki ostatnich lata zebrała wystarczającą liczbę pochwał, by nie bać się żadnych konkurentów.
Nie namyślam się długo, zamawiam. Trzeba mieć duże zaufanie do miejsca, w którym się jada, by bez obawy delektować się świeżym mięsem. Moja ufność poprzedzona jest nie tylko postawą kelnera, rekomendacjami warszawskimi, ale również miejscowymi. Moja przyjaciółka, Barbara od lat przychodzi tu z mężem i bardzo sobie ceni tę restaurację.
Na talerzu, w towarzystwie cebulki i kwaszonego ogórka, piętrzy się posiekana polędwica z jajecznym okiem w samym środku. Wszystkie składniki mieszam ze sobą, z karafki na stole dodaję ociupinkę oliwki, wkładam pierwszy kęs do ust i…Nie mam wątpliwości. Danie, może nie tak wyrafinowane jak "U kucharzy" godne jest stawania z nim w zawody.
Pstrąga, z dodatkiem świeżo startego chrzanu, wypieczono dokładnie tyle, ile trzeba: nie za dużo, by ości ryby mocno przywierały do jej spieczonej części utrudniając obieranie i nie za mało. Jego smak jest wyborny i polega chyba na świeżości, bo nie ma tu jakiś specjalnych sosów, przypraw czy czegokolwiek wyjątkowego. Buraczki na ciepło: delikatne i nie za gęste. Kompot z rabarbaru podany w staromodnych kompotierkach z grubego szkła orzeźwia i nie odbiega wiele od wyobrażenia kompotu, jakie od dzieciństwa noszę ze sobą. Kończąc obiad, za który nie płacę majątku, jest mi żal, że nie dane mi było napić się sławnej "miętóweczki" z właścicielem restauracji, 88 letnim panem, który zwykle wita swych gości osobiście i dba o nich jakby byli częścią jego rodziny.
Po prostu pstrąg, ale jaki smaczny!
Smaki w restauracji "Pod Bażantami" zawekowano z czasu przeszłego. Nie ma tu śmiałych eksperymentów kulinarnych, dań kuszących egzotyką wielkiego świata, ani super-dorodnych warzyw i owoców o idealnym kształcie i barwie, ale bez zapachu i intensywności smaku. Tutaj znajdziecie miejsce, w którym można zjeść tradycyjny, małopolski posiłek i "pokosztować lasu". W czasach nieustających zmian, pogoni za nowinkami dobrze jest wiedzieć, że nadal są miejsca, w których ktoś przygotowuje nasze ulubione danie i że będzie nam ono smakowało w tym roku nie mniej niż w poprzednim.
Informacje praktyczne:
Adres: Prądnik Korzkiewski 34a k.Krakowa (Dojazd drogą w kierunku Ojcowa. Za przystankiem PKS w Szycach skręcić w prawo 900m)
Tel: (012) 41-91-167
W okresie 1IV-31X codziennie od 11: 00 do 21:00
W weekendy zdarzają się występy ludowe. W regionalnych strojach tańczą i śpiewają trzy generacje zapalonych miłośników folkloru. Może być wtedy tłoczno.
Tradycyjna kuchnia polska oparta na lokalnych produktach
Szczególnie polecane: Dziczyzna, pstrąg, owoce sezonowe - w tym leśne, grzyby, domowy sernik
To tak niedaleko. Wybierzemy się na pewno! Pozdrawiam.
ReplyDelete