Moje wyrażenia o Brazylii zdominowane były dramatycznymi epizodami z miejskiego życia rodziny mojego męża osiadłej od 4 pokoleń w Rio de Janeiro typu: otwarte przez pomyłkę okno - postój na światłach - nóż przystawiony do szyi kierowcy, oraz realistycznymi scenami z filmów: "Miasto Boga" – Fernanda Meirellesa i Katii Laund oraz "Ostatni przystanek" – Bruno Barreto, opartymi na autentycznych historiach odsłaniających fragmenty brutalnej rzeczywistości życia w brazylijskich slumsach – tzw. fawelach rządzonych przez handlarzy broni i narkotyków. Siła ekspresji filmów i ich realizm był tak przejmujący i zapadający w pamięć, że przez lata potrafił przyćmić wszystkie inne skojarzenia związane z widokami morza, białych plaż, wzgórz gęsto obrośniętych atlantyckim lasem czy nawet sławnego, brazylijskiego karnawału.
"Głowa Cukru"
Informacje wyszperane w Internecie o wskaźniku przestępczości – 33 razy wyższym niż w Londynie, doniesienia o masowych starciach specjalnych oddziałów policji do walki z przestępczością uliczną ("Policia Militar") oraz Policji do Specjalnych Obszarów z oddziałami fawelowych baronów narkotykowych, liczne zabójstwa - w tym dzieci i przypadkowych przechodniów - dodatkowo wzbudziły moją nieufność i obawy.
Tuż przed wylotem do Rio de Janeiro zdjęłam z palca złotą obrączkę, a do kieszeni włożyłam 50$ "wykupnego". W razie nagłego napadu rabunkowego suma ta, choć niewysoka, podobno była wystarczającą, by nie rozłościć napastnika i nie dać się zastrzelić czy zasztyletować. Lecąc do Brazylii bałam się.
W chwilę po tym, kiedy poinformowano podróżnych, że samolot zbliża się do lądowania pod nami pojawiła się zwarta zbudowa miasta. Samolot leciał… i leciał… a domy nie zostawiały poza oceanem wolnego miejsca na lądowanie. Przyzwyczaiłam się, że zwykle dolatując do metropolii po drodze najpierw widzi się wioski, miasteczka przetykane lasami, pola a dopiero potem luźno zabudowane przedmieścia przechodzące w zwarte miasto z lotniskiem na dużej przestrzeni. Rio rozpoczęło się nagle i nie kończyło się.
- Tutaj możesz czuć się zupełnie bezpieczna – zapewniła mnie czekająca na lotnisku krewna – o ile wiesz gdzie się nie chodzi. Poza tym nie ma się, czego obawiać. Na każdym kroku jest policja.
Faktycznie. Jej obecności nie można było przegapić, co już samo w sobie było frustrujące. Na wszystkich wyjątkowo ruchliwych jedniach Rio żółty deseń szpaleru taksówek przetykany był regularnie przez odznaczający się od nich biało-niebieski wzór utworzony z wozów policyjnych. Patrole dobrze uzbrojonych policjantów widać było przy każdym hotelu w mieście, obiekcie turystycznym, tuż przy restauracjach, plażach, supermarketach, bankach, na ulicach. Dwa policyjne samochody częściowo tarasowały nawet wejście do katedry Świętego Sebastiana i miały swoje stanowiska na skrzyżowaniach dróg oraz ruchliwych przejściach dla pieszych i w parkach. Policja nie pokazywała się tylko w 600 fawelach – byłych osiedlach wyzwolonych, pod koniec XIX wieku, niewolników - zamieszkałych obecnie przez biedotę.
Fawela
Z odległości autostrady, osiedla nędzy położone prawie na każdym wzgórzu, wciskające się w doliny, górujące nad bogatymi dzielnicami miasta wyglądały malowniczo i spokojnie. W zapadającym zmroku, ledwo oświetlone pojedynczymi światłami domów, chaotycznie zrośnięte ze sobą, nakładające się warstwowo jedno na drugim małe domostwa z niewielkimi otworami okiennymi przypominały mi średniowieczne miasteczka i obraz Pietera Bruegla "Wieża Babel". W oczy rzucała się plątanina prowizorycznych balkoników na różnych poziomach i ciemnych dachów z pojemnikami na wodę oraz dziesiątki sznurów z praniem trzepoczącym na wietrze jak żagle okrętów.
Kiedy tydzień później szłam pomiędzy kłębowiskiem domów bez numerów zbudowanych z odpadków: desek, betonu, blachy, kartonów, dykty, bez kanalizacji, bieżącej wody, ale za to częściowo podłączonych do prądu – kradzionego od zamożniejszych sąsiadów z sąsiedniej dzielnicy - i posiadających telewizję – jedyny luksus, na jaki pozwolili sobie niektórzy z biedaków.
Wśród niedokończonych budynków wielkości raczej składzików niż domów mieszkalnych, w powietrzu unosił się zapach zjełczałego tłuszczu. Krzywe, prowizoryczne gruntowe uliczki wydeptane przez ludzi zamieniające się w deszczu w rzekę błota prowadziły w głąb dzielnicy, zaś główna droga - częściowo wybetonowana, służąca mieszkańcom faweli "Babilon" za miejsce spotkań, ściek, śmietnik i dom dla chorych, bezdomnych psów wiodła przez las na jeden z najpiękniejszych punktów widokowych w Rio, naprzeciw legendarnego wierzchołka - "Głowy cukru". Idąc mogłam zorientować się na własne oczy, że domy tutaj były ciasne, ciemne i zatłoczone. Podobno mieszkało w nich ok. 20-30% ludności miasta, a może i więcej. (Fawele zwykle nie są objęte badaniami statystycznymi, a te które są – nie zawsze podają autentyczne liczby. Często nawet samym mieszkańcom dzielnic biedy trudno jest się zorientować do ilości zamieszkujących je ludzi.) Życie tej dzielnicy rozgrywało się głównie na dachach, gdzie było powietrze, światło i doskonały punkt obserwacyjny uniemożliwiający wtargnięcie kogokolwiek bez zgody mieszkańców osiedla i policji, której udało się wejść do "Babilonii" dopiero w ostatnich 2 latach. W innych fawelach policja, wspomagana przez wojsko, wchodzi w obręb slumsów tylko w przypadku "akcji" z bronią w ręku, lekarz czy karetka pogotowia czeka na pacjentów u podnóża góry, na której zbudowana jest fawela i nie naraża się na wejście do środka nawet w przypadku konieczności ratowania ludzkiego życia.
Babilonia
- Magia wielkiego, bogatego miasta codziennie przyciąga biedaków z całej Brazylii - tłumaczył mi przewodnik pochodzący z faweli (bez jego udziału zamiar odwiedzenia faweli jest tylko wyjątkowo niebezpieczny, ale wręcz niemożliwy) - zaś z braku jakiegokolwiek innego wyboru, osiedlają się oni w osiedlach podobnych do tego, w którym się znajdujemy, w nielegalnie budowanych na prędce domach, które często spływają ze wzgórz z pierwszymi, ulewnymi deszczami grzebiąc pod sobą tych, którzy marzyli o zmianie swojego losu. Jedynymi śladami obecności po nich pozostają graffiti – ulubiony rodzaj sztuki biedaków. One to - widniejące prawie na każdym murze w mieście, pałacyku, moście, domach, urzędach, klubach zdają się krzyczeć: "co z tego, że wybudowaliście sobie wygodne, miłe mieszkanka. My zaznaczymy na nich swoją obecność".
Za kratkami
Rio de Janeiro położone na wzgórzach nad zatoką Guanabara, otoczone jednym z największych w świecie lasów urbanistycznych olśniewa widokami Atlantyku z rajskimi wysepkami; białymi, czystymi plażami, na których opalają się skąpo ubrane piękności, kolonialnymi budynkami, niezwykle bujną, tropikalną roślinnością. Luksus przeplata się tu z nędzą a wygodne, spokojne życie, którego nieodłączną częścią jest codzienna dawka sportu, wizyta w jednej z licznych restauracji, rejs jachtem i zabawa w eleganckim barze do białego świtu - z mozolną pracą biedaków zatrudniających się, jako uliczni sprzedawcy drobnostek, handlarze narkotyków, sprzątaczki, czyściciele butów, pracownicy fizyczni do wszystkiego czy handlarze starzyzną.
Podział brazylijskiego społeczeństwa wyraźnie zaznaczony jest przez ogrodzenie. Wysoka siatka, druty, żelazne pręty, mur - często podwójny - wskazują na stopień zamożności. Czym bardziej strzeżone są domy, tym bogatsi ludzie w nich mieszkają.
W zamożnych i średnio bogatych dzielnicach, oprócz ogrodzenia nieodzowny jest też strażnik, który: studiuje kamery filmujące budynek mieszkalny i jego otoczenie, 24 godziny na dobę, parkuje samochody na elektronicznie zabezpieczonym przed włamaniami parkingu i otwiera drzwi - tylko i wyłącznie mieszkańcom danego domu i jego gościom. W Brazylii uczciwie pracujący i zarabiający ludzie siedzą za kratkami i są pilnowani przez policję i strażników, a handlarze narkotyków i broni oraz złodzieje swobodnie poruszają się po mieście. Drzwi samochodów tzw. "uczciwych" obywateli automatycznie zamykają się tuż po zajęciu miejsca przez pasażera blokując się od wewnątrz, a mieszkania mają najlepsze antywłamaniowe zabezpieczenia i kraty w oknach. Domy biedoty, choć nędzne mają za to najpiękniejsze widoki na morze, a ich mieszkańcy nie płacą państwu ani miastu żadnych podatków od piękna ziemi, na jakiej mieszkają.
W dzielnicach biedoty nie wywozi się śmieci, nie buduje się szkół (chyba, ze z datków) ani szpitali i przede wszystkim nie daje szansy na życie bez przemocy, narkotyków i nieustannych, krwawych porachunków międzygangowych.
Widok z Babilonii
Mieszkańcy dobrych dzielnic Rio de Janeiro, szczególnie z tzw. południowego rejonu, do którego zalicza się: m.in. Sao Conrado, Leblon, Ipanema, Arpoador, Copocabana, Leme, Flamengo, Botafogo, Urca, Laranjeiras, Lagoa nie oddalają się poza obręb kokonu bezpieczeństwa swoich drogich, uporządkowanych i w miarę bezpiecznych dzielnic. Często przemieszczają się z miejsca na miejsce z własnym szoferem albo taksówkami, których jest niezliczona ilość w Rio; opłacają służbę zaufanych kucharek i sprzątaczek, zwykle pracujących u tej samej rodziny z pokolenia na pokolenie i wysyłają swoje dzieci do drogich, prywatnych szkół wykupując im kursy języka angielskiego w wakacyjnych szkołach językowych w Anglii czy w U.S.A.
"Cariocas" - urodzeni w Rio - przyzwyczajeni są do aktywnego sposobu spędzania czasu wolnego, zwykle w towarzystwie przyjaciół, na wspólnym bieganiu, pływaniu w morzu, marszach w Narodowym Parku Tijuca okalającym Rio, na rowerach, na siłowniach, klubach tanecznych, spacerach nadmorskimi bulwarami z widokiem na pełne morze, nad malowniczą zatoką Batafogo czy nad jeziorem położonym w środku miasta. Uwielbiają gasić pragnienie wodą z kokosów, sokami owocowymi, a na obiad w szerszym gronie umawiają się w "Churrascaria" – restauracji-grillu, gdzie za jednorazową opłatą korzysta się z jedzenia nieograniczonej ilości najlepszych gatunków mięsa, owoców morza, ryb, wymyślnych sałat, gorących dań, nie stroniąc przy tym od rumu czy wódki zmieszanych z lodem i cytryną.
Lobby domów w dobrych dzielnicach przypomina lobby hoteli. Nawet te bardziej skromne są sporej wielkości, przyozdabiają je kwiaty, obrazy i rzeźby oraz są wyposażone w komplet wygodnych i eleganckich mebli. Powszechne są parkiety z dobrych gatunków drzewa, pozłacane windy, bogato obsadzane roślinami ozdobnymi patia, marmurowe schody i parapety, podwójne windy: eleganckie, szerokie, ozdobne - dla gospodarzy i wąskie, ze skromną windą dla służby (według brazylijskiego prawa zabroniona jest dyskryminacja na tle majątkowym czy pozycji społecznej).
Służba w domu, podobnie jak za czasów kolonialnych, o ile nie ubiera się w specjalne uniformy, to obowiązkowo nosi czepek na włosach i stołuje się oddzielnie od swoich pracodawców.
Rio de Janeiro
W Brazylii nie ma jednak jawnego rasizmu i prześladowań na tle religijnym, choć zdarzały się przypadki takie jak ten z jednym z najbardziej prestiżowych klubów w mieście, położonym na własnej wysepce, do którego można się dostać tylko łódką, który przez lata nieoficjalnie nie przyjmował w poczet swoich członków Żydów i rasy innej niż biała.
W Rio de Janeiro nie spotkał mnie żaden nieprzyjemny incydent. Wokół siebie widziałam kobiety noszące drogą biżuterię i rodziny z dziećmi swobodnie przechadzającymi się ulicami miasta. Miałam poczucie bezpieczeństwa, choć zdawałam sobie sprawę, że jest ono ograniczone do wyselekcjonowanego obszaru.
Jedynie na plażach: Copocabany i Ipanemy mogłam być świadkiem równorzędnego spotkania się światów bogactwa i nędzy wspólnie kąpiących się w tym samym Oceanie i mogę przysiąc, ze trudno było odróżnić jednych od drugich.
Dobry tekst.Witaj spowrotem :)D.
ReplyDeletePo ty , tekscie , oraz widmie kryzysu , ktore sie roztacza wokol nas , zaczynam myslec , kiedy " favele " lub podobne osiedla zaczna powstawac u nas ,Dorze ze wrocilas , ma znowu co czyatc i nad czym myslec .Pozdrawiwm Vojto .
ReplyDeletePo tym , tekscie , oraz widmie kryzysu , ktore sie roztacza wokol nas , zaczynam myslec , kiedy " favele " lub podobne osiedla zaczna powstawac u nas ,Dorze ze wrocilas , ma znowu co czytc i nad czym myslec .Pozdrawiwm Vojto .
ReplyDeleteChwała,że nieobecna już obecna.Niedyskretne pytanie:czy GOJKA została ładnie przyjęta przez rodzinę męża?Pozdrawiam z I dnia 2-tygodniowej wyprawy na Suwalszczyznę.Jest b.ładnie dosyć bezpiecznie i higienicznie dla klimatów psychosomatycznych.Ale nie takie ciepło jak w ... i nie takie wrażenia.Ale serce bije spokojnie.Wielkie pozdrowienia.
ReplyDeleteEla masz takie łatwe pióro! świetnie się to czyta;) e.
ReplyDeletePowiem krótko: byłem, widziałem, potwierdzam.
ReplyDeleteMuito bom, דודה :)Przyjemnie było poczytać o Rio z innego źródła niż podręcznik do portugalskiego.A przy okazji: http://tygodnik.onet.pl/1693,72839,1,polska_inaczej,mlodzi_goscie_z_izraela_polska_inaczej,fotoreportaz.html
ReplyDeleteDziękuje za pozdrowienia."Gojka" została wspaniale przyjęta. Jedyny "mankament" polegał na tym, że kuzynka męża u której mieszkaliśmy (profesor nefrologii) zbyt się starała nas chronić i pokazać raczej tej "wyselekcjonowaną", zamożną Brazylię do której ona należy, a ja oczekiwałam egzotyki, przygody i ... sama nie wiem czego...
ReplyDeleteDziękuje za pozdrowienia."Gojka" została wspaniale przyjęta. Jedyny "mankament" polegał na tym, że kuzynka męża u której mieszkaliśmy (profesor nefrologii) zbyt się starała nas chronić i pokazać raczej tej "wyselekcjonowaną", zamożną Brazylię do której ona należy, a ja oczekiwałam egzotyki, przygody i ... sama nie wiem czego...
ReplyDeleteKolejny trafiający w sedno esej.Sądzę ,że takie problemy występują w każdej większej metropolii na świecie.Przykro mi ,że także w Polsce powiększa się strefa biedy i ubóstwa.Po 50 latach socjalizmu zwiększa sie ilość ludzi ,którzy nie zdołali się załapać do pociągu dobrobytu.I mimo tego ,że mamy wolność/ i bardzo dobrze,że ją mamy /, to jest coraz wiecej ludzi ,którzy nie radzą sobie z codziennym życiem.
ReplyDeleteWitam ! Zupełnie przypadkowo weszłam na Pani stronę ... Jestem pod wrażeniem lekkości pani pióra ...! Spojrzenie przez Panią na Rio de Janeiro i ujęte w słowa URZEKŁO mnie ! Potwierdzam Pani wszystkie spostrzeżenia o tym wielkim mieście!!! Brazylijka , która mnie gościła nie spuszczała mnie z oka ...Mój miesięczny pobyt w Rio i to jeszcze w okresie karnawału ,uważam za CUD , który wydarzył się w moim życiu... Mam do czego wracać ! Ale ja nie o tym chciałam napisać - powtórzę się - LEKKOŚĆ pani wypowiedzi sprawia, że nie można oderwać się od tekstu... Z przyjemnością kupię jedno a Pani książek ! POZDRAWIAM !!!!
ReplyDelete