Nie mogę podać dokładniej daty, ani godziny, kiedy TO się stało. Nie pamiętam nawet czy za oknami była wiosna czy może zima? Chyba mieszkałam wtedy w Gdańsku, ale mogło to być również w Warszawie albo na Śląsku, w Rybniku. Dzisiaj próbując odtworzyć sobie tamte lata dochodzę o wniosku, że był to rok 1988, śpiewali Michael Crawford i Sarah Brighttman, ale pewności nie mam. Miejsce i czas zatarły się w moich wspomnieniach. Nie były istotne. Ważna była ona: melodia, która mnie opętała, wzruszyła do łez i pozostała w głowie na całe lata. Posłuchajcie:
http://www.youtube.com/watch?v=oZDcSrODALQ&feature=related
Schody Paryskiej Opery

Sala lustrzana w "Le Palais Garnier"
Tamtego dnia przyrzekłam sobie, że stanę kiedyś w lustrzanej sali Opery Paryskiej "Le Palais Garnier" (będąc w Paryżu koniecznie zajrzyjcie do niej – jest przepiękna!), w podziemiach, której mieszka upiorny "geniusz muzyki" i usłyszę go śpiewającego w duecie z Christine. Najlepiej, oczywiście, u niego w domu, w Paryżu, w najpiękniejszym budynku świata w "stylu Napoleona III", jak określił to sam architekt opery – Charles Garnier, albo też w "Her Majesty's Theatre" w Londynie, gdzie "Phantom of the Opera" ("Upiór z opery"), najbardziej dochodowy musical w historii został stworzony, w 1986 roku, przez Andrew Lloyd Webbera (muzyka), Charlesa Harta i Richarda Stilgoe (libretto) i miał swoją światową premierę.
Nie pogardziłabym też Broadwayem, gdzie jest najdłużej granym (od 1988 r. do dzisiaj) spektaklem albo też "1 Show In Vegas" - "najlepszym przedstawieniem w Vegas" – jak reklamuje się go w światowej stolicy hazardu i rozrywki.

Logo "Upiora z Opery"
Los - nie będę się wypierać - z moją aktywną pomocą, doprowadził do romantycznego spotkania światowej sławy upiora z pewną nieznaną Gojką z Izraela, w specjalnie dla tego celu wybudowanym teatrze za 40 mln $, w mieście położonym w samym środku pustyni, w kraju wierzącym w "Positive Thinking" (myślenie pozytywne) i wszechobowiązującą, najważniejszą zasadę wszechświata opartą na "Prawie Przyciągania" do siebie rzeczy, o których myślimy, zgodnie z przykazaniami zawartymi w nowej Biblii współczesności "The Secret" napisanej przez guru Rhondę Byrne…
Od kilku lat mój mąż namawiał mnie na zwiedzanie USA, a ja skutecznie przekonywałam go, że od Nowego Yorku wolę Gdańsk mojej młodości, a zamiast Los Angeles czy San Francisco z chęcią pośpiewałabym przy ognisku, w ogrodzie najstarszego brata. Jeśli już mam jechać na wakacje poza moją ojczyzną to zdecydowanie wolę Europę.
Kompromisowo, więc przez lata jeździliśmy do mojej wytęsknionej Polski i dodatkowo gdzieś do Francji, Szwajcarii czy Włoch.

San Francisko zadziwia swobodną atmosferą i otwartym
na nowe idee ludźmi
Nie zrozumcie mnie źle. Nie twierdziłam, że Ameryka nie jest interesującym miejscem do zwiedzania, czy nie chciałabym jej zobaczyć, ale wydawało mi się, że zbyt dobrze znam ją z filmów, gazet, programów rozrywkowych czy piosenek. Czułam coś w rodzaju przesytu jej powierzchownym optymizmem i landrynkowatymi kolorami. Ja ze swoją smutną twarzą, zakompleksiona, skłonna do wynajdywania problemów, komplikowania życia i brania wszystkiego zbyt poważnie, nie widziałam siebie wśród beztroskiego, wiecznie uśmiechniętego, konsumpcyjnego społeczeństwa zza oceanu…Nigdy też nie byłam za amerykanizacją życia kojarzącą mi się z uproszczeniem, kiczem, ugrzecznimy rozmowami o niczym, kultem pieniędzy, koniecznością rywalizacji, fałszywą estetyką opartą na silikonie i przemocą. Zdaję sobie sprawę z tego, że wszystko, co piszę, świadczy o moim uprzedzeniu, oznacza fałszywe półprawdy czy czarno-białe szablony myślowe, bo Ameryka to ogromny kraj z milionami mieszkańców o różnych poglądach i życiowych wartościach.
Niestety, miałam właśnie takie asocjacje, (choć nie wolna byłam, na szczęście, od pozytywnych myśli) przed wyjazdem do USA.
Domyślacie się, że nawet krótki, 3 tygodniowy pobyt, pomógł mi pozytywnie przebudować myślenie o Amerykanach i Ameryce, aczkolwiek (to moje ulubione słowo) nie brakło mi również potwierdzenia niektórych moich wcześniejszych, mniej pochlebnych opinii.

Zion Park

Bryce Park
Kiedy mąż stwierdził, że w planie zwiedzania, w którym był tylko przylot z San Francisco do Las Vegas, wypożyczenie samochodu na lotnisku i natychmiastowa ucieczka z miasta-grzechu do Wielkiego Kanionu, a potem do Zaion Park i Bryce Park (gorąco polecam, przepiękne widoki i bardzo przyjemne wędrówki), nie mogę pominąć Las Vegas, najpierw oburzyłam się. Dla mnie kwintesencją kiczu i negatywów było właśnie to miasto-imitacja, stolica hazardu, prostytucji, małżeństw zawieranych po pijanemu i mafii. A że z ruletę oglądnęłam już w Monaco, w Monte Carlo nie widziałam potrzeby potwierdzenia przeżytego już doświadczenia. Dopiero potem przypomniałam sobie o spektaklu określanym przez recenzentów, jako "większym niż samo życie" i o upiorze, którym fascynuję się od lat a którego mogę poznać właśnie tam. Moją decyzję przypieczętowała notatka z "Chicago Tribune": "There's no longer any reason to see this show, anywhere else" – "Nie ma więcej żadnego powodu zobaczyć to przedstawienie gdzie kolwiek indziej". Nie tylko, że nagle BARDZO chciałam pojechać do USA, to oświadczyłam mężowi, że KONIECZNIE musieliśmy być w Las Vegas. Eyal popatrzył na mnie tym swoim wyrozumiałym dla zmienności płci pięknej, tudzież Polek, spojrzeniem i … nic nie powiedział, bo z zasady nie lubi zbyt wiele mówić i dla świętego spokoju daje się wypowiedzieć swojej połowicy a poza tym nie chcąc tracić czasu usiadł do komputera i zamówił nam z prawdziwą satysfakcją, za śmiesznie małe pieniądze (128$) – jak na 5* luksusowy hotel należący do Donalda Trumpa – królewską suitę z widokiem na Strip na 64 piętrze (hotelowa łazienka z wmontowaną w lustro plazmą jest prawie tak wielka jak całe nasze mieszkanie), bez kasyna, co wydawało nam się najmniejszym grzechem zważając, na świętokradztwo, jakiego dopuszczaliśmy się zabierając ze sobą 6-letnią Metukę do miasta rozpusty.

Vegas nie śpi nocą
W pierwszych sekundach na lotnisku w Las Vegas wiedziałam, że jestem w niezwykłym miejscu, w którym czekają mnie niesamowite przeżycia urągające wszystkiemu temu, co dotąd widziałam.
Nie mogę przysiąc, że mój opis w 100% odpowiada prawdzie. Często widzę to, co chcę widzieć lub z takiej perspektywy, że naruszam proporcje rzeczy i zjawisk. Podam Wam przykład.
Kiedy byłam w ciąży z Metuką nagle w Izraelu WSZYSTKIE kobiety nie tylko spodziewały się dziecka, ale i uśmiechały się do mnie porozumiewawczo. Nie miałam wtedy wątpliwości, że w zawiązał się jakiś tajemny spisek ciężarnych kobiet a ja jestem jego częścią, choć nie miałam pojęcia, co on oznacza. Dziwiłam się tylko nienaturalnej obfitości oczekujących na przyjście na świat noworodków.
Potem sytuacja powtórzyła się, kiedy nastąpiła w Izraelu plaga niepłodności, zniknęły nagle kobiety w ciąży a wszystkie miasta i każde miejsce, do którego pojechałam zaroiło się od dzieci w wieku Metuki, które od jakiegoś roku dziwnym trafem nie chodzą już po chodnikach a zamiast biegają psy takie jak moja suczka - Luna…

"Slot machines" - jeden z symboli Las Vegas
Nie wiem, kto podmienił tamtego lata zwykłych, przeciętnych pasażerów samolotu, którym przyleciałam i następnych lądujących po nim. Na płytę lotniska w Las Vegas wychodzili, bowiem TYLKO I WYŁĄCZNIE, młodzi i bardzo atrakcyjni ludzie, o sprężystych, seksownych ciałach, pięknych twarzach, idealnie dobranych fryzurach i w najmodniejszych ciuchach… Roześmiani, swobodni, pewni siebie… Istne anioły.
Samo lotnisko przypominało nocny klub. Drżało od wesołej muzyki, intrygowało kolorami i intensywnością świateł, pobudzało zmysły reklamami zamieszczonymi na olbrzymich ekranach telewizyjnych i przede wszystkim zachęcało do kuszenia losu automatami do gier hazardowych ustawionych na puchowych, czerwonych dywanach. W zasadzie nie trzeba było wychodzić z lotniska by wygrać miliony lub je stracić (o ile się jej miało).
Jadąc przez miasto do hotelu zastanawiałam się, czym zaskoczy mnie ten kurort milionerów, gwiazd Hollywoodu, mafionerów, legalnego hazardu, szybkich ślubów 24 godziny na dobę, publicznego picia alkoholu i największych sław estrady?
Przez szybę amerykańskiego jeepa zaintrygowana oglądałam zmieniające się ruchome pocztówki, które wywoływały we mnie nieodpartą potrzebę śmiechu. Miałam przed sobą w ekstrawaganckiej bliskości Wieżę Eiffel, Statuę Wolności i średniowieczny zamek "Excalibur"; rzymski, antyczny pałac "Caesar's Pallas" i piramidy egipskie; i weneckie kanały z pałacem...
Zwariowane miasto, szaleni ludzie o dziecięcej fantazji i perfekcji zawodowych mistrzów …

"Bellagio"
W tym mieście, nazywanym w latach 50-tych "Miss Mushroom Cloud" – "Pani Grzybowa Chmura" – tysiące turystów przyjeżdżało kiedyś by pooglądać atomowe grzyby fundowane za darmo przez własną armię, robiącą doświadczenia atomowe i nadal tutaj przyjeżdża by na pustyni zażyć kąpieli morskiej, być świadkiem rozgrywającej się na wodzie bitwy okrętów pirackich, odpocząć na tropikalnej wyspie tuż przy w Shark Reef ( "Rafie rekinów") w resorcie Mandalay Bay, gdzie podziwiać można najrzadsze w świecie okazy stworzeń morskich i popłakać się ze wzruszenia oglądając przed eleganckim hotelem "Bellagio" 8.5 hektarowe jezioro z fontanną za 40ml.$, unoszącą, dzięki 1214 urządzeniom, wodę na wysokość 460m, w perfekcyjnie dopracowanym choreograficznie spektaklu wody, światła i muzyki.

Hotel "Bellagio" i niezapomnany spektakl wody, świata i muzyki
Trudno uwierzyć w doskonałość imitacji, monstrualną kiczowatość, przesadny luksus, niezwykłość i ambicje bycia "The Best" – najlepszym – nawet, jeśli buduje się tylko replikę czegoś, co już istnieje… Biorąc pod uwagę darmowe drinki ofiarowywane w niektórych kasynach, bardzo tanie superluksusowe, ciągnące się kilometrami hotele (w Internecie można znaleźć pokoje w 5* "Bellagio" za 45$ lub w "The Wynne" za 75$ - nie wliczając w to obowiązujący – 9% podatek), niezliczone atrakcje w tym np. największe w świecie ekrany telewizyjne z spektakularnymi programami wizualnymi (Fremont); najbardziej rentowne w świecie centrum handlowe – "The Forum Shops", które po liftingu za 330 mln.$ zarobiło w 2009 roku bilion dolarów; średniowieczną, edwardiańską wioskę ze sklepami, "Stratospherę" – najwyższy budynek w Vegas dający możliwość przejażdżki kolejką i zawiśnięcia w powietrzu na wysokości ok. 300 m nad ziemią mając pod sobą tylko rozgrzane powietrze lub skoczenia w dół z 108 piętra o ile np. przegrało się znaczną sumę w tutejszym podniebnym kasynie…
W Vegas nikt nie zastanawia się na poważnie nad życiem. Przyjeżdża się tutaj by się bawić, kochać, uczestniczyć w najbardziej wymyślnych rozrywkach na światowym poziomie i wydawać pieniądze…, morze pieniędzy śmiejąc się przy tym beztrosko po znieczuleniu kilkoma drinkach, którymi można się uraczyć na każdym rogu każdej ulicy!

"The Venetian Hotel". Tutaj codziennie wieczorem słychać
śpiewającego upiora i jego ukochaną Christine
"Fantom of The Opera" w Las Vegas podobny jest do miasta, w którym jest wystawiany. Jeśli myślicie, że widzieliście już coś podobnego – mylicie się. Ten spektakl ma zapisany w programie oszołomienie, fantazję, anielskie głosy, niezwykłość, niespodzianki z dreszczykiem emocji i przedstawienie jedyne w swoim rodzaju, którego nie można zapomnieć do końca życia.
Co prawda niepisane prawo mówi: "Co stało się w Vegas pozostanie w Vegas" ja jednak uchylę Wam rąbka tajemnicy i opowiem Wam o niezapomnianej randce z upiorem.
Zaczęła się ona w kolejce do "Tix4Tonight". Była 9: 45 rano. Za 15 minut otwarte miało zostać centrum sprzedaży zniżkowych biletów (ok. 50% taniej) na atrakcje, przedstawienia i restauracje. Przed mną stało jakieś 30 osób. Z każdą minutą kolejka powiększała się. Miłe panie rozdawały słoneczne parasolki dające cel, z olbrzymich ekranów na ulicach śpiewali popularni piosenkarze i uśmiechały się do nas z niekończących się reklam supermodelki.
Mogłam kupić kupon V.I.P do okienka kasowego. Obeszłabym się wtedy bez kolejki i zamiast 20 minut stałabym dwie minuty. Nie chciałam jednak. Popijając zimny, tropikalny sok przybrany tradycyjną parasolką i pomarańczą, zaciekawiona słuchałam głośnych zwierzeń współtowarzyszy stania o minionej, gorącej nocy w Vegas i szkoda mi było zrezygnować zbyt szybko z przyjemności lustrowania kolorowych przechodniów i zgadywania czy właśnie wstali czy może idą po męczącej nocy w kasynach spać do jednego z tutejszych hoteli.
Miejsce w teatralnej sali wybrałam, dzięki forum w tripadvisor.com, w środku parteru, z prawej strony tak, aby największą atrakcję musicalu, przedstawienie samo w sobie, tonowy chandelier, żyrandol z kryształu, mieć blisko przed sobą (nie trzeba wtedy ciągle obracać się do tyłu, jak wtedy, kiedy siedzi się w początkowych rzędach. Można też usiąść pod żyrandolem, jeśli jest się zwolennikiem horrorów). Nie był to najdroższy bilet, ale też nie najtańszy (oficjalne ceny zaczynają się od 78.50$). Wszystkie zresztą miejsca są wyśmienite i na pewno warte swej ceny.

Vegas. Teatr wybudowany dla jednego przedstawienia

Paryż. Autentyczny przepych i elegancja nie do podrobienia
Wieczorem, ubrana w wieczorową sukienkę kupioną okazyjnie w miejscowym "Las Vegas Premium Outlets" (markowe ubrania w dużym wyborze za 50, 70 i więcej procent wartości), w wysokich "szpilkach", po kieliszku czerwonego wina w "weneckiej" restauracji nad wodą należącej do hotelu "The Venetian" pożegnałam się z mężem, który "wspaniałomyślnie" zaopiekował się tego wieczoru naszą córeczką pływając z nią, pod moją nieobecność, w hotelowym basenie razem z pięknymi kobietami o wydatnych (w większości silikonowych) piersiach i kusym bikini…
Ja tymczasem przechodziłam kilometry sal hazardowych by dotrzeć w końcu do teatru Phantoma.

Wejście do teatru w Vegas
Kiedy usiadłam w czerwonym, pluszowym fotelu nie mogłam się nadziwić wrażeniu bycia w Paryskiej Operze: te same złoto-czerwone loże, kryształowy żyrandol, choć o 5 ton lżejszy od oryginału i nawet dobrze "zakonserwowane" damy z innej epoki jak w moich wyobrażeniach o operze sprzed wieków… Te współczesne panie, wchodzące w towarzystwie eleganckich i mniej eleganckich panów (publiczność jest w wieczorowych kreacjach, ale i w sportowych butach, flanelowych koszulach i jeansach) bardzo mnie intrygowały. Część z nich obwieszona była diamentami, które nawet w przyćmionej sali teatralnej świeciły prawdziwym blaskiem "najlepszych przyjaciół kobiet", część zachwycała mnie najnowszymi kreacjami Diora i Chanel, część pobudzała zmysły lubieżną nagością ledwo przykrytą skąpym odzieniem a jeszcze inna budziła sympatię skromnością ubioru.
Przedstawienie, od pierwszej sceny, pierwszego aktu było niekończącą się wirtuozerią efektów specjalnych: począwszy od autentycznego jeziora z pływającą po nim gondolą, poprzez oświetlenie tysiącem świec, mgłę o maksymalnej widoczności wytwarzanej dzięki specjalnej technologii, popisy sztucznych ogni i pirotechniki; poprzez skrzące się iskry, w magiczny sposób znikający w ułamku sekundy ludzie, dym snujący się z podłogi, lustrzane odbicia – skończywszy na najbardziej spektakularnym efekcie: nagłym, zerwaniu się z wysokości 25 metrów, tonowego, kryształowego żyrandolu, który zatrzymuje się 3metry nad głowami widzów…
(http://www.youtube.com/watch?v=z0Cc_EJ5U8U&feature=related)

Vegas. "The Phantom of the Opera".
Przedstawienie jednego rekwizytu" - żyrandola
Dekoracje, rekwizyty i przede wszystkim efekty specjalne są tak intrygująco nowatorskie i doskonałe technicznie, że z łatwością widzowie zapominają o "slot machines" ciężko pracujących w salach obok przenosząc się w świat fantazji. Problem jednak w tym, że zamiast podziwiać boskie głosy podziwia się spadający żyrandol, a z przeładowania atrakcji trudno jest się skupić na muzyce i sztuce aktorskiej, a spektakl bardziej przypomina plan filmowy czy najlepszy w świecie cyrk niż tradycyjny teatr, ale to przecież Vegas - sztukmistrz bawiący się iluzją, grający zwariowaną uwerturę pozorów, miasto, które nieustannie zadziwia, prowokuje i zmnienia proporcje. Potrafi uwieść każdego, czego najlepszym przykładem jest autorka tegoż postu.
Miała pisać o upiorze, muzyce, wzruszającym spotkaniu z marzeniem... a tymczasem upiór w trakcie pisania najpierw wyblakł, a potem zupełnie gdzieś się rozpłyną w zaułkach Las Vegas...
http://www.stratospherehotel.com/thrills/
http://www.tripadvisor.com/Attraction_Review-g187147-d190204-Reviews-Palais_Garnier_Opera_National_de_Paris-Paris_Ile_de_France.html
http://www.tix4tonight.com/index.html http://www.premiumoutlets.com/outlets/outlet.asp?id=58
http://www.venetian.com/Pages.aspx?id=356
http://www.phantomlasvegas.com/