Oswajanie izraelskiej rzeczywistości

Saturday, January 4, 2014

Tomasz Kobylański rozmawia z Elą Sidi


Zdjęcia: Kaśka Sikora


W Izraelu mieszka pani od ponad 20 lat. Jak do tego doszło, że pani tam wyjechała?


Zawsze wydawało mi się, że nie mogłabym zostawić rodziny, Polski i wyjechać na dłużej, choć interesowały mnie inne kraje, życie innych ludzi mówiących innymi językami, a od dziecka zastanawiało mnie jak wygląda życie w innych państwach. Zadawałam sobie pytania, czym różnią się od nas Polaków, i w czym są podobni do nas obcokrajowcy, jak wyglądałoby moje życie gdybym urodziła się w innym kraju. Ponieważ żyłam w socjalistycznej Polsce i miałam możliwość wyjazdu wyłącznie do państw podobnych do tych, jakie znałam z mojej ojczyzny czasów przedsolidarnościowych, kapitalistyczne, wolne, demokratyczne kraje, mityczny Zachód – pociągały mnie swą odmiennością. Wracając jednak do pańskiego pytania: nie jestem Żydówką i nie mam żydowskich korzeni, dlatego też moja emigracja do Izraela nie była typową emigracją zwaną przez Żydów aliją, powrotem do ojczyzny ojców – czyli rodzajem misji narodowo-religijnej; nie była też wymuszona antysemityzmem, tak jak zdarzyło się to w przypadku emigracji marcowej z lat 1968-1969. Moją emigrację do Izraela określiłabym jako romantyczną: nie planowałam jej, nie śniłam o niej, a wręcz odwrotnie – przyszła sama. Moja koleżanka ze studiów, która wybierała się do Izraela, zaproponowała mi wspólny, wyjazd w czasie studenckich wakacji. To był rok 1989. Dzięki funkcjonującej od dwóch lat w Polsce sekcji interesów Izraela przy ambasadzie Holandii otrzymałam wizę, spakowałam się i… poleciałyśmy.

[caption id="attachment_582" align="aligncenter" width="384"] Ela Sidi - autorka "Izraela oswojonego"[/caption]

Wówczas nie wiedziała pani zbyt wiele o Izraelu.

To prawda, wówczas prawie nic nie wiedziałam o Izraelu, Izraelczykach i Żydach. Izrael wydawał mi się być państwem egzotycznym i trochę mitycznym. Ta krótka wycieczka, którą nazwałabym w jakimś sensie wyprawą socjologiczno-geograficzno-historyczną, zakończyła się tym, że dziś jako miejsce swego stałego pobytu podaję Wzgórze Ogrodów, czyli Ramat Gan. Jednak raczej nigdy nie osiedliłabym się w Izraelu, gdyby nie pewien ślepiec i to na dodatek złośliwy, ze skrzydłami u ramion, z łukiem i kołczanem, ukrywający się pod pseudonimami: Kupidyn, Eros, Amor, który pewnego dnia na chybił trafił wypuścił strzałę (śmiech). Tak się złożyło, że mój obecny mąż był w jej zasięgu i kiedy przez przypadek zapukałam do jego drzwi, by zapytać o znajomą mieszkającą w jego budynku, zakochał się we mnie. Ejal, bo tak ma na imię mój mąż, tak długo przekonywał mnie do swojej miłości przyjeżdżając do Polski, że w końcu mu uwierzyłam, choć nie przyszło mi to łatwo.

Poznała pani miłość swojego życia, jednak do zamieszkania na stałe w Izraelu nie była pani do końca przekonana.

Zanim zamieszkałam na stałe w Izraelu dwukrotnie do niego przyjeżdżałam i z niego wyjeżdżałam z przekonaniem, że nigdy już nie powrócę. To postanowienie zrodziło się we mnie, kiedy podczas jednej z wizyt pechowo wplątałam się w wojnę i przeżyłam najstraszniejszy w moim życiu okres bombardowania podczas pierwszej wojny w Zatoce Perskiej. Byłam wtedy kompletnie sama, bez przyjaciół i znajomych, zamknięta w mieszkaniu w Giwatajim. Nie rozumiałam, co się wokół mnie działo i dlaczego w momencie zagrożenia mojego życia mężczyzna, który twierdził, że mnie kocha, ubrany w wojskowy mundur celował z broni przeciwrakietowej w samoloty. Izrael otrzymałam jednak w podarunku ślubnym wraz z mężem Izraelczykiem. Studencki wyjazd do Izraela okazała się być podróżą mojego życia.

Dziełem tej ponad dwudziestoletniej podróży jest pani książka „Izrael oswojony”. Informacje w niej zawarte pochodzą przede wszystkim z pani prywatnych spotkań z Izraelczykami, i – jak pani pisze – jest to książka, która pokazuje „skrawek izraelskiej rzeczywistości”.

Zgadza się. Jest to jednak zaledwie skrawek izraelskiej rzeczywistości, gdyż jest to tylko moje własne subiektywne spojrzenie na Izrael z punktu widzenia zamieszkałej w Izraelu Polki, będącej równocześnie Izraelką, dla której to, co odkrywa w swoim najbliższym otoczeniu bywa trudne i kłopotliwe, ale równocześnie jest też ciekawe, pociągające, bo odmienne. „Izrael oswojony” bazuje w znacznej części na wywiadach z wieloma osobami spotkanymi w różnych życiowych okolicznościach. Są to zarówno osoby z bliskiego otoczenia, jak i ze sfery publicznej. Ich codzienne życie to najważniejszy wątek książki, ukazującej Izrael zwykłych ludzi. Nie jest to książka o datach, statystykach, liczbach, to książka o Izraelczykach z krwi i kości, którzy zamieszkują Izrael i tworzą jego dzieje stojąc w tłumie, a nie na jego czele.

[caption id="attachment_588" align="aligncenter" width="383"] Jerozolima[/caption]

[caption id="attachment_589" align="aligncenter" width="383"] Widok na Tel Awiw z Jafo[/caption]

A czym dla pani faktycznie jest, wcześniej wspomniana, „izraelska rzeczywistość”?

Izrael to wielość światów na małej przestrzeni, świat w pigułce. Cała książka jest tak napisana, by czytelnik doszedł do wniosku, że nie ma jednoznacznej i obejmującej wszystko kategorii Izraela i Izraelczyka. Państwo to jest kalejdoskopem języków, postaw, pojęć, tożsamości. Dla mnie samej typowy Izrael jest pogmatwany, bałaganiarski, niejednolity, zdezintegrowany, ale równocześnie bardzo solidarny i patriotyczny. Integracja wewnętrzna ze względu na pochodzenie kolejnych fal emigrantów nie jest oczywista. Żyd sefardyjski zdecydowanie różni się od Żyda aszkenazyjskiego; świecki żydowski intelektualista ma mało wspólnego z ultraortodoksyjnym Żydem w kapocie z najbardziej ortodoksyjnej dzielnicy Jerozolimy Mea Szearim, a zwolennik porozumienia z Palestyńczykami nie znajdzie wspólnego języka z zaborczym osadnikiem na Zachodnim Brzegu przekonanym o tym, że jego obecność na tych terenach to posłannictwo od samego Boga. Co ma wspólnego ze sobą Żyd z Paryża z Żydem z Maroka, a ten z kolei z Żydem z Etiopii? Nie ma jednego Izraela i jednego typu Izraelczyka.

A jak się pani czuje w Izraelu jako nie-Żydówka? Początkowo miała pani z tym pewne problemy, także ze strony rodziny pani męża.

Rodzina matki mojego męża była religijna. Jego dziadek pełnił funkcję rabina w Rio de Janerio, w Brazylii, zaś syjonistyczna rodzina ojca Ejala, osiedliła się w Izraelu podczas pierwszej aliji, pod koniec XIX wieku. Pradziadek Ejala i jego prababcia należeli do dwóch z dwunastu rodzin bułgarskich, które postanowiły zebrać pieniądze i kupić za nie w Erec Israel ziemię, na której założono by żydowską osadę. Har Tuv został przez nich założony w 1883 roku. Swoją drogą liczba dwunastu rodzin jest znacząca, gdyż miała odpowiadać 12 pokoleniom żydowskim. Nie-Żydówka w rodzinie rabinów i syjonistów była czymś nie do myślenia, tym bardziej, że według judaizmu żydowskość dziedziczy się po matce, co praktycznie oznaczało nieżydowskie wnuki. Mojemu mężowi tak trudno było powiadomić ich o swoich uczuciach do mnie, a co więcej – nawet o naszym ślubie zawartym bez ich wiedzy w Polsce – że przez ponad rok trzymał to przed nimi w tajemnicy. Kiedy zaś wyszła ona na jaw, rodzina Ejala odnosiła się do mnie z wielkim dystansem. Dla nich to była tragedia.

Wspominała niegdyś pani, że jako Izraelka, ale nie-Żydówka, nie może pani czuć pełnej identyfikacji ze społeczeństwem, którego jest pani częścią i krajem w którym pani mieszka.

To prawda. Jako nie-Żydówka mam przeważnie problemy na lotnisku, gdzie często poddawana jestem dodatkowej kontroli, co bardzo oburza mojego męża. Również mój syn miał podobne problemy. Zarówno on jak i moja córka, będąc uznani za nie-Żydów, nie będą mogli wybrać sobie żydowskich partnerów za małżonków i wejść z nimi w religijny związek. Mój syn, gdyby nie służył w izraelskim wojsku, po osiągnięciu pełnoletniości mógłby zostać wydalony z Izraela i miałby problemy z otrzymaniem statusu stałego mieszkańca Izraela czy izraelskiego obywatelstwa. Jako nie-Żydzi możemy być pochowani na nielicznych cmentarzach dla nie-Żydów. Izrael jest państwem żydowskim, w którym życie toczy się według porządku żydowskich i syjonistycznych świąt, według żydowskich praw religijnych, żydowskiej historii i tradycji. Na co dzień nie odczuwam jednak różnic w traktowaniu mnie.

[caption id="attachment_584" align="aligncenter" width="383"] Ultraortodoksyjni Żydzi w Jerozolimie[/caption]

[caption id="attachment_585" align="aligncenter" width="383"] Izraelska policja[/caption]

[caption id="attachment_591" align="aligncenter" width="383"] Izraelczycy w Tel Awiwie[/caption]

W swojej książce sporą jej część poświęciła pani tematowi etiopskich Żydów oraz przedstawicielom „emigracji kiełbasianej”, jak określa się w Izraelu emigrację rosyjskich Żydów, przybyłych do Izraela na początku lat 90.

To ważny temat, ponieważ – także opierając się o własne doświadczenia – trudno jest mi zaakceptować w Izraelu różnice istniejące z powodu przynależności narodowej, koloru skóry czy chociażby zamieszkania w takiej, a nie innej dzielnicy miasta. Temat ten nie jest marginalny, ponieważ rosyjska emigracja liczyła około miliona osób, zaś etiopska – 100 tysięcy. Zdarza się, że nie wynajmuje się etiopskim Żydom mieszkań, a w pobliżu dzielnic zamieszkałych przez Etiopczyków ceny mieszkań są o wiele niższe, niż gdzie indziej. Pomimo że prezes Agencji Żydowskiej Natan Szaranski określił Żydów z Etiopii jako „najstarszą społeczność, której korzenie sięgają czasów króla Salomona, królowej Saby i jej synów”, w 2013 roku postanowiono wstrzymać emigrację Żydów etiopskich do Izraela. Jest to niespotykanym precedensem. Żydzi sefardyjscy, pochodzący z państw arabskich i afrykańskich, mniej zarabiają, mieszkają na prowincji, są gorzej wykształceni, mają znacząco mniejszą reprezentacje w Knesecie, w Sądzie Najwyższym, na eksponowanych stanowiskach, w wojsku.

A pani, jako Polka i Izraelka zarazem, tęskni czasami do Polski?

Izrael potrafi być męczący. Myśl o powrocie stale jest we mnie, nie raz mam ochotę wrócić do domu, do rzeczywistości znanych mi kodów, ojczystych piosenek, książek pisanych po polsku kupowanych w polskich księgarniach, odczucia swojskości i przynależności, bycia u siebie. Swoją drogą to czy wie pan, że w Izraelu nie ma już ani jednej polskiej księgarni? Brakuje mi na co dzień mojego ojczystego języka, który pozwala mi pełniej wypowiedzieć się, mimo że ze znajomością hebrajskiego nie mam problemu, a co więcej – nawet tłumaczę na polski nowożytną wersję starożytnego języka hebrajskiego wskrzeszonego po tysiącach lat. W Izraelu urzeka mnie różnorodność pejzaży i ich kontrastowość. Nie brakuje mi tu słońca, kwiatów, ciepłego morza czy zapierających dech w piersi widoków. Tęsknię jednak do padającego śniegu, uczucia radości, jaka ogarnia człowieka wiosną po długiej zimie, kiedy pojawiają się pierwsze pierwiosnki. Chciałabym częściej wąchać bez i mieć przyjemność oglądania konwalii, których nie ma w Izraelu. Brakuje mi złotej polskiej jesieni. Melancholia ogarnia mnie w sposób szczególny w okresie katolickich świąt, zwłaszcza w czasie Wigilii i Bożego Narodzenia, będącymi w Izraelu zwyczajnymi dniami. Najbardziej jednak tęsknię do rodziny mieszkającej w Polsce i polskich znajomych i przyjaciół, których pozostawiłam za sobą w ojczyźnie. Do Polski staram się jeździć co roku. Był taki moment, kiedy z myślą o powrocie kupiłam nawet mieszkanie w Polsce. Jednak się nie przeprowadziłam. W Izraelu mam pracę, mieszkanie. Moje dzieci mają w Izraelu przyjaciół, swój dom, czują się jak u siebie. Mój mąż, który bardzo lubi Polskę, ma w Izraelu 80-letnią matkę, której nie chciałby zostawić. Poza tym zarówno on, jak i ja, mamy w Izraelu pracę, która nas utrzymuje. Nie wiem jak pod tym względem poradzilibyśmy sobie w Polsce.

Czy w Polsce brakowałoby pani temperamentu Izraelczyków?

Zdecydowanie! Podoba mi się ich prostolinijność, otwartość, spontaniczność i żywiołowość. Izraelczycy niezależnie od wieku czy zajmowanego stanowiska zwracają się do siebie po imieniu, co automatycznie stwarza rodzaj bliskości, porozumienia i solidarności. Prostota w sposobie ubierania się, mieszkania, zachowania, sposobu mówienia charakteryzująca większość Izraelczyków, pozbawiona jest póz i emanuje naturalnością. Izraelczycy nie są formalistami do tego stopnia, że chwilami tracą proporcje i ocierają się o nietaktowność czy brak ogłady towarzyskiej, która przez nich często przyjmowana jest jako burżuazyjny przeżytek. Przysłowiowy izraelski bałagan i hucpa jest dla mnie cechą pozytywną i negatywną jednocześnie. Sterylność, idealny porządek kojarzą mi się ze skostnieniem, brakiem życia, bezruchem, poczuciem ograniczenia. Bałagan – jako stan przejściowy, wymagający oglądu i uporządkowania – może ekscytować, być pełen niespodzianek, ale może również oznaczać zwyczajne niedbalstwo. Jednakże utrudniający życie brak norm czy sumienności w ich wypełnianiu może budzić negatywne emocje estetyczne, zwłaszcza, kiedy sporo Izraelczyków nie czuje się odpowiedzialnymi np. za beztrosko pozostawione na ulicy odchody swoich czworonożnych przyjaciół (śmiech). Hucpa wiąże się jednak również z poczuciem własnej wartości, pewnością siebie, odwagą cywilną, akceptacją, a nawet zadowoleniem z tego, kim się jest. Fascynuje mnie intensywność życia w Izraelu. Trudno pogodzić mi się z tym, że Izrael jest permanentnie w potencjalnym zagrożeniu, które wpływa na jakość życia jego mieszkańców, a także z tym, że nie zawsze akceptuje prawo innych narodów do samostanowienia i pokoju, którego sam tak bardzo pragnie. Sami Izraelczycy dumni są ze swego kraju i nie pozwalają nikomu obcemu na jego krytykę, nawet słuszną. Natomiast we własnym gronie, potrafią żartować z samych siebie i tak gorliwie wytykać sobie wady, że gdyby nie to, że są Żydami, można by ich było pomylić z żarliwymi antysemitami.

[caption id="attachment_592" align="aligncenter" width="300"] Tel Awiw[/caption]

(Tomasz Kobylański jest absolwentem ukrainoznawstwa oraz studentem europeistyki ze specjalnością wiedza o Holokauście i totalitaryzmach na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Publikował m.in. na łamach „Polityki”, „Przekroju”, „Wprost”, „Nowej Europy Wschodniej”, polsko-niemiecko-ukraińskiego magazynu „Radar”, kwartalnika Stowarzyszenia Romów w Polsce „Dialog-Pheniben” oraz ukraińskiego tygodnika „Dzerkało Tyżnia”.)

Wywiad opublikowany dzięki uprzejmości „Słowa Żydowskiego”.  



 

 

5 comments:

  1. No nie przeżyję. Szkoda, ze ten 23 jest w czwartek. Nijak nie wyrwę się z roboty w tym czasie buuuuuuuuuu

    ReplyDelete
  2. Elu chcę ten wywiad zamieścić na blogu, mogę?
    Zanim odpiszesz to tak zrobię :) i zawiadomię znajomych w okolicach Twojego pojawienia się. :)
    Serdecznie pozdrawiam.

    ReplyDelete
  3. Bardzo żałuję, że nie mogę być dziś na spotkaniu z Panią w Krakowie. Nie wyszło. Mam nadzieję, że zawita Pani kiedyś do Wrocławia.

    Pozdrawiam serdecznie

    ReplyDelete
  4. "To prawda. Jako nie-Żydówka mam przeważnie problemy na lotnisku, gdzie często poddawana jestem dodatkowej kontroli, co bardzo oburza mojego męża"

    Zadziwiające, mamy mniej więcej podobny statut i "staż" w Izraelu i NIGDY ani ja ani żona ani córki nie miały ŻADNYCH problemów na lotnisku.

    "Również mój syn miał podobne problemy. Zarówno on jak i moja córka, będąc uznani za nie-Żydów, nie będą mogli wybrać sobie żydowskich partnerów za małżonków i wejść z nimi w religijny związek."

    Moim zdaniem to nawet lepiej niż w Polsce, gdzie ludzie niereligijni zawierają kościelne śluby. Po co?
    Jeśli religia w związku jest dla ciebie ważna to przejdź na judaizm lub chrześcijaństwo a jeśli nie, to nie wychodź za mąż/żeń się z religijnym partnerem. To jest bardzo zdrowa zasada.

    Mój syn, gdyby nie służył w izraelskim wojsku, po osiągnięciu pełnoletniości mógłby zostać wydalony z Izraela i miałby problemy z otrzymaniem statusu stałego mieszkańca Izraela czy izraelskiego obywatelstwa. Jako nie-Żydzi możemy być pochowani na nielicznych cmentarzach dla nie-Żydów.

    Jeśli to co Pani tu pisze jest prawdą to zadziwiające jak izraelskie prawo może być naginane i działać w dwóch niemalże identycznych przypadkach zupełnie odwrotnie! Moje córki dostały obywatelstwo izraelskie bez najmniejszego problemu i to czy służyły w wojsku czy nie (a służyły) nie miało na to najmniejszego wpływu. Myślę, że rozumiem różnicę między sytuacją Pani Syna a moich córek ale wynika ona tylko i wyłącznie z Pani woli i wg mnie, powinna to Pani wyraźnie zaznaczyć w wywiadzie.

    Serdecznie pozdrawiam,
    Marek, Tel-Aviv.

    ReplyDelete

Note: Only a member of this blog may post a comment.

Szukaj w Blogu

-----------------------------------------


----------------------------------------

Back to Top