Z całych sił pcham żelazną bramę prowadzącą do ogrodu wróżbity w warszawskiej dzielnicy Radość, a ona ani drgnie.
- Silniej! – krzyczy z ganku drewnianego domu przystojny, brodaty pan w średnim wieku. Znów próbuję. Bez rezultatu.
Czyżby to drugi Edison – myślę – podłączający furtkę do pompy tłoczącej wodę i wymagający od gości 20 litrowego jej wydobycia przy każdorazowym otwieraniu bramy? A może to symboliczna wróżba na początek mojej tarotowej inicjacji?
- Trzeba było mocniej – instruuje mnie znany, warszawski tarocista, etnograf i antropolog kultury, w jednej osobie, pan Jan Witold Suliga, wpuszczając do ogrodu zdecydowanym szarpnięciem furtki.
- Proszę wejść - wróżbita obrzuca mnie spojrzeniem - chyba przenikliwym, bo inne, w jego akurat przypadku, byłoby lekko nieprofesjonalne, niegodne odkrywcy ezoterycznych światów, znawcy mandali – reintegracji ciała, duszy i ducha - człowieka, "który odkrył sekretny kod tarota marsylskiego".
W pokoju, w którym siedzimy, z piękną drewnianą podłogą i widokiem na majowy ogródek, nawet gdybym za chwilę nie miała dowiedzieć się sekretów swojej przyszłości i tak byłoby mi ciekawie: rzeźby, statuetki, oryginalna ceramika, maski z całego świata, napisy w egzotycznych językach, fotografie, przedmioty kultu różnych religii, rysunki, książki głównie o symbolach, tematyce mitycznej, religiach, kabale oraz strzegące wszystkiego anioły, różnej wielkości, koloru i formy - budzące zainteresowanie rękoma, które je zbierały. A te właśnie tasują powoli karty.
- 200 zł. poproszę – rozpoczyna seans tarocista i na pytanie czy mogę go nagrywać, zdecydowanym głosem nie zgadza się proponując jednak w zamian kartkę papieru i długopis.
Przez pomyłkę, mającą jednak znaczenie, wybieram dwie, zamiast jednej karty i zaczyna się odkrywanie mojej przyszłości. Padają pytania o zawodowe projekty, pieniądze, rodzinę, miłość. Podpatrujemy się wzajemnie - ja, by o nim napisać, On – by odczytać mnie z kart. Staram się podpowiedzieć kartom kierunek naszej rozmowy, a mimo to tarot wzbrania się pokazać obecność dwójki moich dzieci, za to bez najmniejszej żenady wyjawia ewentualny romans mojego męża i to niewykluczone, że nawet z mężczyzną…
- Ja homoseksualistą? Mam romans?!!! – mój mąż, zapytany o zdradę oburzony wzbrania się przyznać. Nie chce potwierdzić wiarygodności tarota i w ostrych słowach opowiada się po stronie niewierzących sceptyków.
- Ależ wy jesteście naiwne, kobiety!!! – kręci z dezaprobatą głową na zakończenie rozmowy. Niestety, akurat to twierdzenie nie może być dla mnie w 100% przekonywujące, bo skoro ma rację i faktycznie "naiwne", to w stosunku do kogo? Wróżbity czy własnego męża?
Zaginione w tali kart dzieci pojawiają się w chwili mojego przyznania się do nich. Akurat, jeśli chodzi o nie i o mnie, nie mam wątpliwości. Nie posądzam o grzech cudzołóstwa moją sąsiadkę, czarnooką piękność z Maroka, na pewno wartą grzechu niejednego mężczyzny (choć, jeśli już, to wolę jednak męża innej pani).
Córeczka – wyszła wróżbicie śliczna, mądra i zdolna. Nie wiem czy wolałabym to stwierdzenie, jako konsekwencję układu kart czy może zdolności do obserwacji pana siedzącego naprzeciw mnie, faktem jednak jest, że obojętnie jak było, akurat ta część wróżby mile łaskocze moją próżność.
Syn – według tarota (czyżbym na tym spotkaniu wydała się aż tak asertywna i pewna siebie?) - jest mniej wyraźny, niezdecydowany, podporządkowany płci przeciwnej i przygnieciony osobowością kobiet z nim związanych, co raczej nie do końca się zgadza, mimo, że Mashi specjalnie dla swej ostatniej miłości, zawsze przed jej odwiedzinami u nas, odkurza, zmienia pościel i nawet myje podłogę – niestety, tylko w swoim pokoju, do którego zaprasza Eden na romantyczne weekendy we dwoje, nie licząc "wypadu" do rodzinnego stołu i na nic nie zdaje się moja argumentacja: "synku, czy zdajesz sobie sprawę z tego, że aby wejść do Twojego pokoju, Eden musi najpierw przejść przez korytarz, a potem przez duży pokój, będąc zaś spragnioną czy głodną, wejść do kuchni, a potem może nawet odwiedzić nasze toalety? Poza tym, wyobraź sobie, że Twoja dziewczyna chcąc powiedzieć: "dzień dobry" twojej siostrze, wchodzi do jej pokoju, a potem może nawet zagląda do mojego…więc, niewątpliwie korzystniej dla waszego związku byłoby gdybyś nie ograniczał się do sprzątania swojego pokoju, ale od razu sprzątnął całe mieszkanie. Przecież stać Cię na fantazję i rozmach?!"
Do interesów absolutnie się nie nadaję. Pieniędzy w kartach też nie mam, ani wielkich sukcesów czy ekscytujących przygód. Mam za to sporo przeszkód i kłód pod nogami (no cóż, któż ich nie ma?) Do końca życia będę z tym samym mężem, jestem nadwrażliwa i to utrudnia mi życie (święta prawda!), jeśli będę ciężko pracować, dokładnie ustalając i wykonując plan, tudzież upłynie sporo czasu, to otrzymam szansę na powodzenie; muszę stać się prawdziwą partnerką dla mojego męża (hmm, to raczej ja jestem dominująca w tym związku i inicjująca zmiany oraz przekonywująca do decyzji) a moja zawodowa przyszłość nadal jest niedopracowana (chyba dokładnie tak jak ja sama).
Na kartce z seansu, która w moich wyobrażeniach zapełnić się miała określeniami typu: wielka wygrana pieniężna, niesamowite szczęście, dom z dużym ogrodem, obiecująca kariera, pozytywne zmiany, ciekawi ludzie, fascynujące życie - napisałam zaledwie kilka słów, które wydawały mi się warte zapamiętania: "konieczne kontrargumenty dla przeciwników, możliwe, że jest szansa na zmianę, jaka może się nie powtórzyć, powrót do punktu wyjściowego, ja i mój mąż - spółka wieczysta"...
Pierwsze spotkanie z tarotem rozczarowało mnie. Nie miało w sobie rewelacji, ani klarowności, nie przekonało mnie do czerpania pomocy z wiedzy astrologów, wróżbitów i jasnowidzów. Możliwe, że faktycznie, tego dnia karty nie chciały powiedzieć mi zbyt wiele, a może mówiły, tylko ja ich nie słuchałam?
Jednak sama osoba tarocisty – zaintrygowała mnie pozytywnie. Szczególnie swoją aurą - zadowolonego z życia mężczyzny, opanowanego, pewnie stąpającego zarówno po ziemi jak i po świecie ducha, świetnego buissnesmana z doskonałym PR, zrelaksowanego, pogodnego i łagodnego, dobrego obserwatora o wysokim poziomie inteligencji emocjonalno-społecznej i intuicji.
Najchętniej, zamiast seansu tarota, w ramach terapii, posiedziałabym wraz z wróżbitą w jego ogrodzie na trawie, od czasu do czasu przeciągając się leniwie i rozprostowując podwinięte pod siebie nogi, potem zwinęłabym się w kłębek leżąc na kocu pod drzewem i słuchała opowieści o ludziach i zdarzeniach, miejscach i emocjach, śmiała się z anegdot i sama też opowiadała. Może nawet wypiłabym kieliszek wina, albo i dwa, coś przekąsiła, pogłaskała psa. Nikt by się nigdzie nie spieszył, a godzinny przechodziłyby jedna za drugą zupełnie niezauważalnie i za darmo. W takie majowe południe, zrelaksowana i beztroska na pewno szczegółowo wymyśliłabym optymalną wersję swojej przyszłości i nawet w nią uwierzyła. Zapamiętałabym ją w kartach tarota – tak jak zapamiętuje się teksty i obrazy w komputerowych programach - a potem poprosiłaby ponownie o powróżenie. Odkryłabym wtedy swój magiczny czas przyszły, o formie złożonej, zależnej (tylko ode mnie), właściwej i dokonanej.
Jan Witold Suliga:
Byłam raz u wróżki, jak mi zaczęła o mnie opowiadać, to stwierdziłam, że pewnych rzeczy lepiej o sobie nie wiedzieć:)A co do sprzątania domu...jakbym moją mamę słyszała: " A ty se myślisz, że jak poupychosz wszystko do szofki, jeszcze na hura góra, to jak sie to szofke otoworzy, to wam na łby to nie powylatuje":) To chyba wszyscy młodzi ludzie tak mają:)
ReplyDeleteDzien Dobry , przyznam ze czekalem na tego posta , w koncu czytajac Twoje posty , ksiazke , z nich wylania sie Twoja osobowosc , bylem ciekaw co wyniknie ze spotkania tarocisty , ktory podejmuje sie przekazac wiedze wyczytana z kart osobie, ktora pierwszy raz spotyka , a Toba ,ktora jest spostrzegawcza , analityczna, relacjonuje rzeczywistosc nam czytelnikom .Zgodnie z przewidywaniami skonczylo sie chyba w Twoim przypadku na zainwestowaniu honorarium za wykonana prace - uczciwe, w koncu to Ty chcialas poznac przyszlosc -odnosze wrazenie , ze w polowie seansu skupilas sie juz tylko na zapamietaniu chwili i okolicznosci by napisac relacje z " kolejnej chwili " swojego zycia , opartej na radosci przebywania w Polsce , cieszac sie z powrotu do rodziny znajac przyszlosc bo nasze dzieci sa przewidywalne dla nas , poprzez fakt pamietania wlasnych zachowan w podobnym okresie wlasnego zycia trzeba tylko umiec siegnac pamiecia wstecz.Ciesze sie , ze sam bedac na zakrecie swego zycia zawodowego , moge skorzystac poprzez blog z Twoich doswiadczen -nie skorzystam z uslug wrozki,a mialem taka skrywana w mojej ateistycznej glowie mysl , ktora pojawila sie w chwili gdy "życie i okolicznosci " zaczely robic mi problemy , wracam na "kurs " trzeba walczyc samemu o swoja przyszlosc .Pozdrawiam Vojto .
ReplyDeleteOczywiście, że honorarium jest uczciwe. Dlaczego ktoś za swój czas, zdolności i wiedzę nie miałby otrzymać zapłaty?
ReplyDeleteSory, Elu ! Ale jaką to cenną wiedzą wykazal sie ten czlowiek ? Że jestes osobą bardzo wrazliwą ? Przeciez to jest oczywiste ! Tak samo jak to, że masz śliczną, wspaniałą córeczkę. Że twój mąż może mieć romans ? Że twój syn jest niezdecydowany i łatwo ulega dominacji kobiet. Przecież ta ocena osobowosci syna wydaje ci się nietrafna.I to wszystko za 200 złotych ! Przecież nawet profesor medycyny nie bierze tyle za konsultację, a ma rzeczywistą i cenną wiedzę, ciężko zdobytą.Przyznaj, że to był koszt zaspokojenia twojej ciekawości, a tak naprawdę nie było w tym żadnej istotnej wiedzy. Facet umie sprzedawać swój wizerunek, robiąc wrażenie swoim wyglądem i atmosferą otoczenia. Serdecznie pozdrawiam i czekam na dalsze twoje posty.
ReplyDeleteWitam!Jak się ma wolne od pracy to ma się dużo wątpliwości i szuka się odpowiedzi o przyszłośc.Napisz co śniło Ci się a ja odpowiem Ci co to oznacza.A tak poważnie to królem ezoteryki jest władca podziemi a tarot jest jego nr 1.Rozglądnij się dookoła siebie;zobacz jaki ładny jest świat i napisz tak pięknie jak umiesz,a umiesz.
ReplyDeleteTylko upewniłam się w swoich przekonaniach, żeby od tego typu "specjalistów" trzymać się z daleka :)Facet jest sprytny, bo musi takim być. Jego wygląd, zachowanie, otoczenie musi zaś robić wrażenie, bo tylko na tym opiera się jego "profesja".
ReplyDeleteZ przyjemnością - jak wszystko o czym piszesz przeczytałam ten wpis Elu, Z ciekawością tym bardziej że poznałam kiedyś Jana Witolda Suligę, no i znam Tarota. :) Moją pasją jest numerologia - byłaś na mojej stronie Elu, ale nie ezoteryczna, co to powie o karmicznych związkach (?) czy czymś tam podobnym, ale numerologia oparta o matematykę z której wynika wiedza dlaczego siebie nie lubię, czemu z samym sobą jest mi źle.. Numerologia jak i Tarot to narzędzia, które powinny odpowiadać tylko na jedno pytanie - o samopoznanie, zgodne z napisem nad wyrocznią w Delfach: "Człowieku poznaj sam siebie."Przychodząc do numerologa lub tarocisty człowiek jednak nie szuka odpowiedzi dlaczego znajduje się na rozdrożu, nie chce poznać siebie, nie chce wiedzieć co powoduje że fala powraca. Czego chce się dowiedzieć? Stawiałam kiedyś bardzo dawno temu Tarota, jednak rozczarowana iż ludzi nie interesowała wiedza o nich samych, tylko gdzie ją lub jego spotka, kiedy wyjdzie za mąż i ile będzie mieć dzieci, przestałam stawiać pomimo "sukcesów" typu - wyjścia za mąż, czy spotkania jej czy jego. Poznałam kiedyś Jana Witolda Suligę, poprzez naszą wspólną znajomą Krystynę Kwiatkowską, poetkę i pisarkę a może przede wszystkim malarkę? Jednak swojego zdania na temat Tarota nie odważyłam się powiedzieć. :)Krysia odeszła w 2005 roku, ale jej wiersze i proza a przede wszystkim obrazy na jej stronie dalej cieszą oczy i serca.ttp://www.kwiatkowska.gryzzly.com/index.php?wyswietl=osobiePozdrawiam ciepło Elu wiosennie i moim zdaniem szukasz odpowiedzi na pytania o siebie samą i według mnie odpowiedzi te znajdujesz w uważności w codziennym życiu.
ReplyDeleteDo tego typu rzeczy trzeba podchodzić z dystansem. Taki wróżbita potrafi powiedzieć o takich rzeczach, o których w rzeczywistości człowiek wie i jest ich świadomy, ale na co dzień o tych rzeczach nie myśli. A jego "specyficzne" otoczenie buduje nastrój... No cóż, tak zarabia on na życie.Pozdrawiam : )
ReplyDeleteNiekoniecznie prawde ci powie, raczej wmawia ci rozne rzeczy, wplywa na podswiadomosc, manipuluje. I kasuje. Uwazam, ze 200 zl to wygorowana cena, nijak majaca sie do umiejetnosci tego typu "specjalisty". Hokus pokus i niepotrzebne zawracanie sobie glowy.Czekam na posty z Izraela :-)pzdrJoanna
ReplyDeleteTez kiedys bylam u wrozki. Wrozyla mi z kart i fusow od kawy. Wyszly podobne bzdury a z tego co mialo sie wydarzyc w przyszlosci nic sie nie sprawdzilo. Ale nie uwazam tego seansu za zmarnowany, raz na zawsze wyleczylam sie z wszelkiej ezoteryki :)A swoja droga to cienki bolek z tego Suligi. W internecie znalazl by wiecej informacji na twoj temat, mogl sie przygotowac, przynajmniej nie wyszedlby na glupka.
ReplyDelete....ciekawe, ze jak hydraulik puknie "żabka" i bierze za to 2 stowki to nie wywoluje to wielkiego zgorszenia ;))))Kiedys hydraulik zapytany ile bedzie kosztowalo cos tam, potem zapytany dlaczego to tyle kosztuje, na moje zdziwienie ze AZ tyle, i ze lekarz za wizyte bierze 4razy mniej .... bez chwili zastanowienia odpowiedzial: "niech sie przeksztalci i zostanie hydraulikiem :)"To bylo naprawde dobre :)))))
ReplyDeleteczy wróżby są człowiekowi do życia... potrzebne? :)
ReplyDeletepiękny tekst. Zachęcił mnie do kupna księżki :)pozdrawiam serdecznie
ReplyDeleteNiektórym - bardzo. Znam takich, którzy planują swoje życie według przepowiedni wróżbitów i obliczeń astrologów. Sa też tacy, dla których wróżbz z kart jest tylko rodzajem zabawy i przyjemnego spodobu spędzania czasu.
ReplyDeleteDziękuję za ciekawy tekst. Dla porządku dodam tylko, że Radość została przyłączona do Warszawy kilka lat po II w. św., w 1951 roku, więc już od dłuższego czasu nie jest miejscowością podwarszawską :)
ReplyDeleteGdyby było faktycznie tak jak piszesz, że wrózbita "manipuluje" klientem" i "wpływa na jego podswiadomość" świadczyłoby to tylko o jego wyjatkowych zdolnościach, których mógłby mu pozazdrościc niejeden zawodowy terapeuta.Nikt nikogo nie zmusza do płacenia za tego typu usługi. Można mieć powróżone z kart również za 50zł. Akurat p. Suliga ma wiedzę na temat symboliki tarota, a godzinna rozmowa z nim na tematy dla mnie ważne była interesująca i przypominała nawet trochę wizytę u psychologa. Czy jednak warta 200zł? Ja bym się drugi raz na nią za pieniądze nie skusiła, ale nie żałuję, że miałam tego typu doświadczenie.
ReplyDeleteTak napisała jedna z czytelniczek książki MIŁOŚĆ MĘŻCZYZNY :I pomyśleć że prawie z dnia na dzień z zakompleksionej osoby, można stać się otwartą, atrakcyjną w oczach mężczyzn, koleżanki z pracy też inaczej mnie postrzegają , wystarczy tylko odpowiednio popracować nad sobą i widać efekty. To wasza zasługa, a raczej waszej książki MIŁOŚĆ MĘŻCZYZNY.
ReplyDeleteTeoretycznie ma Pani rację. Praktycznie wydawało mi się, że jest inaczej. Pewność straciłam jadąc do Radości z centrum Warszawy przez ok.godzinę i to nie w "godzinach szczytu".Na pewno jest tam przepięknie. Zresztą już o tym pisałam: nie chciało mi się wyjeżdżać z Radości...Aby nikogo z Warszawy-Radość nie obrażać brakiem przynależności do stolicy - zmienię to sformuowanie w tekście. Dziękuję.
ReplyDeleteSwoją drogą to dość osobliwe, jak dalece w dzisiejszych czasach - wręcz przepełnionych duchem ateizmu (mam tu rzecz jasna na myśli cywilizację "śródziemnomorską") rozkwita cała plejada różnego rodzaju magii, zabobonów, wróżbiarstw... słowem wszystkiego tego, co w zamyśle bądź skutkach ma ZASTĘPOWAĆ duchowość wynikającą z wyznawanej religii.Współcześni ateiści lubią się nawet określać mianem "racjonalistów" - jednak określenie to jest rodem z komunistycznej "nowomowy" i w języku "normalnym" powinno być zastępowane słowem "irracjonalizm".Oczywiście MOŻNA podchodzić do owych spraw z rozsądnym dystansem, traktując je podobnie do greckich mitów, czy apokryfów o żywotach świętych, sęk jednak w tym, że sami zainteresowani ani myślą tak właśnie czynić, np. źródeł sukcesów na maturze upatrując w kolorze podwiązki.Ale jest coś jeszcze, co zdecydowanie utrudnia postrzeganie tej fascynacji na kształt upajania się fabułą filmów spod znaku "Harlequine". To... KULT JEDNOSTKI, jaki nieuchronnie, prędzej czy później pojawia się w owym kręgu. "Jednostką" tą może być parareligijny "guru", "zwyczajny" psychoanalityk, znany powszechnie i totalnie lansowany celebryta, "lekarz" medycyny niekonwencjonalnej (d. znachor), wróżbita, jasnowidz, czy wręcz obsceniczny prześmiewca, publicznie plugawiący powszechnie uznawane wartości (co w oczach jakże wielu uchodzi współcześnie za "szczyt bohaterstwa"). I cały sęk w tym, że niemal nikt nie postrzega tego w kategoriach ODRZUCANIA FILOZOFICZNYCH KONCEPCJI STWORZONYCH WSPÓLNYM WYSIŁKIEM WIELU I PRZYJMOWANIA POGLĄDÓW JEDNOSTKI (ewentualnie garstki jednostek). Dziś modne jest postrzeganie owych decyzji w kategoriach "walki z absolutem" - którego przecież zarazem według owych "racjonalistów"... NIE MA! Czy nie jest to zatem "młócenie rękami powietrza"?Chyba wyjątkowo celnie jedna z postaci życia publicznego w Polsce twierdzi, że powinno się mówić raczej o ANTYteiźmie (jako że ateiście "nieistniejący" absolut powinien raczej "zwisać i powiewać").Naprawdę racjonalnie myślący powinni dostrzegać fakt, że CAŁKOWICIE ODRZUCAJĄC: istnienie Boga, słuszność dogmatów, wszelkie prawa zakazów i nakazów, zostajemy przecież ciągle sam na sam z koncepcją filozoficzną wypracowywaną przez wiele stuleci przez najtęższe umysły ludzkości. Koncepcją, której dalekosiężnym, często nawet nie do końca postrzeganym przez samych twórców, celem jest KONSTRUKTYWNE współistnienie na planecie Ziemia miliardów osobników gatunku Homo Sapiens. Stawianie "na przeciwnej szali": talii Tarota, wahadełek, szklanych kul, czerwonych podwiązek i całej plejady innych POPKULTUROWYCH GADŻETÓW jest ...
ReplyDeletePrócz przystanku "Radość" jest też na linii otwockiej przystanek "Świder" - i, jak każe wierzyć anegdota, pewnej niedzieli przepełnionym pociągiem elektrycznym podróżowali, wśród tłumu innych ludzi, pan i pani. Pani lubiła słowny kontakt z bliźnimi, do tego była osobą raczej egzaltowaną - więc z pełną egzaltacją w głosie oznajmiła wszem i wobec:- Ach, żebyście Państwo wiedzieli, z jaką radością jadę właśnie do Świdra!Potem następowały kolejne informacje radość ową uzasadniające, po których ponownie pojawiało się to oświadczenie o "radości płynącej z jazdy do Świdra". Pan, w przeciwieństwie do pani, był raczej małomówny i zamknięty w sobie - ale w końcu nie mógł już dłużej wytrzymać:- A, żeby pani wiedziała, z jakim świdrem ja jadę do Radości!
ReplyDeleteHehehe moj kumpel też kiedyś poszedl do wróżki (szkola srednia). Babsko mu wywróżyło piekna żone i duzo pieniedzy. Potem chodzil dumny jak paw az o tym w koncu zapomnial :D
ReplyDeleteAle wy jesteście tak naprawdę nieszcześliwi w życiu. Poszukujecie szczęścia u wróżbitów. Ten tarocista występował w programie TV razem z ksiedzem egzorcystą, oczywiscie po przeciwnej stonie. Krytykował wszystko co ksiądz powiedział. A Kościół jasno określa, że wróżbiarstwo nie pochodzi od dobra, ale od złego ducha. Idąc do wróżbity naruszasz 1 przykazanie. I zanim skrytykujecie to spróbujcie przynajmniej nawiedzić kosciół klęknąć przed ołtarzem i chwilę pomedytować z Chrystusem, zawierzyc mu swoje problemy. Gwarantuje, że żadna wróżka nie będzie wam potrzebna.
ReplyDeleteWitaj, Moje wrażenie po przeczytaniu Twojego postu jest takie, że masz cieżki styl pisania, zbyt wielokrotnie zdania złożone przyćmiewają swobodę odbioru, a szkoda. Przeczytałam Twoją historię dlatego, iż temat był ciekawy, jednakże forma i w/w styl bardzo zmęczyły mnie :(. W kwestii zaś tematycznej: nihil novi sub sole, kwestia wróżb i wróżbitów chyba zawsze będzie kontrowersyjna. Jednakże ilu zainteresowanych tyle zdań. Ja też kiedyś skorzystałam z wróżb 2-ch różnych osób. Jedna okazała sie być profesjonalistką w swoim fachu, druga zaś oszutką i złodziejką. Do profesjonalistki kiedyś pewnie wrócę :), zaś dzięki doświadczeniu z oszustką wiem jak działa taka "mafia" i już wiem jak nie dać się oszukać. Konkluzja: jeśli chcesz iść do wróżki, nie szczędź czasu na poszukiwaniu odpowiedniej osoby, nie warto ryzykować. Wiem, że nie jest to łatwe, ale w Krakowie mieszka szanowana wróżka,z którą seans był dla mnie prawdziwym przeżyciem i przygodą :). Faktem jest, iż byłam u niej zalediwe jeden raz, ale nie żałuję i jeśli kiedyś poczuję potrzebę pojawię się u niej ponownie. I na koniec warto pamiętać, by mieć zdrowe podejście do spraw wróźb. Ale to już temat na raz następny. Pozdrawiam,Anielka
ReplyDeletenastawienie, to samospełniająca się przepowiedniaczy wróżbita... lepsza w tym jest... kobita? :)))
ReplyDeleteSuliga??? Kilkanaście lat temu pisałem o nim reportaż, nie sądziłem, że jeszcze bałamuci :)))
ReplyDeleteAnielku - czy Ty czytasz ten sam blog??? "Ciężki styl pisania", "zbyt wielokrotnie zdania złożone", - co za bzdury! Przecież to jest jeden z najlepszych blogów w sieci, pisany z werwą, dowcipem i lekkością rzadko spotykaną. Obrażasz nam nasza Ele i my na to nie pozwalamy!!!Elu - nie bierz do serca tego niemądrego i niesłusznego komentarza. Ta Anielka ma złe intencje i zły smak.
ReplyDeleteNigdy nie bylam u wrozki, bo ten jeden co mnie siostra wyciagnela to sie nie liczy, bo karty nie zostaly postawione.Jeden raz w zyciu karty postawila mi mama, nie byl to tarot, byly to jakies obrazkowe karty przywiezione z niemiec na poczatku lat 80-dziesatych. Moja mama miala reke do wrozenia i tlumaczenia snow, ale niestety od wielu lat juz tego nie robi, a to co wtedy mi powiedziala wszystko sie sprawdzilo, chociaz jeszcze nie do konca. To tak w ramach wstepu, ale chcialam opowiedziec tutaj o jednym facecie ktory mieszkal w moim rodzinnym miescie, to wlasnie ten do ktorego wyciagnela mnie siostra, a karty nie zostaly wtedy postawione bo pan poprostu nie byl w stanie, byl alkocholikiem i niedlugo potem zmarl.Byla to postac o ktorej juz za zycia krazyly legendy. Pierwsze opowiadala mi o nim babcia, ze byl uczniem jakiegos mistrza czarnej magi i podobno otrzymal od niego ksiazki traktujace o czarnej i bialej magi. Nie wiem ile w tym prawdy, ale byc moze i tak bylo.Facet byl niesamowity potrafil przewidziec nr totolotka i to jest fakt, bo wygral kilka razy i dostal zakaz gry od totalizatora. Tu male wyjasnienie: kiedys los byl imienny, ja jeszcze je pamietam, byly z zilonym nadrukiem i byly tylko trzy pola na zaklady. Za wygrana wybudwal dom, a reszte przechulal, a dom sie spalil. Poza tym wrozyl z tarota, ale niektorym osobom nawet kart nie rozkladal tylko patrzyl w oczy i potrafil wszystko o czlowieku powiedziec. A oczy mial naprawde niesamowite jak na mnie popatrzyl to poczulam sie jakby mnie przeswietlal na wskros.Siostra byla u niego kilka razy i kiedys pytala o tego totolotka odpowiedzial jej ze, on to potrafi, ale jest to bardzo trudne i wymaga wiele energi i ze juz tego nie robi.
ReplyDeleteWitam, dwa lata temu rowniez bylam u wrozbity. Niewiele sie sprawdzilo. To znaczy, rzeczy ktore mialy byc niepowodzeniami udaly sie wszystkie pomyslnie. Byc moze potencjalne porazki staly sie sukcesami poniewaz wiedzac ze moze byc z nimi krucho staranniej i wytrwalej nad nimi pracowalam?:) pozdrawiam
ReplyDeleteWitamI co było dalej? czy coś się wogóle sprawdziło? :-)
ReplyDeleteUśmiałam się. Jest Pani bardzo grzeczna, bardziej niż ten pan...przenikliwy...Pozdrawiam i dziękuje bo wpisy czyta się świetnie!
ReplyDeleteAkurat dziwnym trafem prawie wszystko co ten pan powiedzial...sprawdzilo sie, lacznie z slubem mego syna:)))
ReplyDeleteTak właśnie słyszałem... że jednak sprawdziło się :-)
ReplyDelete