14.1.2008. Hotel Dan, Tel Awiw. Za chwilę, jako tłumaczka, poznam człowieka-legendę, najbardziej popularnego w Izraelu Polaka,.
- "Czy mógłby się pan podzielić swymi obserwacjami dotyczącymi pobytu w Izraelu?" – znany dziennikarz izraelski, Jehuda Sharoni, po etapie "kurtuazyjno-grzecznościowym" zadaje Lechowi Wałęsie pierwsze pytanie. Pan Prezydent, posiwiały od czasów, kiedy ostatnio go widziałam, dotyka dwoma palcami wąsa, zmienia ustawienie stóp, zastanawia się kilka sekund, po czym patrząc mi prosto w oczy odpowiada srogo: "Dużo budujecie"….(przerwa) "i to wszędzie". Ostatnie słowa brzmią jak wyrzut (są nim też w istocie, bo przywódca "Solidarności" ma na myśli osadnictwo żydowskie na Ziemiach Okupowanych, choć nie tylko tam widać rozpoczęte budowy, bo Izrael, faktycznie w ostatnich latach przeżywa "boom" budowniczy), a ja w tym momencie mam ochotę krzyknąć: "Panie Prezydencie, jacy Wy? To ja, pana sąsiadka z Gdańska Oliwy. Nie może mnie pan pamiętać z moich czasów studenckich, bo nie znaliśmy się wtedy, choć mój akademik i Pana dom stały niedaleko od siebie i przyznaję: od 20 lat nie mieszkam już w Polsce, ale nadal jestem My"…
[caption id="attachment_1519" align="alignnone" width="400"]
P.Lech Wałęsa z "Gojką z Izraela"(wtedy brunetką).
Spotkanie przebiegało w bardzo miłej atmosferze, a Pan Prezydent
był wyjątkowo dowcipny...
[caption id="attachment_1520" align="alignnone" width="400"]
Hotel Dan, Tel Awiw. Pan Prezydent, Lech Wałęsa (od prawej),
autorka blogu i Jehuda Sharoni
Jesienią 2010 roku, jadąc polskimi drogami, nie mogłam oprzeć się parafrazowaniu Lecha Wałęsy: "dużo w Polsce budujemy i dużo już zostało wybudowane". Nie spodziewałam się, że aż tak wiele. Przecież byłam tutaj zaledwie półtora roku temu. Już wtedy sporo się zmieniło – powstały nowe osiedla, odrestaurowano większość starych kamieniczek i obiektów historycznych, a także jednorodzinnych domów – teraz jednak pełniej widziałam efekty zmian. Krajobraz dostrzegany z dróg przejazdowych przez Polskę odznaczał się świeżością i kompleksowością nowoczesnych zabudowań, dbałością o estetykę charakterystyczną dla podwyższonej stopy życia, czystością i postępującą urbanizacją. W większości miejscowości, w dużym stopniu zniknęły stare elewacje domów, chwiejące się chatynki przy leśnych drogach, niezagospodarowane podwórka i nudne, pudełkowate zabudowania socjalistyczne z betonu. Zmiany szczególnie widoczne były na wsiach, małych miejscowościach i przedmieściach aglomeracji miejskich. W miastach podziw budziły odrestaurowane pieczołowicie stare rynki i uliczki do nich prowadzące, nowoczesne osiedla dbające nie tylko o funkcjonalność, ale i o atrakcyjny wygląd i drogi zapełnione wygodnymi, zwykle zachodnimi samochodami. Wszędzie też przyciągały uwagę dostatnie probostwa, architektonicznie ciekawe kościoły, a także liczne pomniki o tematyce religijnej i tablice pamiątkowe poświęcone martyrologii żydowskiej, jakie zdarzyło mi się oglądać nawet w małych miastach, takich jak chociażby Tuchola, Koronowo czy Kazimierz Dolny.
Ożywienie gospodarcze Polski wpisane było w ilości przydrożnych reklam różnorodnych firm, w zwiększoną obecności jednostek gospodarczych typu: restauracje, parkingi, stacje benzynowe i naprawcze, hotele i inne miejsca noclegowe a także w ofertach turystycznych i w ilości prywatnych gabinetów lekarskich.
Przydomowe ogródki w tym roku stały się jeszcze piękniejsze niż kiedykolwiek przedtem, a Polacy nie tylko, że powszechnie spędzają już urlopy za granicą, często w egzotycznych miejscach, to jeszcze bardziej zmienili swoje przyzwyczajenia – a przynajmniej te dotyczące kulinariów i sposobu spędzenia czasu wolnego. Dzisiaj w Polsce zdecydowanie mniej gotuje się w domach - częściej wychodzi do restauracji i korzysta z: profesjonalnych usług przy organizacji spotkań towarzyskich (nie tylko uroczystości rodzinnych), parków rozrywki dla dzieci, SPA, hoteli z atrakcjami, klubów, sal sportowych, siłowni i innych miejsc przeznaczonych na rozrywkę i relaks.
Nie przypadkowo moi izraelscy znajomi, pochodzący z Polski, którzy jeszcze kilka lat temu wahali się odpowiadając na pytanie czy chcieliby mieszkać w Polsce, dzisiaj nie tylko odpowiadają na nie twierdząco, ale jeżdżą kilkakrotnie w roku do Polski, a nawet mają konkretne plany osiedlenia się w niej na emeryturze. Polska zmieniła się. Wypiękniała, stała się bardziej kosmopolityczna i mówiąca po angielsku.
Polska pięknieje
Kilkakrotnie w przeszłości, podczas pobytu w Polsce mój mąż – spokojny i zrównoważony, "solidny" z wyglądu zagabywany był przez Polaków pytających się go zwykle o drogę. Na potrzeby tego typu kontaktów wyuczył się polskiego zdania wypowiadanego przez niego zawsze w ten sam sposób: "Nie mówia po polsku".
W czasach kiedy na granicznym przejściu kolejowym z Polski do Czech izraelski paszport – pierwszy tego typu widziany przez celników - wzbudzał sensację i był przekazywany z rąk do rąk z prawdziwym zainteresowaniem - Eyalowi, nieznającemu języka polskiego zdarzały się śmieszne historie – jak chociażby ta która miała miejsce na dworcu kolejowym w Giżycku:
Czekając na opóźniony pociąg zostawiłam męża samego w poczekalni, a sama poszłam kupić kanapki i coś do picia. Jakież było moje zdziwienie, kiedy wróciwszy zastałam go słuchającego jakiegoś pana, siedzącego tuż przy nim, opowiadającego mu coś z przejęciem w języku Mickiewicza i familiarnie obejmującego go. Kiedy podeszłam, zrozumiałam, że ów zwierzając się jegomość jest w stanie wskazującym na spożycie (dużych ilości) i w moim mężu znalazł sobie idealnego słuchacza". Nie mówia po polsku" nie zrobiło na żądnym powiernika "pijaczku" większego wrażenia, podobnie jak na pani, która gdy wszedłszy do przedziału i zobaczywszy jedyne puste miejsce obok Eyala spytała się czy jest wolne, na co mój elokwentny mąż odpowiedział jedynym znanym mu zwrotem: "nie mówia po polsku", co skwitowane zostało pochyleniem głowy, odciągnięciem górnej powieki i wypowiedzeniem słów: "Jedzie mi tu tramwaj?" – bardzo intrygujących, ze względu na użycie znanego mężowi słowa "tramwaj" w kompletnie zagadkowym dla niego geście, nie wiadomo jak związanym z pociągiem, w którym się właśnie znajdował…
W Polsce 2010 roku nie tylko, że nikt nie dziwił się obcej mowie, to coraz częściej na ulicach, mówiąc po hebrajsku, musieliśmy cenzurować swoje rozmowy z obawy bycia zrozumiałym przez licznie odwiedzających Polskę turystów z Izraela.
***
Moja polska rodzina postarała się o to bym odwiedzając ojczyznę miała zapewniony ruch i rozmaitość widoków do podziwiania. Żebym zaś nie narzekała, że zwiedzam tylko południową część kraju, osiedliła się również w części północnej, w odległości ok. 500 km od siebie. Zważywszy zaś na to, że aby ich odwiedzić nie mogłam, ot tak po prostu wsiąść do samochodu i przyjechać, tylko musiałam przylecieć samolotem do Warszawy ( jeszcze trzy lata temu prawdopodobnie było by to do Berlina, ale, od kiedy każdy młody mieszkaniec Tel Awiwu by być "cool" koniecznie musi pokazać się przynajmniej raz w roku w pubie w jednej z rozrywkowych dzielnic Berlina "Mitte", "Prenzlauer Berg" lub "Friedrichshain" nie miałam szansy na tani bilet), miałam okazję nie tylko przemierzać Polskę z północy na południe, ale i na linii Warszawa-Bydgoszcz i Warszawa-Śląsk, w którą dodatkowo wliczona była moja tegoroczna trasa zwiedzania wiodąca przez Kazimierz Dolny, Sandomierz, Baranów Sandomierski i Kraków.
Tak, więc odwiedzając rodzinny kraj, byłam w ciągłych rozjazdach, a połowę urlopu spędziłam na polskich jezdniach będących niezłym punktem obserwacyjnym.
Park w Szczyrku. W Polsce pojawiło się coraz więcej
atrakcji dla dzieci
W tym roku moja wyprawa do Polski była szczególna. Trwała w nieskończoność i przypominała senny koszmar z drogami w roli upiorów. W Polsce - nieposiadającej autostrad prowadzących z północy na południe, czy z powiatowych miast do stolicy, z przeważającą ilością jednopasmowych jezdni przebiegających przez miasta, wsie i miasteczka, w których obowiązuje ograniczenie prędkości i zagęszczenie ruchu, nagle – korzystając z funduszów unijnych, przygotowując się do masowej imprezy sportowej w 2012 roku i nadrabiając zaległości - wszyscy razem zdecydowali się na remont, budowę dróg, porządkowanie poboczy, malowanie, wiercenie, konstruowanie nowych mostów, remont poboczy, budowanie rund i ścieżek dla rowerów.
Nie mam wątpliwości, że taki narodowy front budowy dróg jest nie tylko pozytywnym zjawiskiem, ale wręcz koniecznym a jego efektami będę się wszyscy cieszyli za ileś tam lat, ale na razie przejazd przez Polskę to męczarnia. Korki, czasowe objazdy, zamknięte odcinki dróg, wyłaniające się nagle zjawy robotników odpoczywających na nieistniejących poboczach i kilometry poruszających się 20 km na godzinę samochodów tkwiących na jednopasmówce w pułapce przewodzącego im traktora czy zaprzęgu konnego…
Jedna z nowo wybudowanych dróg o pięknie lśniącym asfalcie, bardzo wąska, bez pobocza, ale za to ze sporą różnicą poziomów pomiędzy jezdnią a gruntem, o mało co nie była przyczyną wypadku ze mną, mężem i córką w roli poszkodowanych. Przechodnie, w tym dzieci, idący w szarości dnia jezdnią bez chodnika przyprawiali mnie o palpitację serca, podobnie jak polscy kierowcy z husarską fantazją, brawurowo wyprzedzający ciężarówki w miejscach z zakazem wyprzedzania.
Mojego męża najbardziej zbulwersowała nowa droga szybkiego ruchu oddalona zaledwie o kilka metrów od wejścia do gminnej szkoły i jej uczniowie zmuszeni do korzystania z jezdni, jako chodnika. Zdziwiony był też dużą ilością zamontowanych na stałe radarów - nie tylko na mostach i skrzyżowaniach, ale także przy wjeździe do miast i miasteczek. W porównaniu z przeszłością widać było efekty ich instalacji. Coraz mniej kierowców ośmielało się przekroczyć dozwoloną prędkość.
W tej części Polski gdzie nie trafiłam na remonty dróg, zamiast sprawdzianu cierpliwości miałam okazję przejść, w roli pasażerki, egzamin jazdy slalomem z przeszkodami. Dziury, koleiny, koślawa nawierzchnia stanowiły nie lada wyzwanie – dla mojego męża, który jest doskonałym kierowcą, ale nie dla mnie, bo ja, mająca prawo jazdy z ograniczeniem kierowania wyłącznie do samochodów automatycznych, stanowiących w Izraelu zdecydowaną większość pojazdów, a w Polsce nadal zdecydowaną mniejszość, na szczęście nie mogłam mu w tym pomóc. Spędzając godziny w korkach i podskakując na wybojach zastanawiałam się jak sportowcy i kibice z całego świata dojadą do polskich stadionów na Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej i czy bardzo zła kondycja polskich dróg ma jakiś związek z kondycją zdrowotną Polaków? Biorąc pod uwagę przytłaczającą ilość reklam różnego rodzaju medykamentów w radiu i w telewizji oraz informacje czołówek aktualności o kolejnych zatruciach się dopalaczami (nauczyłam się nowego słowa, nieznanego mi wcześniej) miałam wrażenie, że cała Polska nie tylko, że się buduje to i choruje. Pewnie sprzyjały temu jesienne deszcze i tzw. "okres przejściowy". Możliwe też, że ja byłam tego bezpośrednim powodem. Dlaczego? Posłuchajcie jak to było:
- Przyjeżdżacie w poniedziałek, prawda?
- Skąd wiesz? – zdziwiłam się nie mogąc zrozumieć pewności w głosie mojej bratowej. Nie miałam pojęcia skąd mogła znać datę mojego przylotu, skoro dopiero w dzisiejszym dniu El-Al ogłosił przecenę biletów na lot do Warszawy, a mój mąż był dopiero od 10 minut nabywcą trzech z nich.
- Podali w telewizji.
-?! - nie miałam pojęcia, o czym mówiła.
- Tak. Dotychczas mieliśmy piękną pogodę, chodziliśmy nawet w krótkim rękawku. Wczoraj oznajmili nam niskie temperatury z przymrozkami i ulewne deszcze od poniedziałku. Tłumaczyli to jakimś wyżem czy niżem – a ja od razu wiedziałam, że to nic innego tylko Ty przyjeżdżasz do Polski i pewnie też przywieziesz nam jakąś falę grypy czy wyjątkową ilość zachorowań na coś innego. Dzięki Twojej wizycie za każdym razem mamy wyjątkowo paskudną pogodę i jesteśmy potem na urlopie zdrowotnym. Nie zauważyłaś tego?
- Hm... no to ładnie zachęcasz mnie do odwiedzin starych kątów. I na dodatek, robisz ze mnie zwiastunkę wszelkiego złego. Trochę za dużo jak na moje możliwości. Poza tym, czy kiedykolwiek pomyślałaś, że deszcze witają Eyala a nie mnie? On po to do Was jedzie. Gdyby Polska była mniej szara, deszczowa i zimna nie byłaby dla niego taka atrakcyjna. Widocznie polskie barometry nastawione są na niego a nie na mnie, a co do chorób to przecież mogą się one świetnie obejść beze mnie! No nie?
- No już dobrze, Żartowałam. Najważniejsze, że musicie zabrać ze sobą ciepłe ciuchy i parasolki. Aspirynę będziecie mieli na miejscu. Mamy też pyszny sok z malin na przeziębienie. Jesteśmy, więc przygotowani na gości. Powiedz tylko – musimy koniecznie robić bigos czy się tym razem obejdziesz się bez niego?
- Kochana, po ostatniej diecie kapuścianej możesz zapomnieć o bigosie. Nie jestem już od niego uzależniona i jem wszystko, oprócz kapusty.
- Świetnie, bo ta ostatnia, którą kupiłam była jakaś niedobra i już zaczęłam się martwić czy znajdę inną. Cieszę się, że przyjeżdżajcie. Czekamy!
W wigilię naszego przyjazdu bratową drapało w gardle, mój najstarszy brat powoli zaczynał tracić głos, a dwójka dzieci średniego leżała z gorączką w łóżkach już od dwóch dni, podobnie jak ich mama i babcia. Wokół nas wszyscy prychali, kasłali i ssali pastylki od bólu gardła. Nawet Kora – suczka mojego brata osowiale patrzyła na nas spode łba. Chyba niezbyt dobrze się czuła. Chora była moja kuzynka, a jej męża właśnie chwyciły bóle kręgosłupa. Moja matka też chorowała, choć w jej przypadku – biorąc pod uwagę wieloletnią cukrzycę i wysokie nadciśnienie - sytuacja była raczej chroniczna niż czasowa.
Gorąco. Nie ma czym oddychać, w powietrzu unosi się piasek
i marzy się o deszczu...
To nie zdjęcie złej jakości, tylko Tel Awiw w dniu sharavu
Z Polski wyjechałam lekko otumaniona zażywaniem maksymalnej ilości środków przeciwbólowych, z ostrym bólem zęba i antybiotykiem. Już na miejscu, w Izraelu, okazało się, że udało mi się nie tylko uciec przed wyjątkowo upalnym, "sharavem" (gorącym wiatrem z pustyni przynoszącym 40 stopniową temperaturę i burze piaskowe), który zniszczył większość upraw pomidorów i wywindowała ich cenę do 17 szekli za kilogram (1złoty=1.25 szekla), ale i przed byciem potencjalną ofiarą wirusa grasującego wśród Izraelczyków podczas mojego pobytu w Polsce, który odesłał do łóżek połowę działu w "Maarivie", w którym pracuję. Czyżbym szczęśliwie uciekła z deszczu pod rynnę?